Artur Lewczuk Artur Lewczuk
5293
BLOG

Pyknicy i schizoidzi

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 21

 Ostatnio coraz częściej patrzę na życie, zakładając okulary Stanisława Ignacego Witkiewicza. I ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że choć mają już wiele lat, można przez nie zobaczyć naszą społeczną i polityczną współczesność niezwykle wyraźnie.

 Widać przez nie przede wszystkim pykników i schizoidów. Tych pierwszych mamy zatrzęsienie, tych drugich niewiele, w dodatku jest ich coraz mniej. Pyknik to ktoś, kto „ma se radio, ma se stylo, ma se kino, ma se daktyle, ma se brzucho (...), ma se syćko jak się patrzy – czego mu trza”. Pyknik jest zawsze z siebie zadowolony, niczego sobie nie zarzuca. On nie jest wiłem, który potrafi tarzać się w popiele skruchy. Jeśli spotka kogoś na swojej drodze, to woli go potrącić, niż ustąpić miejsca. Pyknik lubi wywyższać się, ale nie dlatego żeby pokazać siebie lepszym niż jest (doskonałość moralna raczej go nie interesuje). Chodzi mu głównie o to, żeby być „ino takim fajniejszym, wyhyrniejszym”; więc kiedy przyjdzie mu publicznie wystąpić, np. w jakimś programie telewizyjnym jako współczesny autorytet albo człowiek sukcesu, to obowiązkowo musi rozwalić się w fotelu czy na kanapie, założyć goleń jednej nogi na udo drugiej nogi albo rozkraczyć się i zapleść stopy jako dowód na umiłowanie przez niego „wolności, niezależności, swobody twórczej”. To, co pyknik mówi, przeważnie krąży wokół „ja”, jest jak bańka mydlana i stanowi często świadomie wyreżyserowaną niedbałość o język, będącą świadectwem tego, że nie jest jakimś tam sztywniakiem, ale że stać go na „luz”. 

Pyknik lubi chwalić się swoim sprytem, wyrachowaniem, tym, że komuś przyłożył tak, że ten „aż kopytami się nakrył” (no co? nie będzie mu przecież byle dupek podskakiwał). To ktoś doskonale dopasowany do rzeczywistości, godzący się całkowicie z nią i absolutnie bezideowy. Zazwyczaj manifestuje głośno swoją obojętność dla spraw politycznych, chociaż niekiedy potrafi przezwyciężyć swoją bierność w tym względzie, bo a to zadzwoni anonimowo do jakiejś stacji radiowej i w formie jednego zdania streści swój światopogląd, a to obrzuci w Internecie wiązką inwektyw (oczywiście z ukrycia) takiego czy innego człowieka. Pyknik jest na swój sposób wykształcony. Na ogół ma bardzo dobrze rozwinięty aparat pojęciowy służący kłamaniu. Nie lubi puszczać się na wyprawy myślowe o zbyt dużej głębokości intelektualnej, bo umie pływać tylko po powierzchni znaczeń. Za to dużo się śmieje. O, on potrafi się śmiać – śmieje się ze wszystkiego, głośno, tak żeby cały świat jego śmiech słyszał, że niby taki odważnie-krytyczny, że tak dużo potrafi dostrzec i jest taki szczęśliwy.

Kiedy nadchodzi noc, pyknik lubi położyć się w łóżeczku, poklikać, mieć pod ręką różne wąparsje. Lubi też „se poczytać” i pomyśleć o bzdurach, i zasnąć ciesząc się, że „jest się tak interesującym panem”. 

Schizoid przy pykniku to doprawdy dziwna istota. Jego naturalnym środowiskiem życia jest świat sztuki, filozofii, religii, problemów innych ludzi. Z tego powodu schizoid przez pyknika postrzegany jest jako ktoś nienormalny, jako wariat. Schizoid tęskni za wartościami w ich czystej postaci, marzy o realizacji wzniosłych celów, jest „jednostką dobrowolną”. Idzie często pod prąd życia, a w pracy widzi pierwiastek twórczy. Chce być demiurgiem życia i tym, który spaja ludzi swoją serdecznością, sympatią. Jest gotowy nieść pomoc innym. To poszukiwacz i odkrywca sensu życia próbujący przeszyć myślą i duszą istnienie. Schizoid z powodu jego braku zdolności do krzykliwego bycia, z powodu jego metafizycznych zatrzymań, zamyśleń, wpatrywań na ogół jest na końcu pochodu współczesnej codzienności; często zostaje w tyle. Żeby nadążyć za pochodem, próbuje podbiegać, ale zazwyczaj na nic to się zdaje, bo pędzący owczym pędem pyknik ani myśli czekać na niego, ani myśli posłuchać tego, co ma do powiedzenia. Gdyby jednak jakiemuś schizoidowi udało się przedrzeć na czoło pochodu pykników i gdyby zaczął mówić, że nie tędy droga, że tak nie można, to oni już go wytarmoszą, już mu dadzą popalić, już go wyślą tam, gdzie pieprz rośnie. 

