Leonardo Leonardo
1487
BLOG

NOTES PODRÓŻNY – Podróż do Mordoru cz.3 (Rosja, kwiecień)

Leonardo Leonardo Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Izmajłowo

Hotel znajduje się w dzielnicy Izmajłowo, na skraju wielkiego parku przeciętego linią energetyczną wysokiego napięcia. Latem musi to być przyjemny kawał zieleni dający oddech betonowemu miastu, jednak o tej porze roku rzędy bezlistnych drzew wyglądają smutno i martwo.

Izmajłowo to kompleks wysokich bloków pobudowanych jeszcze w czasach sowieckich – na igrzyska olimpijskie w 1980 r., żeby łatwiej było kontrolować zagranicznych gości. Żałosny epigonizm po Le Corbusierze, nadmiar prostych linii i kątów, betonowych płaszczyzn, które zawsze wyglądają na brudne, a tu dodatkowo są rzeczywiście zapuszczone i nadgryzione zębem czasu.

Hotel należy do międzynarodowej sieci, ale to mój pierwszy, w którym przy windach stoi strażnik sprawdzający karty pobytowe. Cały hol zabudowany sklepikami z pamiątkami, jest też oczywiście obowiązkowy kantor wymiany walut. Wszędzie smród dymu tytoniowego. Klimaty trochę jak w warszawskiej „Victorii” w latach osiemdziesiątych. Zamawiam kawę w barku (drożej niż w Warszawie!), młody, lekko przestraszony chłopak po angielsku zna tylko „thank you” i liczebniki.

Mam pokój na ostatnim, dwudziestym siódmym piętrze. Z okna rozciąga się widok na bezlistny park, ulicę i przylegający do niej plac budowy z zastygłą koparką, a dalej szare kanciaste miasto: szeregi bloków po horyzont, nad nimi ciemne deszczowe chmury.

Naprzeciwko hotelu, po drugiej stronie ulicy, stoi okrągły przeszklony pawilon centrum handlowego, cały oklejony pstrokatymi reklamami. Na czerwono migają wyświetlacze z kursami walut we wszechobecnych kantorach. Obok mało charakterystyczny budynek stacji metra Partizanskaja. Stacja została oddana do użytku w czasie II Wojny Światowej, a metro jest imienia Lenina, o czym obwieszcza stosowna marmurowa tablica przy wejściu. Dalej, przy zejściu na perony, znajduje się wielka socrealistyczna rzeźba przedstawiająca grupę partyzantów, dumnie patrzących w dal. Na perony schodzi się zwykłymi schodami, żadnej windy ani schodów ruchomych, walizka obija się o nogi. Na peronie wita gigantyczna, pomalowana srebrną farbą statua Zoi Kosmodiemiańskiej – bohaterskiej kobiety-partyzanta, o której miałem kiedyś na rosyjskim czytankę. Zoja była członkinią oddziału partyzanckiego, który miał za zadanie w ramach taktyki spalonej ziemi palić wsie za wycofującą się pod naciskiem Niemców Armią Czerwoną, co nie spotkało się ze zrozumieniem miejscowej ludności – nieuświadomionej klasowo i dialektycznie.

To mnie właśnie odróżnia od zachodnich turystów, bezrozumnie kontemplujących Moskwę. Ja miałem takie czytanki, chodziłem do szkoły chodnikiem, przy którym wisiały plansze z czerwonymi sztandarami i złymi samolotami NATO zrzucającymi bomby na postępową ludzkość. Poznaję propagandowe klisze, byłem poddawany podobnej indoktrynacji. Wiem czego symbolem są te wszystkie gwiazdy, sierpy i młoty, gigantyczne rzeźby. Moim zachodnim kolegom mówię: – Wyobraźcie sobie, że w Berlinie dzisiaj nadal wiszą swastyki, to lepiej zrozumiecie jak dla mnie wygląda to miasto. Czym dla mnie jest naród, który nadal gloryfikuje symbole terroru i śmierci.

Partizanskaja

Leonardo
O mnie Leonardo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości