Jeden kandydat na prezydenta obiecał kiedyś każdemu po sto tysięcy oraz, że aferzystów puści w skarpetkach. Obietnicy nie dotrzymał. Bo, jak to później określił rzecznik rządu, kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami.
Dziś na falach Radia Maryja usłyszałem, że jest protest przeciwko zdjęciu z planu (prze)budowy drogi krajowej numer siedem. Jeden protestujący powiedział, że minister infrastruktury był w Radomiu tydzień przed wyborami samorządowymi. I na dworcu kolejowym zwołał konferencję, na które obiecał, że nowa droga będzie. Tydzień po wyborach powiedział, że nie będzie.
Premier kazał przegłosować zakaz płatnej reklamy politycznej. Ja bym wolał aby w Polsce obowiązywał zakaz wciskania kitu. I aby za załamanie zakazu była sankcja. Na przykłady w postaci kary umownej w kwocie stu złotych za każdy dzień zwłoki w realizacji obietnicy przedwyborczej, potrącone z dotacji.
