- Niech się pani zastanowi, to dla dobra dzieci! Przecież, droga pani, będzie głośno…!
- Przemyśleliśmy już to z mężem…
- Ale przecież decyzję jeszcze można zmienić! Ja na pani miejscu bym tam domu nie budowała.
- Dziękuję ca cenne uwagi. Do widzenia! – pożegnałam natrętną urzędniczkę. To nasza decyzja gdzie chcemy mieć dom. Każdy ma swoje własne plusy i minusy.
*
I wybudowali. Lotnisko pasażerskie. Pewien znajomy kupił dom w tej okolicy. Kiedy pytaliśmy go, czy nie obawia się lotniska, skwitował to krótko: mnie lotnisko inspiruje!
Miesiąc przed otwarciem na słupach wysokiego napięcia wokół nas umieścili ostrzegawcze czerwone lampki. I to był moment, kiedy zaczęliśmy się obawiać, bo naprawdę dało się odczuć, że mieszkamy (i budujemy dom!) w pobliżu pasa startowego…
*
Na pierwszy lot czekało całe Miasteczko, a chyba najbardziej ci z najbliższej okolicy. Zjechały się różne szychy z rządu. No i pojawił się wreszcie na horyzoncie. Akurat byłam z chłopcami przed domem na zimowym spacerze. Wielka maszyna, ale nie tak wielka, jak się obawiałam, z delikatnym hukiem przesunęła się po niebie i zniknęła za pobliskim blokiem. I to ma być ten hałas?!
*
Przypomniały mi się czasy krakowskie. Może zbyt dosadnie powiedziane: czasy. Mój epizod krakowski. Czas totalnej niezależności od nikogo, jedyny okres w życiu, kiedy mieszkałam sama. Z mojego okna na 9 piętrze obserwowałam odlatujące samoloty. Mogłam długie minuty spędzać na śledzeniu ich wzrokiem, aż zniknęły zupełnie z pola widzenia. Taki metaforyczny obraz upływu czasu, przemijania chwili.
Tak – nas lotnisko inspiruje!