Pamiętacie tamten dzień? Tak go wspomina jeden ze współczesnych internautów.
16 listopada 1989 roku pracownicy Wojewódzkiej Dyrekcji Dróg Miejskich, w otoczeniu fotoreporterów, dziennikarzy, a także licznie zgromadzonych warszawiaków przystąpili do ....
Pamiętacie już?
.... demontażu pomnika ...
Już?
... Dzierżyńskiego. Głowa twórcy CzeKi rozbiła się o beton, a jego korpus zadyndał na trzymających go linach.
Wówczas nie doszło do żadnych większych protestów, żadnych demonstracji. Nawet postkomuniści — wtedy jeszcze w PZPR — byli w miarę cicho. Chcieliśmy zgodnie pozbyć się symboli upokorzenia i utraty wolności i niezależności. Jedyne kontrowersje wywołała relacja w telewizji w przeddzień wizyty premiera Mazowieckiego w Moskwie.
Od kilku dni w Estonii toczy się gwałtowny spór o pamiątki z sowieckiej historii i, w ogóle, o historię. My w Polsce dziś, po osiemnastu latach od tak zgodnego i łagodnego zburzenia pomnika Dzierżyńskiego w Polsce spieramy się o nazwy ulic, kilka ocalałych pomników i tablic. Oczywiście, wolałbym, by takie decyzje podejmowali sami mieszkańcy, samorządy. Ale czasami trzeba wziąć odpowiedzialność za takie decyzje i po prostu je podjąć. Dziwię się ludziom, którzy chcą mieszkać przy ulicy, której patronem jest ktoś niegodny. Oczywiście też, że i Gomułka i Spychalski i Nowotko i wyrzucający Niemców z Polski żołnierze sowieccy należą do naszej historii. Nikt, a na pewno nie ja, nie chce ich z niej usuwać, ale to Gomułka powiedział w imieniu komunistów, że raz <zdobytej władzy nie oddamy> i robił wszystko co złe, by ta się stało, to Armia Czerwona wprawdzie wyzwoliła spod Niemców, ale mordowała i wysyłała na Wschód żołnierzy AK i blisko pół wieku trzymała nas w szachu.
Zapomnieliśmy o tym. Warto sobie przypomnieć i znaleźć lepszych patronów. A może lepiej w nazywaniu ulic odwoływać się tylko do przyrody.