Pyknicy, okaleczając swoją świadomość, a raczej nie broniąc jej przed okaleczeniem dehumanizują świat Rozkręcają go niczym dziecięcą zabawkę i złudnie myślą, że z jego części złożą „coś ciekawszego”, ale to chyba się nie udaje. Swoim sposobem istnienia doprowadzają siebie często do poczucia nudy. Pyknicy szybko nudzą się światem gadżetów, życiem, ludźmi. Jedyne co im pozostaje, to praca, ale ta, gdy traci metafizyczny sens, gdy jest jedynie formą zdobywania pieniędzy, niesie poczucie udręki. Ten sposób jej traktowania prowadzi do tego, że przestaje być siłą budującą wspólnotę, jednoczącą naród, służącą kształtowaniu i umacnianiu tożsamości narodowej. Pyknicy, dążąc do „urynkowienia” pracy we wszystkich jej przejawach, w istocie kierują ludzi w stronę społeczeństwa zaprogramowanych automatów i odbierają jej bezpowrotnie wartość, która może być źródłem szczęścia, samorealizacji, pochwały tworzenia. Tak traktowana praca z konieczności przestaje być płaszczyzną porozumienia. Staje się polem walki, rywalizacji, zawiści, zazdrości. 

Pyknicy żyją w komitywie z władzą, wiedzą bowiem, jak wiele znaczy ich powodzenie w życiu od przychylności władzy. To urodzeni serwiliści. Władza, mając świadomość tego, co dla pykników jest najważniejsze, składa jaja swojej „prawdy” w gnieździe ciemnej, bezbożnej, nieskończonej głupoty pykników. A ci chętnie je wysiadują. To nic, że te jaja są przeważnie zgniłe i że nie ma w nich nic oprócz siarkowodoru, pyknicy są gotowi je wysiadywać i bronić przed zniszczeniem jak kwoka. Wtedy strasznie gdaczą, dziobią na prawo, na lewo, gdzie popadnie. Bywa tak, że takie jajo uda się jakiemuś schizoidowi rozbić, i wówczas czuć jak cuchnie kłamstwem. Ale i to pykników nie przekonuje – zapewniają, że jego obrzydliwy zapach ma w sobie orzeźwiającą moc morskiej bryzy. Bezrefleksyjność pykników pozwala władzy tworzyć i rozpylać różne pseudoidejki, które służą jedynie usprawiedliwieniu jakiegoś draństwa, chamstwa, bezprawia, jakiejś przemocy. Kiedy władza ma poczucie silnego wsparcia ze strony pykników, dochodzi nawet do tego, że jakiekolwiek idee przestają mieć znaczenia. Wtedy jest gotowa wołać, że trzeba wreszcie skończyć z polityką i z politykowaniem. Trzymając ster rządzenia, zajmując intratne stanowiska, mając do dyspozycji mnóstwo środków kształtowania życia w państwie, władza potrafi w akcie wielkiej troski o podatki obywateli wezwać do zmniejszenia stopnia finansowania partii politycznych. Kiedy nie jest władzą, lecz opozycją, kiedy nie kontroluje radia i telewizji, ma odwagę twierdzić, że żądanie od obywateli płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego jest haraczem. Gdy sytuacja się zmienia się, twierdzi, że płacenie abonamentu jest obowiązkiem patriotycznym.

W państwie, w którym pykników jest pod dostatkiem, władza może swoją argumentację opierać jedynie na statystyce, na sondażach. Cóż, dobrze że chociaż statystykę zostawia obywatelom, dzięki temu mają na czym oprzeć swoje sądy. Inaczej mogliby spaść w otchłań chaosu i bezsensu. 

Ach, Stanisławie Ignacy, siedzisz obok trupa idei i biadolisz nam tu. Co to za mary? Co to za pochlipywania? Mazgaju, pochlipku prześmieszny, nie łkaj, bo wątpia nam się rozlecą od śmiechu. Spójrz, nadchodzi Nowy Rok, tylko patrzeć, jak zacznie wrzeć praca, jak zaczną furkotać kartki nowych ustaw. Popatrz, gdy tylko stopnieją śniegi, znowu zaczną powstawać „schetynówki”, zaczną rosnąć nam „orliki”.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka