Artur Lewczuk Artur Lewczuk
419
BLOG

Ubu

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 5

 Po jej przeczytaniu chodzę i chodzę i …znowu chodzę. Rozchodziłem się na dobre tak, że to chodzenie, które we mnie wywołała, jakoś nie może przestać chodzić. Kiedy tak chodzę i chodzę, coś mi świta, coś próbuje się wyłonić, jakieś obrazki chcą się pojawić. Pachną podejrzanie Gombrowiczem. Czuję, że mają w sobie coś złowieszczego. Próbuję je wymazać, ale nic z tego, uporczywie wracają. Staram się otrząsnąć z tej książki, jednak bezskutecznie – coś mnie do niej ciągnie, i znowu ją kartkuję, i znowu ją czytam, jakby było w niej odbicie współczesności. 

 Bohater dramatu Alfreda Jarry’ego "Król Ubu" jest łowcą tytułów, karierowiczem, człowiekiem żądnym władzy. Dla Ubu władza jest pierwszą, najważniejszą miłością. Jako taki ciągle zmienia miejsce swojego życia – przechodzi z partii do partii, z kraju do kraju. W tym sensie Ubu to pewien stan istnienia człowieka w świecie. Jak dżuma pojawia się nagle to tu, to tam. Jego „krążenie” po ziemi wynika, z jednej strony, z jego łapczywości, z drugiej z tego, że wcześniej czy później zostaje zdemaskowany przez tych, których udało się mu zwieść i którzy pozwolili mu na to, by wziął w posiadanie ich „królestwa”. Ubu to ktoś, kto jest pozbawiony patriotycznych uczuć i poczucia odpowiedzialności za innych. On myśli wyłącznie o własnym dobru. Jest postacią, która sprowadza życie do handlu, wymiany „usług”, a jak się da, to i do grabieży. Ubu pojawia się („rodzi się”) wszędzie tam, gdzie to, czego pragnie, można łatwo zdobyć. 

Dotarłszy do Polski tytułowy bohater zamierza pozbawić władzy prawowitego króla - Wacława. Znamienne jest to, dlaczego chce to zrobić. Ano po to, jak mówi jego żona: „żeby zadek posadzić na tronie, by mógł do woli napychać kabzę, jadać co dzień kiszkę z kapustą i tryndać się karetą po mieście.” Oto horyzont marzeń Ubu. Wie, że sam bezkarnie nie mógłby go wypełnić swoimi zachciankami, dlatego zawiera koalicję z rotmistrzem Bardiorem i jego stronnikami. Przekonuje go do siebie obietnicami, osobliwą „kartą dań” – jest gotowy „zrobić” Bardiora księciem Litwy. Ubu daje mu to, czego, nie ma, czym nie może dysponować i czego nie ma zamiaru tak naprawdę w przyszłości dać, Ale nic to – obietnice przecież nie kosztują, obsypywać innych nimi jest niezmiernie łatwo. Oczywiście, Ubu wie, że kiedyś Bardior upomni się o „swoje”; jednak to przecież będzie kiedyś, a wtedy – „jakoś to będzie, coś się wymyśli.” Wspólnota pragnień i odczuwana przez Ubu oraz Bardiora nienawiść do króla Wacława sprawiają, że odnajdują w sobie „przyjaźń”. Ale jak każda tego rodzaju przyjaźń, przyjaźń ta szybko się skończy. 

Plan pozbycia się Wacława jest prosty: trzeba nadepnąć na jego nogę, a gdy król zacznie protestować, gdy „wierzgnie”, wtedy należy krzyknąć: „grówno” i całą chmarą rzucić się na władcę. Reszta to już pestka. Po podzieleniu się berłem i koroną pozostaje urządzić „pogoń” za rodziną królewską i wzajemnie sobie przysiąc, że „będziemy dzielnie walczyli”. Nakręcona przez Ubu spirala zdarzeń, zaczyna się rozwijać. W efekcie tego Ubu przejmuje władzę w Polsce. Jeszcze tylko kilka zasadzek na niedobitki rodziny królewskiej, jeszcze krótka rozprawa z ocalałym synem królewskim – Byczysławem i można rozpocząć rządzenie. 

A tymczasem lud „czeka pamiątki szczęśliwego wstąpienia Ubu na tron”. Jednak Ubu, kiedy już zaczyna mieć w swoich rękach wszystkie skarby Polski, ani myśli dzielić się z gminem złotem. Żeby zadowolić lud i nie dopuścić do wrzenia społecznego, każe zabić trzy stare chabety i ich mięsem uszczęśliwić gawiedź. Ubica, jego żona, przekonuje go jednak, że to za mało, bowiem jeśli nie rzuci Ubu ludowi trochę złota, to lud nie będzie miał z czego płacić podatków. Ubu urządza więc poddanym wielką ucztę, żądając jednocześnie, by „porządnie płacili podatki”. Piękny zaiste widok uczta stanowi: Ubu w swojej „szczodrobliwości” rzuca gminowi kilka garści złota, a ten zaczyna się o nie bić. By zupełnie obłaskawić gmin, Ubu wystawia go na osobliwe zawody mówiąc: „Moi przyjaciele, widzicie oto tę skrzynię; zawiera trzy tysiące dukatów w złocie, w pełnowartościowej monecie polskiej. Niech ci, którzy chcą się ścigać, ustawią sie na skraju dziedzińca. Ruszycie, skoro ja machnę chustką; który przybiegnie pierwszy, dostanie całą skrzynię. Ci, którzy nie wygrają, dostaną na pocieszenie drugą skrzynię ze złotem; podzieli się ją miedzy nich”. Słowa Ubu sprawiają, że lud jest wniebowzięty, zachwycony, zauroczony Ubu. Jeden przez drugiego mówi: „Co za dobry król! Nie było tak za czasów Wacława.” Ludzie nie dostrzegają tego, że czasy Ubu to czasy, w których wybrani dostają prawie wszystko, a pozostałym ostają się ochłapy, które trzeba zdobywać w walce człowieka z człowiekiem, rozpychając się łokciami, podstawiając nogi innym, żeby jak najszybciej przed innymi dobrać się do darowanej „skrzyni szczęścia”. Dają się wziąć na lep sugestii, że w życiu trzeba być przede wszystkim „elastycznym, pragmatycznym, przedsiębiorczym, rzutkim człowiekiem, co to nie pozwala innym sobie w kaszę dmuchać.” Nabierają przekonania, że w życiu najważniejsze jest to, by osiągnąć sukces, a sukces to bogactwo i popularność. 

Ubu wie, że jego „powodzenie” zależy od zrobienia „porządków” w przepisach prawa. Zabiera się do tego z wielką ochotą. Co więcej, co jakiś czas, dla dania przykładu innym, a to zamyka w podziemiach tych, których uznaje za nikczemników, a to stara się dawać ludowi dowody swojej surowości w obchodzeniu się ze „złem”. Przykłady tego rodzaju mają potwierdzać jego uwielbienie dla „jasnych reguł gry politycznej i zachowania elementarnej uczciwości w polityce”. Usadowiwszy się pewnie na tronie, Ubu zaczyna z irytacją patrzeć na zachowanie Bardiora, który ma wielkie zasługi w zdobyciu przez niego władzy. Bardior zaczyna być dla niego ciężarem, zwłaszcza, że zdaje się mówić: słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Ubu zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że zbyt wiele może przez niego stracić, zbyt wielkie Bardior stanowi niebezpieczeństwo, by tolerować jego obecność, dlatego każe go uwięzić. 

Jakimś cudem udaje się jednak Bardiorowi uwolnić od „kurateli” Ubu. Kiedy to się staje, urządza istny cyrk. Donosi na Ubu do Rosjan i wspiera ich w podjęciu inwazji na Polskę, a jednocześnie przestrzega Ubu przed atakiem ze strony wschodniego sąsiada Polski - oto „rotmistrzowie” w całej swojej krasie. 

Za panowania Ubu liczy się tylko teraźniejszość. Świat powoli staje się jedną wielką bitwą o rzeczy, pieniądze. Równolegle dokonuje się proces wymóżdżenia społeczeństwa, redukowania jego „zachcianek” i kształtowania w społeczeństwie przekonania, że tak dobrze jak teraz to nigdy nie było. Znamienne dla Ubu jest to, że niewiele robi, i że unika podejmowania decyzji, które mogłyby zmienić istniejący stan rzeczy. Rządy Ubu to czas inercji. Tak organizuje swoje działania, aby odpowiedzialność za nie spoczywała na innych. Ubu robi wszystko, żeby inni nabrali przekonania, że jest „sprawny i skuteczny”. Jak jest naprawdę z jego „sprawnością i skutecznością”, okazuje się w czasie walki z Rosjanami. 

Kiedy ma dojść do batalii ze wschodnim sąsiadem Polski, Ubu przed wyruszeniem na nią pręży muskuły. Mówi narodowi, że nie ustąpi, nie popuści. Zapewnia naród, że będzie walczył z determinacją, tym bardziej, że on i jego „ekipa” mają w sobie wielką moc sprawczą. Rzeczywistość jest inna. Armia polska jest w rozsypce, w opłakanym stanie, musi podążać ku wrogowi pieszo. Tym jednak Ubu nie przejmuje się, ponieważ, jak mówi: „kiedy będziemy z powrotem w Polszcze, wyimagujemy (…) przy pomocy naszych doradców”, że mieliśmy powóz zdolny przenieść całą armię. Tak, w świecie Ubu prawie wszystko opiera się na imaginacji, zmyśleniu, zwodzeniu, roztrząsaniu nieistniejących bytów, powołanych do życia za sprawą propagandy. Ubu urządza przed wyprawą rodzaj spektaklu, który ma potwierdzić, że jest człowiekiem o wielkim duchu, chce tym samym ukryć prawdę o nieprzygotowaniu armii i braku jego umiejętności oraz braku jego woli prowadzenia walki w duchu obrony polskiej racji stanu. Kiedy  staje oko w oko z Rosjanami, tak naprawdę zaczyna trząść portkami. Ukazuje oblicze mazgaja i ofermy. Myśli tylko o ratunku dla samego siebie. To sprawi, że wyjdzie z wojny cało „pocętkowany kopniakami”. Ubu to człowiek, który opanował doskonale „naukę chodzenia” – gdy ma przed sobą potężniejszych od niego, chodzi od bucika do bucika. Po przegranej bitwie odtrąbi jednak zwycięstwo i będzie głosił swoją wielkość mówiąc: „Możecie sobie pochlebiać, że jeżeli jeszcze jesteście przy życiu (…) to jesteście dzięki mojej wspaniałomyślnej cnocie, dzięki mnie, który się męczył, mozolił i psuł sobie gardło odmawiając ojcze naszki.” 

Dzieje Ubu w Polsce ostatecznie kończą się powrotem na tron syna króla Wacława – Byczysława. Polacy na nowo zaczną krzyczeć „Niech żyje Wacław i Byczysław”. A Ubu, gdy będzie palić się mu grunt pod nogami, zaczynie myśleć, jak wyrwać się bezpiecznie z tego  całego „gulaszu”. Jego stopniała świta wraz ze swoim przywódcą będzie ratować się ucieczką z Polski, wsiadając na łódź i płynąc przez morze, żeby znaleźć nową przystań dla siebie, tym razem we Francji. Można by sądzić, że cała ta historia kończy się szczęśliwie, gdyby nie to, że medal, na którego awersie jest portret Ubu ma rewers, na którym znajduje się portret społeczeństwa, które zawsze chętnie sprzyja takim jak on. Bez tego rodzaju społeczeństwa Ubu przecież nie mógłby zaistnieć. Można by sądzić, że cała ta historia kończy się szczęśliwie, gdyby nie ostatnie słowa Ubu, który mówi, że najpiękniejszy kraj to Polska, bo „gdyby nie było Polski, nie byłoby Polaków!” Czyżby Ubu czaił się gdzieś w pobliżu? To pewnie dlatego tak chodzę i chodzę i czuję przeszywające mnie dreszcze. 

Pisząc tekst, korzystałem z „Króla Ubu” w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka