Kiedyś, gdy byłem młodszy, lubiłem czytać Łysiaka. Ale to się zmieniło. Kupiłem nowe wydanie jego Malarstwa Białego Człowieka. Znaczy drugie, inkrustowane i luksusowe wydanie dzieła, bo tak się dzieło reklamuje w internecie. Kupiłem tyle tomów, ile akurat było. A czytając okolice trzeciego tomu doszedłem do wniosku, że co do treści przepłaciłem.
Dzieło ujawnia pewną przykrą przypadłość, która polega na tym, że autor ma czytelnika za durnia, a siebie samego za … Właśnie, jakby to delikatne ująć? Bo do Łysiaka pasuje ten kawałek z Sienkiewicza ,,Ty możesz stworzyć dzieło, o jakim świat dotąd nie słyszał, i dlatego w oczy ci powiadam: napisz lepsze’’
O tym, że Łysiak ma czytelnika za matoła, świadczy parę szczegółów i szczególików dzieła. O, weźmy dobór terminów w słowniku wyrazów malarskich, który znajduje się na końcu każdego tomu. Znaczenie terminów tam zawartych wyjaśnia się w szkole.Ale Łysiak chyba nie ma ambicji pisania podręczników szkolnych?
Łysiak, być może nawet świadomie, objawia się nam jako zwolennik socjobiologicznych teorii o człowieku. Z grubsza wszystko Łysiakowi kojarzy się z seksem. Mięsiste pagórki w tle obrazu tak samo, jak narząd płciowy Adama, któremu to narządowi poświęcił szczególnie dużo miejsca, nauczając nas o szczególnej roli narządu w historii sztuki.
Łysiak jest koneserem, jak on to pisze, smaczków. I dlatego przekonuje nas, że wszyscy wielcy renesansu byli homoseksualistami. Dowodu, jak to Łysiak, nie przytacza. Za wyjątkiem jednego. Masccio był homoseksualistą albowiem nie są znane wzmianki o kobietach w jego życiu. Łysiak powtarza propagandę. Po co? Dla odmiennego smaku wisienki i autentycznego podziwu dla chomika w odbycie? Ale przecież nie za to cenimy renesans.
I ten lament. Że Łysiaka skrytykowali za język pospolity. Że Łysiaka w rankingu nie ujęli. Że Łysiak sprzedał pięćset tysięcy egzemplarzy tej swojej książki, albo tamtej swojej książki i nikt Łysiakowi nagrody za to nie dał.
I jeszcze jedno co spowodowało, że denko definitywnie odwróciło się. Łysiak działa metodą pewnej gazety. Najpierw coś napisze, a potem powołuje się na to jako na fakt. Przy jego wcześniejszych dziełach byłem cierpliwy. Ale przy lekturze MBC nie wytrzymałem. Łysiak ponownie to zrobił. Sam siebie zacytował i przywołał za autorytet. On to lubi.