Europa już w pierwszej połowie XX wieku weszła w fazę schyłkową. Unia Europejska wydaje się być nieudaną próbą pobudzenia do życia odrętwiałego i zmęczonego ciała Starego Świata. Prymat przejęły USA. Ale zawsze miały skłonność - dziś także widoczną - do izolacjonizmu. Jeśli wybuchłaby III Wojna Światowa, jestem przekonany, że Stany Zjednoczone przystąpiłyby jako ostatnie. Nieodwracalnie skończyła się tez darmowy amerykański parasol ochronny nad Europą. A ta, pozostawiona sama sobie, nie jest w stanie uporać się ze swą postępująca słabością. Stosunki transatlantyckie słabną; NATO staje sie coraz bardziej pasywną, zachowawczą organizacją, która prawdopodobnie będzie musiała podzielić losy Ligii Narodów.
Czy zatem Europa powinna skierować swe spojrzenie na wschód? Pojawiają sie głosy, również w Polsce (np. minister R. Sikorski) mówiące o przyjęciu w (niedookreślonej) przyszłości Rosji w struktury UE. Niemcy i Francuzi proponowali wprowadzenie Rosji - tylnimi drzwiami, by uniknąć karcących spojrzeń i gwizdów - do NATO. Czy zatem to faktycznie dobry kierunek dla Europy?
Cywilizacja Rosyjska wspiera się na trzech dużych filarach. Są to: chrzest w 988 w obrządku greckim, bizantynizacja władzy i panowanie (blisko 300-letnie) mongolskie. Ukształtowało to kulturę i społeczeństwo w niewielkim stopniu podobne do zachodniej Europy. Rosja to mariaż wschodu ze stepami, która nigdy nie doświadczyła feudalizmu (w modelu zachodnioeuropejskim), rzymskiego katolicyzmu, kolonizacji, zamorskiej ekspansji, reformacji, powstania państw narodowych. I jeśli kiedykolwiek dojdzie do połączenia Europy z Rosją, to wspólny mianownik będzie tak mały, że wręcz niezauważlny i nic nie znaczący.
Europa musi przestać się oglądać na prawo i lewo, czas by zaczęła iść przed siebie. W przeciwnym razie towarzyszący jej wiatr schyłkowości, wiejący w plecy, zawieje jej w twarz.