Kristoff104 Kristoff104
269
BLOG

Nieużytek ekologiczny

Kristoff104 Kristoff104 Rozmaitości Obserwuj notkę 1

W obszarze pewnego miasta, dawniej wojewódzkiego, było zdawana jeziorko. Zupełnie nieźle położone, na peryferiach, w pewnym oddaleniu od centrum, a więc miejsce dogodne, w sam raz, by mieszkańcy mieli gdzie wyskoczyć odpocząć w weekend. Miejsce nawet czyste i ładne. Jezioro sztuczne, jeszcze za PRL-u powiększane.
Pożyteczne miejsce: dało się opalać, kąpać, łódką popływać czy powędkować, a w zimie pojeździć na łyżwach a nawet – jak to się zdarzało po naprawdę srogich i długich mrozach – poszaleć samochodem.
Jak to sztuczny obiekt, należy jezioro utrzymywać. Nic skomplikowanego: co jakiś czas użyć pogłębiarki, wykosić niepożądaną roślinność, skontrolować stan zapory. Alternatywa jest oczywista – woda najpewniej zarośnie, trzciny zajmą cały brzeg, zbiornik stanie się bezużyteczny.
O roślinkach i pogłębiarkach jakoś tak zapomniano z czasem. Obudzono się chyba dopiero ok roku 2004, w każdym razie w okolicach +/- wstępowania Polski do Unii. Dokonano wtedy ciekawego odkrycia: ponieważ jezioro stało się siedliskiem jakichś tam rzadkich ponoć gatunków ptaków, można utworzyć rezerwat przyrody, tzw. „użytek ekologiczny”. „Użytek ekologiczny” (UE) to taki rezerwat, gdzie nie wolno z grubsza tego, czego nie można wszędzie indziej, tj. np. zabijać objętych ochroną zwierząt, poza tym nie można m. in. płoszyć zwierzyny. Sprowadza się do do zakazu hałasowania czy też niemożliwości wybudowania czegokolwiek sensownego w pobliżu wody. Zupełnie zresztą nie przejmowano się faktem, że w tym samym czasie gdy miasto ustanawiało UE, budowało też miejską obwodnicę, w najbliższym miejscu wręcz dotykającą jeziora.
Moim zdaniem, cały ten użytek był tylko świetnym pretekstem by, przypodobawszy się po drodze obrońcom przyrody, usprawiedliwić brak jakichkolwiek działań związanych z utrzymaniem i konserwacją zbiornika. A zaniedbania były spore: począwszy od już wymienionych, po kąpielisko, które wielokrotnie co prawda powstawało w różnych punktach okolic jeziora, ale zawsze potem zapominano o nie dbać, tak więc po sezonie – dwóch, podupadało, zarastało krzaczorami i zmieniało się w niezdatne do czegokolwiek, lekko waniające bajorko.
Pomijam już zupełnie (zapewne nieistotny) fakt że UE był niepotrzebny, skoro zbiornik stał się przyrodniczym skarbem właśnie dzięki działaniom ludzi (w końcu jezioro sztuczne) i właśnie NIE BĘDĄC rezerwatem, a brak ewentualnej ludzkiej ingerencji może doprowadzić do niekorzystnych dla rzadkich ptaków zmian.
Tak więc, postawiono ładne tabliczki, że oto znajdujemy się na terenie ekologicznego użytku i że nie wolno śmiecić i hałasować a utworzenie tegoż rezerwatu ufundowano ze środków funduszu jakiegośtam. I niby to problem zniknął...
O tym wszystkim napisałem w tamtym czasie solidny tekst. Z tekstem poleciałem do lokalnej gazety (dziś część „Polska The Times”). Popełniłem zresztą błąd, za który pluję sobie w brodę, bo nie mogę go chyba wytłumaczyć brakiem doświadczenia: nie przewidziałem możliwości przeredagowania materiału. W każdym razie, było tego chyba ze 6 stron tekstu, starannie uargumentowanego, ze szpilką wbitą komu trzeba co jakiś czas.
Tymczasem redakcja potraktowała całość jak list do redakcji i nawet zamieściła na łamach, ale – oczywiście – nie w całości, lecz dostosowała do potrzeb edycyjnych; pocięła zwyczajnie, dlatego z całego wywodu został kawałek jednej kolumny, jakieś 5 – 7 cm na wysokość. Wobec czego całą – jak mi się wtedy wydawało – misternie utkaną kolejność myśli i jasność przekazu trafił szlag, sens wypowiedzi został zmieniony i ze wszystkiego pozostała w miarę nienaruszona tylko sugestia, że pewnego dnia jezioro zarośnie i nie będzie się dało z niego normalnie korzystać, jeśli w ogóle coś, co w efekcie tego procesu otrzymamy, będzie się dało nazwać jeziorem.
Z tym czymś, na co przekształcono moją opinię, polemizował nawet jakiś miejscowy ochroniarz przyrody (jego zresztą chyba też pocięli), ale nie kontynuowałem sprawy, bo mi się zwyczajnie odechciało.
Teraz mam bloga, mogę więc sobie przypomnieć o sprawie po paru latach i napisać, opublikować w takiej postaci jaką tylko zapragnę.
Cała sprawa przypomina mi się, kiedy patrzę na owo nieszczęsne jezioro, jak z każdym rokiem mniej brzegu dostępne jest dla ludzi, jak okoliczne tereny wyludniają się – ubożeją o kolejnych spacerowiczów i plażowiczów, upadają ostatnie pozostałości po kilku małych barach, jakie tu niegdyś powstały... Kiedyś w sezonie pojawiały się tu na przykład kajaki, które można było wynająć za drobną opłatą. Teraz próżno ich szukać.
Wiem od wędkarzy, że rok obecny, z racji dużych opadów i wyższego niż zawsze poziomu wody, jest od iluś już sezonów pierwszym, gdy płynąc łodzią nie zaczepia się spodem o najróżniejsze przeszkody, pnie czy bujną roślinność.
Nie całe jezioro wygląda w ten sposób. Gdzieniegdzie, w pobliżu zapory, da się jeszcze nawet i wędkować z brzegu, nawet kawałek plaży się trafi. Niekiedy widać, że ta tafla – to woda.
Nie wiem, ile podobnych jezior, lasów i innych bogactw przyrody mamy w kraju.
Warto chyba jednak zadać sobie pytanie: czy aby ich ochrona na pewno powinna wyglądać w ten sposób?
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości