"...wszyscy,którzy badają katastrofy lotnicze, wiedzą,że trzeba wyłonić (...) te przyczyny,które sa przyczynami rzeczywiście sprawczymi , a taką przyczyną jest ta,która, gdyby ją usunąć,chociaż tę jedną, to już nie byłoby katastrofy" - powiedzxiał PAPowi Donald Tusk. I najsłuszniej! Czyzby z jego podświadomości jak korek z wody wyskoczyła prawda? Bo w istocie, gdyby - jak być powinno - odbyła się jedna wspólna jubileuszowa uroczystość w Katyniu, z udziałem zarówno prezydenta Lecha Kaczyńskiego z premierem Donaldem Tuskiem, a z drugiej strony z premierem Rosji Putinem (a może też z prez.Medwediewem) - katastrofy by nie było. Jak nie było jej 7.kwietnia w Katyniu,gdy premier Polski Tusk służalczo dostosował się do wymagań Putina. A przecież mógł - gdyby chciał - wynegocjować obecność prezydenta(ów) na uroczystości, zyskałaby wtedy walor prawdziwszego "pojednania" niż po śmierci tak tragicznej Prezydenta Polski. Ale Tusk tego nie chciał. Zarówno dla celów "piarowskich", jak i z nie ukrywanej nienawiści do śp.Lecha Kaczyńskiego. Taka jest "przyczyna sprawcza", którą "gdyby usunąć, już nie byłoby katastrofy" - jak przyznał Tusk. A za tę "przyczynę sprawczą" należałoby zapłacić. I to drogo W drodze politycznej, ale i - prawnej. Może i ta prawda przedrze się do świadomości Donalda Tuska.? Na to jednak trzeba by odwagi...