intel-e-gent intel-e-gent
480
BLOG

Genderyzacja życia społecznego

intel-e-gent intel-e-gent Polityka Obserwuj notkę 3

Ostatnie tygodnie pokazały, że obskurancki katolicyzm ma się w Polsce, niestety, dobrze. Biskupi rzucają w świat krytykę mitycznego "gender", profesor prawa (ale nie kanonicznego) próbuje przemycić ideologiczne pojęcie "dziecka poczętego" do przepisów prawa karnego, a posłanka strofuje na wizji, że nie należy mówić "ciąża" tylko "stan błogosławiony", co nie zostało nawet wyśmiane przez prowadzącą program. Jakby to było normalne.

Tym samym rękami biskupów i ich totumfackich dokonuje się genderyzacja miast i wsi. Mityczny gender trafia pod strzechy, strasząc porządnych Polaków katolików, że nie będzie już można łoić żony czy dzieci, a same dzieci zostaną nauczone tak strasznych rzeczy jak seks i masturbacja. Oraz, nie daj Boże, samodzielnego myślenia.

Wszystko to sprawia, że nieliczni prawdziwi chrześcijanie wśród polskich katolików zaczynają budzić we mnie jeszcze większy podziw. W takiej atmosferze nienawiści do wszystkiego co inne trudno jest kochać bliźniego, szanować go i dyskutować z nim, czy nawet przyznawać mu prawo do innego zdania.

Podobnie zaczyna dziać się i po drugiej stronie. Od dłuższego czasu widać (i sam to po sobie czuję) radykalizację także po stronie obrońców świeckiego charakteru państwa i prawa do zwykłego, ludzkiego samostanowienia o sobie. W efekcie front tej walki przebiega głównie tam, gdzie chcą tego biskupi - wokół zygot, nazywanych dla niepoznaki dziećmi poczętymi. Czasem wokół krzyży znaczących teren w urzędach, szkołach i Sejmie.

Tymczasem, choć ważny, to spór ten odwraca uwagę od równie ważnych rzeczy. Z drugiej strony, symbolicznie dowodzi on, że w Polsce prawo ustanawiane jest pod silniejszego i służy tylko silniejszemu. Ostatnio MEN karkołomnie dowiodło, że w publicznej szkole można zmuszać dzieci do modlitwy przed posiłkiem. Sąd zaś dowodził równie karkołomnie, że wiszący w Sejmie krzyż nie narusza prawa. Kto by się tam przejmował Konstytucją, prawda?

Podobnie jest ze sporem o aborcję. Oczywiście, lepiej założyć gumkę przed niż usuwać ciążę, ale też czasem zdarza się konieczność podjęcia trudnej decyzji, w sytuacji, w której trzeba dokonać wyboru - zmienianie pieluch dziecku z genetycznym defektem do końca życia albo szansa na drugi genetyczny rzut kostką. Inny trudny wybór, to albo dziecko z in vitro albo w ogóle.

Prywatnie nie mam najmniejszej ochoty mieć dzieci. Ale widząc, jakim szczęściem potrafią być dzieci dla otaczających mnie osób (i jak trudna jest miłość do dziecka, które nigdy nie będzie samodzielne), jestem za tym, aby każdy mógł sam podjąć decyzję i żeby ani Kościół, ani nawiedzeniu prawnicy nie odmawiali nikomu prawa do samodzielnego podjęcia decyzji.

Albo prawa do posiadania własnego dziecka, z własnej krwi, choćby z probówki.

Genderyzowanie życia przez kler to obrona pozycji i próba zajęcia kolejnych. Kolejny raz, jak z zamianą płodu na dziecko poczęte, Kościół i jego totumfaccy chcą wygrać bitwę o język.

A ja bym chciał wreszcie żyć bez tych sporów. W końcu, prawdziwy katolik nie zrobi skrobanki niezależnie od tego, na co będą mu pozwalać przepisy. Po co więc zmuszać wszystkich innych do kombinowania i wydawania większej ilości pieniędzy?

Do następnego,

Intel-e-gent

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka