55 godzin żyje tekst Piotra Semki o anonimowości w necie. Wywołał w s24 mnóstwo reakcji. Najpierw liczne i ostre ataki. Potem znalazł paru obrońców. Teraz emocji jest mniej, ale tekst wciąż jest często przywoływany. Przywołania są często całkiem neutralne, ale kontekst ten sam: sprawa kataryny, walka mainstreamu z blogosferą.
Cóz takiego napisał Piotrek? Czy zakwestionował anonimowość? Poparł może "Dziennik" przeciwko katarynie? Nic z tych rzeczy. Napisał, że anonimowość budzi w nim parę wątpliwości. Nie pdopisałbym się pod tym tekstem, bo z częścią tez się nie zgadzam, a ironiczny wobec blogerów styl mnie razi. Ale moje ogólne podejście do sprawy jest podobne: akceptując anonimowość - nie akceptuję tezy, iż anonimowo wolno wszystko.
Pisałem już o tym. Ktoś, kto używając nicka zarzuca konkretnej osobie np. agenturalność czy podlizywanie się jakiejś partii lub instytucji - nie korzysta z wolności słowa, lecz jej nadużywa. Na swoim blogu każdego, kto anonimowo stawia mi taki zarzut, traktuję jak trolla. Tak robiłem i robić będę.
Broniąc kataryny, potępiając "Dziennik" - wypowiedziałem się w konkretnej sprawie. Powtarzam: nie gwarantuję poparcia każdego anonima w każdym starciu z mainstreamem. Cieszy mnie wzrost znaczenia blogosfery - jako całości, złożonej i z anonimów, i blogujących pod nazwiskiem. Należąc do tych drugich nie czuję się gorszy od tych pierwszych. Więcej: czytając prognozy, że kiedyś anonimowi blogerzy staną się główną siłą opiniotwórczą - czuję niepokoój. Ktoś to już chyba powiedział: przyszłość jako jeden wielki bal maskowy nie jest przyszłościa wymarzoną.
Nazwisko Semka powtarza się i jeszcze chwila, a wszyscy zapomną, co Piotr napisał. Zapamiętają kontekst i podświadomie postawią Piotra obok Cezarego Michalskiego i Roberta Krasowskiego. A po nim każdego, kto śmie zakwestionować choć ułamek tezy o przewagach anonimowości. Jeśli tak, proszę tamże umieścić i mnie.