Ksiazkiprzyherbacie Ksiazkiprzyherbacie
1433
BLOG

Pakt Ribbentrop-Beck

Ksiazkiprzyherbacie Ksiazkiprzyherbacie Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

 

Niewiele ukazało się ostatnio pozycji tak ciekawych a zarazem kontrowersyjnych jak „Pakt Ribbentrop-Beck” Piotra Zychowicza. Autor dowodzi w tej pozycji (a może łagodniej – z ze zrozumieniem się do tej idei odnosi), że w interesie Polski było podpisanie z hitlerowskimi Niemcami strategicznego porozumienia, wręcz sojuszu, a w konsekwencji uderzenie razem z nimi na ZSRS.

Sam pomysł, choć nie nowy, na pierwszy rzut oka szokuje. W zakorzenionej świadomości jakiekolwiek, sojusze z III Rzeszą wydają się pomysłem szalonym. Gdy spojrzeć jednak na sprawę szerzej, rzecz nie wydaje się zupełnie wzięta z Księżyca. Wszak w trwającym krócej lub dłużej aliansie z Niemcami było poza Włochami kilka innych państw europejskich. Wystarczy wymienić tu Węgry, Bułgarię, Słowację, Rumunię czy Finlandię. Dobre stosunki z Niemcami (mimo deklarowanej neutralności) utrzymywały Turcja, Hiszpania i Szwecja. Od razu należałoby zaznaczyć, że takie „hiszpańskie” wyjście było w przypadku Polski niemożliwe. Już samo położenie geograficzne wykluczało taki scenariusz. Adolf Hitler nie lubił zresztą półśrodków – od 1938 roku sugestie (a później żądania) niemieckie szły w kierunku wypełnienia zasady „z nami lub przeciwko nam”. Trzeba się było zatem zdecydować. Przyjrzyjmy się przez chwilę tezom Piotra Zychowicza, z których wynika że biorąc pod uwagę realpolitik należałoby zawrzeć z III Rzeszą sojusz, nawet za cenę zdumienia świata i utraty prestiżu. Nie tylko zresztą prestiżu – Niemcom należałoby oddać również Wolne Miasto Gdańsk i „korytarz”. Co w zamian? Według Zychowicza, dużo – spokój na zachodniej granicy, korzystna współpraca gospodarcza i tama dla najgroźniejszego wroga ludzkości – komunizmu. No i najśmielsza teza – wojska niemieckie wsparte polskimi byłyby w stanie pokonać armię sowiecką. Czy naprawdę?

A zatem dobrze – mamy jesień 1938 roku, w początkach grudnia zostaje zawarty polsko-niemiecki alians. Zdjęcia Ribbentropa i Becka ściskających sobie dłonie wędrują w świat. Gdańsk i korytarz z początkiem 1939 roku otrzymują Niemcy. W zamian za to III Rzesza wydziela Polsce „korytarz przez korytarz” (co było zresztą od początku zgodne z propozycjami Berlina) i sankcjonuje polskie rewindykacje na Zaolziu i Spiszu. Piotr Zychowicz konstruuje to nieco inaczej, odmiennie rozkłada akcenty ale można się zgodzić, iż początki mogłyby być całkiem udane. Oczywiście świat zachodni byłby oburzony – w końcu Hitler zapracował już na opinię „złego chłopca”, gazety pisałyby o konformistycznych Polakach. Ale po cichu politycy Europy Zachodniej wydaliby westchnienie ulgi. Wreszcie poczuliby się lepiej po monachijskim kacu i kilku kacach poprzednich, choćby abisyńskim (gdy Liga Narodów potępiła włoską inwazję ale nie zdobyła się nawet na zakaz sprzedaży Italii ropy do włoskich czołgów!) . I co do tych dwóch, trzech lat nawet mogę się z Piotrem Zychowiczem zgodzić. Ale dwa, trzy lata mijają szybko, a potem cena za sojusz z III Rzeszą rośnie błyskawicznie. Nie wiem czemu autor „Pakt Ribbentrop-Beck” tak lekko traktuje dwie kwestie: nacisków niemieckich w kwestii żydowskiej oraz w kwestii ataku na ZSRS. Tych pierwszych doświadczyły wszystkie państwa współpracujące z Niemcami. Nie w równym zakresie – Finlandia, w której niemal nie było Żydów, została potraktowana przez dominującego sojusznika łagodnie. Lecz już Węgry odczuły hitlerowskie obsesje bardzo boleśnie – gdy rząd regenta Horthy`ego okazał się zbyt miękki, został przez Niemców zastąpiony zupełnie już marionetkowym rządem strzałokrzyżowców, którzy posłusznie wysłali do Auschwitz wiele tysięcy Żydów. Nie mam wątpliwości, że naciski niemieckie na Polskę w tej sprawie byłyby – z uwagi na to, że II RP była największym skupiskiem Żydów w Europie – potężne. I znów stoimy przed dylematem - wracamy do punktu wyjścia, czyli: czy powiedzieć „nie” (ale teraz już z wielce prawdopodobnym faktem stacjonowania „bratnich” wojsk spod znaku swastyki na polskim terytorium), czy też powiedzieć „tak”? Owo „tak” sprawiłoby, że sformułowanie „polskie obozy śmierci” niestety nie byłoby tylko efektem złej woli lub niewiedzy... Zaś ”nie” oznaczałoby realne zagrożenie wariantem węgierskim, co w polskich realiach skończyłoby się i tak przelewem krwi. Polskie społeczeństwo, mimo takich, czy innych napięć polsko-żydowskich nie było de facto nastawione antysemicko, a już na pewno odebrałoby próbę brutalnej ingerencji w wewnętrzne sprawy państwa jak najgorzej.

Jeszcze większe wątpliwości mam co do skuteczności polsko-niemieckiego ataku na ZSRS. Przede wszystkim oznaczałby on także niechybne wkroczenie i stacjonowanie wojsk Hitlera na polskim terytorium (odwrotnie jak w lipcowych propozycjach Stalina z 1939 r.). A siła polskiego wojska? Tu stoję na stanowisku, że nie zmieniłoby to zasadniczo układu sił. Może i z pomocą Polaków Hitler zdobyłby Moskwę w 1941 r, może utrzymałby Stalingrad w 1943 r., ale co z tego? Błąd Hitlera (który zresztą całkiem świadomie nie kalkulował na chłodno w tym zakresie) polegał na nieuwzględnieniu niewyczerpanego kapitału ludzkiego Sowietów oraz na niewyczerpanej determinacji komunistów, by utrzymać się u władzy. Stąd nawet dojście do linii Uralu i Morza Kaspijskiego nie rozstrzygnęłoby wojny – co najwyżej znacznie przedłużyło. Niemcy nie byliby fizycznie w stanie zdobyć całej Rosji. A tlące się wciąż na wschodnich rubieżach walki nie pozwoliłyby nawet na chwilę nazwać tego stanu pokojem. Również rachuby dotyczące dalszej bierności Wlk Brytanii i Francji trudno zaakceptować. Wszak Hitler pragnął również rewizji systemu kolonialnego na korzyść Niemiec, na co Anglicy i Francuzi przystać nie zamierzali. Sądzę więc, że alians francusko-angielsko-sowiecki i tak byłby kwestią czasu, a jego skutek jawi się zawsze ten sam: pokonanie Niemiec i ich sojuszników, w tym także Polski. Wystarczy porównać sobie możliwości militarne takich bloków.

Oczywiście można rozważać co by było gdyby Polska w odpowiednim momencie z całej awantury się wycofała. Tak zrobiła przecież np. Finlandia. Zapewne najmniej zły wybór tej chwili mógłby trochę złagodzić część skutków bycia sojusznikiem Hitlera. Nie łudźmy się jednak, że w całości naprawiłby dawny błąd. Nawet wspomniana Finlandia, leżąca wszak na uboczu głównej sceny działań, okupiła go walkami z Niemcami (wściekłymi na Finów za „zdradę”), a potem upokarzającym pokojem ze Stalinem, pokojem który przecież usankcjonował utratę 10% terytorium i uzależnił Finlandię od ZSRS na długie lata. W przypadku Polski, leżącej na drodze do Berlina, skutki byłyby o wiele sroższe i nie ma wątpliwości, że Rosjanie traktowaliby polskie ziemie jak kraj okupowany i zwyciężony a nie – przynajmniej oficjalnie – wyzwalany. Straty ludzkie – wobec udziału naszych armii w walkach na wykrawawiającym froncie wschodnim byłyby duże. Straty materialne – wobec ogromnej skali grabieży i reperacji wojennych - także. A Warszawa i tak mogłaby być dymiącą ruiną, podobnie jak niemieckie Drezno...

Najkrócej podsumowując – skoro skończyłoby się podobnie, tzn. na długoletnim uzależnieniu od ZSRS a jedyną różnicą byłby ogromny upadek prestiżu Polski (współodpowiedzialnej za Holocaust) – to po co to wszystko?

Niezależnie od tej różnicy zdań, uważam że Piotr Zychowicz napisał interesującą książkę, świeżo i niebanalnie podejmującą kontrowersyjną problematykę. Można się nie zgadzać – ale warto przeczytać.

Bizmut72

 

Por. "Pakt Ribbentrop-Beck"

Książka dostępna w księgarni "Książki przy herbacie"

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura