Leontinoj Leontinoj
129
BLOG

Dzień niepodległości

Leontinoj Leontinoj Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 

Dzięki aktywnej uprzejmości Władimira Władimirowicza historia imperializmu i polityki faktów dokonanych powraca do łask. Traktowana ostatnimi laty na równi z bajaniami o żelaznym wilku stała się nagle studnią wiedzy, w której lustrze co rusz przegląda się współczesność. Z tej perspektywy dziewięćdziesiąta czwarta rocznica wiktorii nad armią bolszewickich wyzwolicieli nabiera zupełnie innego, bardzo współczesnego wymiaru.

W efekcie jedna z najpiękniejszych kart, jaką nasza wspólnota zapisała w przeciągu ostatnich stu lat może być przeczytana, przeżyta i zrozumiana na nowo.

Kamień znad Wieprza

W połowie sierpnia 1920 roku swąd zapowiadanego przez Lenina rewolucyjnego pożaru czuć było nie tylko w Warszawie, ale stolicach kapitalistycznego Zachodu. Fale bolszewickiej nawałnicy dobijały już do brzegów Wisły, a ostateczna klęska naszego wojska wydawała się nie tyle kwestią dni, co godzin. Rosjanie kroczący od zwycięstwa do zwycięstwa w trwającej od początku lipca kampanii, posiadali inicjatywę operacyjną i przewagę militarną. Polacy wycofali się za ostatnią linię obrony jaką stanowiła Wisła, za którą stała już tylko niewola albo śmierć. Los Polski wydawał się więc przesądzony.

W tym dramatycznym położeniu nasi pradziadkowie nie stracili jednak głowy, wręcz przeciwnie, jak mawia klasyk, wraz ze swym nowiutkim państwem „zdali egzamin”. Niezależnie od absurdalnej moskiewskiej propagandy, niewiary Paryża, niechęci Londynu, sabotażu Pragi i szczerych życzeń szybkiego zgonu przesyłanych z Berlina, stolica Polski pozostała wolna. Przeprowadzona z iście ułańską fantazją bitwa warszawska doprowadziła w przeciągu kilku dni do uszczuplenia sił ofensywnych wroga o dwie trzecie (!), rozstrzygając przy okazji losy tej części Europy na najbliższą dekadę. Powodzenie kontrofensywy znad Wieprza przerosło oczekiwania największych optymistów stając się kamieniem węgielnym polskiej podmiotowości w XX wieku i jej wiary we własne siły.

Wypada w tym miejscu zapytać; jakim cudem naród który przez ponad sto dziesięć lat nie potrafił zorganizować porządnego powstania, w rok po dość fartownym odzyskaniu niepodległości wystawia armię która wygrywa wojnę z Rosją w stylu którego nie powstydziłby się sam Napoleon?

Głód wspólnoty

Odpowiedzi, poza batalistycznymi zdolnościami dowództwa, szukać należy daleko poza polem bitwy. Jest nią bowiem wielka potrzeba przynależności do wspólnoty, której Polacy pragnęli bardziej niż kania dżdżu. Swoisty głód własnego państwa rozbudzany systematycznie przez cały okres zaborów, osiągnął swą kulminację w trakcie I wojny światowej. Dla nas, wychowanych w Polsce, która wraz ze swymi niedomaganiami wielu spowszedniała i zbrzydła, potrzeba państwa polskiego brzmi jak niezrozumiały pusty frazes. Wówczas jednak perspektywa była zgoła odmienna.

Sto dwadzieścia lat upokorzeń, dyskryminacji, konfiskat, gwałtów, przegranych powstań i służby w obcych armii robiły swoje. Branki do wojsk walczących o cudzą sprawę, ustawiczne bicie dzieci w ruskich i pruskich szkołach za używanie jedynego języka jaki znały, niższe płace, gorsze warunki pracy, kiepskie perspektywy awansu i szereg innych elementów składających się na szarą codzienność polskojęzycznych mieszkańców Pomorza, Górnego Śląska, Mazowsza czy Małopolski utwierdzały jedynie przekonanie, że lepiej może być tylko u siebie.

Odzyskując niepodległość, po przeszło wieku doświadczeń w innych organizmach państwowych, Polacy doskonale rozumieli że żadna obca władza nie zatroszczy się o ich indywidualny los. Ten obowiązek dźwigać mogło jedynie państwo polskie, które do sprawnego działania potrzebowało jednak troski swoich obywateli. Lepsza przyszłość dla dzieci i wnuków ówczesnych mieszkańców Łodzi i Poznania miała szanse powodzenia nie w Austrii, Niemczech czy Rosji, ale w Polsce. Dodatkowo wyzwania, jakie inne narody stawiały przed Polakami na początku XX wieku można było podjąć jedynie działając razem, jak mawia się po 1980 roku, solidarnie.

Siła w narodzie

Odtwarzając w 1918 roku wspólnotę państwową nasi przodkowie przynosili różne przyzwyczajenia, przekonania, systemy prawne a nawet odmienne rozstawy torów, mając jednocześnie jeden wspólny cel – stworzyć na nowo Polskę która będzie dla nich lepszym lub gorszym, ale własnym domem. Ten świeży, narodowy, niepodległy interes wart był każdej ceny. Odzyskana państwowość wypełniona po brzegi pokładanych w niej nadziejami, była wartością nie do przebicia.

Z tego właśnie względu naród zorganizowany w państwo z ledwie rocznym stażem był w stanie wystawić armię, która niejednokrotnie na bosaka, w łachmanach i głodzie dała radę imperialistycznym zapędom moskiewskich internacjonałów. O wielkiej pracy jaką wówczas wykonali nasi przodkowie warto więc pamiętać, gdyż jest ona przejrzystym dowodem na drzemiące w naszym narodzie siły. Dobrze wiedział o tym Piłsudski, który w rozkazie zawiadamiającym o zawieszeniu broni, dziękował żołnierzom, słowami;

„Żołnierze, zrobiliście Polskę mocną, pewną siebie i swobodną. Możecie być dumni i zadowoleni ze spełnionego swego obowiązku. Kraj, co w dwa lata potrafił wytworzyć takiego żołnierza, jakim Wy jesteście, może spokojnie patrzeć w przyszłość.

Dziękuję Wam raz jeszcze.”

Dziękujemy i my.

Leontinoj
O mnie Leontinoj

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura