- Jak słyszę, że Wajda jest Mistrzem, a Wałęsa Bohaterem, to umieram ze śmiechu. Bo jeden bez specjalnego wysiłku uchodził za geniusza w najmroczniejszych czasach polskiego socjalizmu, a drugi dla sławy i kasy właził w dupę bezpiece tak jak teraz wchodzi Tuskowi.
Taki komentarz do recenzji filmu Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei” zamieścił jeden z internautów.
Sponsorami dzieła Mistrza są między innymi telewizja polska, instytut sztuki filmowej, i sam minister kultury. Sponsorem był nawet Amber Gold Tuska - Juniora, ale Mistrz w porę zorientował się, że to może być niezła wtopa i zrezygnował z dotacji od złodziei. Chwała mu przynajmniej za to.
Proszę mnie źle nie zrozumieć – nie chciałbym, aby ktokolwiek odbierał Wałęsie prawo do zasług i należnej sławy. Przeczył bym sobie i swojej przeszłości, gdy jako młody człowiek byłem aż do utraty wolności zafascynowany tym panem. Był on niekwestionowanym przywódcą robotników i upartym negocjatorem władzy w mrocznym okresie stanu wojennego. W filmie najbardziej przekonały mnie do niego właśnie sceny z internowania, gdy – jeśli to prawda - nie uległ on nęcącym propozycjom komunistów.
Niestety, film Wajdy o Wałęsie (ciągle to zabronione „W”…) jest wyjątkowo tendencyjnym, wyjątkowo jednostronnym i wybiórczym materiałem z życia człowieka skomplikowanego jak epoka w której nam i jemu przyszło żyć.
Motywem przewodnim produkcji jest wywiad, którego Wałęsa udzielił słynnej Orianie Fallaci w 1981 roku. Wspominając ten moment, Fallaci napisała w 2005 roku:
- Nasza epoka pozbawiona jest przywódców. Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności, to nogi uginają się pod człowiekiem.
I mnie uginają się nogi, gdy oglądam takich przywódców jak Berlusconi, Sarkozy, Clinton, czy...ostatnie dzieło Mistrza…
Mistrz Wajda rozpoczął film sceną słabości zahukanego Bohatera, męża, który w dniu narodzin dziecka podpisuje jakieś zobowiązania względem bezpieki i zatrzymuje swój kadr z Bohaterem Narodowym w połowie drogi. Film kończy się bowiem sceną triumfu Wałęsy w Izbie Reprezentantów i Senacie USA.
Co było wcześniej ? Nie wiadomo. Jakie były konsekwencje tego że Bohater uległ bezpiece ? Nie wiadomo, choć na ekranie pyta o to sama Danuśka Wałęsowa. Co było dalej, po przemówieniu przed połączonymi izbami w Ameryce ?
…
Nie widzimy już Wałęsy przy okrągłym stole, przy wódeczce z Michnikiem i Kiszczakiem. Próżno szukać u Mistrza sceny „Nocnej zmiany”, oskarżenia Bohatera o współpracę z bezpieką i obalenia rządów premiera Olszewskiego. Nie ma kadrów czyszczenia teczki agenta „Bolka”. Nie ma wściekłej agitki Wałęsy za Tuskiem i przeciwko Kaczyńskiemu i jego tragicznie zmarłemu bratu.
Są za to wzruszające sceny aresztowań Bohatera, gdy raz po raz przed zatrzymaniem oddaje on swojej Danuśce jego najcenniejsze dobra: zegarek i obrączkę. Za to nie ma nic o szczęśliwych dla „Bolka” losowaniach totolotka. O tym z jaką zapiekłością chce egzekwować wyrok sądu przeciwko dawnemu przyjacielowi, któóry chce podzielić się z innymi inna prawdą o Wałęsie.Jest i rozzbrajająca scena w komisariacie, kiedy nad zatrzymanym wraz z dzieckiem Wałęsą lituje się funkcjonariuszka, która…własną piersią karmi „ na dołku” którąś tam z kolei latorośl Bohatera.
Janusz Głowacki, autor scenariusza do ostatniego dzieła Mistrza poszedł na łatwiznę opowiadając życiorys żywego Bohatera. To było naprawdę łatwe. W fabułę dało się bowiem wpleść masę gotowców w postaci archiwalnych zdjęć ze stoczni, z kronik filmowych, czy papieskich wizyt. W tym galimatiasie, nawet doskonałemu w głównej roli aktorowi fikcja kompletnie pomieszała się z rzeczywistością, gdyż nie zagrał on Wałęsy, ale sparodiował swojego Bohatera.
A Stary Mistrz, tak jak i jego Bohater, coraz częściej korzysta z pomocy klinik kardiologicznych w Polsce i za granicą woli swojej publiczności serwować tanie wzruszenia, zamiast prezentować współczesne dylematy. Nie starczyło na to serca ani twórcom, ani sponsorom, ani bohaterom tej opowieści.
- Bolek, powiedz, czy rozliczyłeś chociaż jednego komunistę, bo ja sobie nie przypominam – pisze na portalu polskatimes.pl internauta sklave. – Sam siebie też nie rozliczyłeś…
Myślę, że Polakom chodzi właśnie o taki film – nie o afirmację, ale o wątpliwości. Natomiast Wajda i Głowacki stworzyli bajkę. Jest to bardziej film dla Wałęsy i „przyjaciół z telewizji”, niż dla historyków i publiczności. Człowiek filmu stworzył celuloidową bajeczkę o miłym wilku z Zaspy.
A to nie o to przecież dziś idzie.