Artur Lewczuk Artur Lewczuk
619
BLOG

Wykluczenie przez "zawłaszczenie"

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 6

 Znowu nie tak. Znowu wykorzystanie, „cyniczne zawłaszczenie dla celów politycznych”. Tym razem, po szeregu wcześniejszych „zawłaszczeń”, nastąpiło „zawłaszczenie” poezji Zbigniewa Herberta. Przez kraj przetacza się właśnie fala oburzenia z powodu wystąpienie premiera Jarosława Kaczyńskiego, który podczas inauguracji Ruchu Społecznego im. Lecha Kaczyńskiego zacytował fragment „Przesłania Pana Cogito”, mówiąc o „zdradzonych o świcie”.

Dziwię się, że premier Jarosław Kaczyński jest jeszcze w stanie wypowiadać się, bo przecież to, co powie, zaraz spotyka się z protestem i posądzeniem go o chęć „zawłaszczania”. Każdego dnia dowiadujemy się z gazet, radia, telewizji, że Jarosław Kaczyński to ktoś, kto chce narzucić wszystkim swój punkt widzenia życia obywatelskiego i „zawłaszcza”, co tylko może. A przecież nie powinien mieć prawa do niczego, nawet do własnych sądów, zapatrywań, emocji – nie może ich mieć, bo ma czelność wątpić, zadawać pytania, nie dowierzać. Nie może ich mieć, bo nie wierzy w urzędową prawdę.  

Biorąc pod uwagę to, w jaki sposób próbuje się zaszczuć premiera Jarosława Kaczyńskiego, rodzi się we mnie nieodparte wrażenie, że mamy w naszej polityce do czynienia nie ze zjawiskiem „zawłaszczania”, ale ze zjawiskiem „wykluczania”, z dążeniem do tego, żeby wykluczyć ludzi, mających inne poglądy niż władza.  Takim ludziom próbuje się utrudnić, a nawet uniemożliwić dostęp do czegoś, co można nazwać przestrzenią dialogu społecznego, przestrzenią publiczną. Przykładem tego rodzaju działania, mechanizmu wykluczania stała się dla mnie wypowiedź Izabeli Leszczyny, posłanki PO, udzielona wczoraj dla stacji telewizyjnej „PosatNews”. Posłanka stanęła w obronie twórczości Zbigniewa Herberta, zaprotestowała przeciw wykorzystywaniu poezji autora „Przesłania Pana Cogito” przez ludzi pokroju premiera Jarosława Kaczyńskiego. Jej zdaniem ktoś taki jak Jarosław Kaczyński nie miał prawa posłużyć  się cytatem z wiersza niezłomnego poety, tym bardziej że cytat, którego użył, jej zdaniem, został wykorzystany do niecnych celów. Cóż, do Herberta, a w szerszym sensie do wypowiadania się w sprawach publicznych, w sprawach kraju pewnie w przekonaniu Izabeli Leszczyny mają prawo tylko ci, którzy są „opieczętowani” przez Platformę Obywatelską bądź są satelitami tej partii.

W swojej opinii o Jarosławie Kaczyńskim wystąpiła jako ktoś, kto ceni świat wartości etycznych, jako polonistka, której ulubionym wierszem jest wiersz Herberta „Kwestia smaku”. I jako taka zaproponowała Jarosławowi Kaczyńskiemu, by zaczął czytać Herberta do poduszki (w domyśle – by stał się człowiekiem kultury, kimś, kto ma „poczucie smaku”). Wypowiedziała się jako obrończyni tego, co szlachetne, wobec tego, co niegodziwe. Tylko czy ma do tego prawo? Czy rzeczywiście warto uwierzyć w jej „prawdę”? Czy ma prawo stawać w „obronie” twórczości Zbigniewa Herberta przeciwko słowom Jarosława Kaczyńskiego ktoś, kto twierdzi, że Herbert jest autorem „Kwestii smaku”? Czy można wierzyć w „potęgę smaku” takiego człowieka? Czy można wierzyć komuś, kto deklaruje miłość do Herberta, a nie wypowiada się jak Herbert?

W moim przekonaniu „epizod ten jest jak szpilka w lesie”. Pokazuje wymiar naszej współczesności, wymiar jej podziałów, stawianych w niej barier, istotę przyczyn i charakteru dokonujących się w niej wykluczeń. Obnaża prawdę o tych, którzy chcą dzielić społeczeństwo blaszanymi barierkami, odgradzać innych od tradycji, historii, problemów, z którymi musi się mierzyć nasza ojczyzna. Posłanka Izabela Leszczyna jest przykładem tego, że deklaracja szlachetności to za mało, żeby mieć prawo do „wykluczania”, potrzebna jest jeszcze „szlachetność”. By mówić o Herbercie, nie wystarczy sama deklaracja znajomości poezji Herberta, potrzebna jest jej znajomość. Niektórzy politycy PO zdają się o tym jednak zapominać. Wydaje się im, że same ich deklaracje są wystarczającym uzasadnieniem ich racji, uzasadnieniem ich świata. Ale co po tych deklaracjach, gdy wylatują tylko słowem, gdy nie przemieniają się w czyn? Co po nich, gdy tworzą świat, w którym władzę sprawuje „dyktator muzyk rozgromionych”, świat, w którym wyklucza się z życia obywatelskiego ludzi nieidących zgodnie z wybijanym przez niego rytmem?

Niezwykle przenikliwie o tego rodzaju świecie i jego skutkach pisał Zbigniew Herbert w „Pieśni o bębnie”. Świat tego rodzaju niesie ze sobą zniszczenie różnorodności „muzycznych głosów”, wielowymiarowości świata, prowadzi do zasypania jego głębi. To świat, w którym milkną „pasterskie fletnie”, znika „złoto niedzielnych trąbek”, rozpływają się w niebycie „zielone echa” waltorni. Gdy pozostaje tylko bęben, gdy dobosz na sztywnych nogach rytmem dudniącego bębna narzuca „jedną myśl i słowo jedno (...) hardy krok”, wówczas  „bęben wzywa stromą przepaść”, wtedy zaczyna wiać szyderczy wiatr i w piasek zamienia się cały pochód. Pochód, ukazany w wierszu Zbigniewa Herberta, zmierza ku zatraceniu, zagładzie, ku temu samemu, ku czemu zmierza polityka „wykluczania” stosowana w naszym współczesnym życiu politycznym. Z tego politycy PO bezpardonowo atakujący swoich politycznych adwersarzy powinni zdać sprawę, ale, jak widać, sprawy sobie nie zdają. Schwycić wroga choćby za jedno słowo, a potem tym słowem szarpać, miotać nim, pastwić się nad nim aż do rozerwania słowa na moherowe strzępy „ głupoty, absurdu, oszołomstwa, ciemnogrodu, faszystowskich albo stalinowskich poglądów”, a potem wydać wroga pod osąd „ludu”  – oto czym się zajmują na co dzień, oto ich polityka.

Czy może być inaczej? Może, tym bardziej że istnienie PSL-u, PiS-u, SLD i wielu innych partii w naszym systemie partyjnym może być istotną wartością. We wszystkich tych partiach można przecież znaleźć mądrych, szlachetnych ludzi. Wielość i zróżnicowanie tych partii z pewnością daje szansę na wielowymiarowe patrzenie na naszą narodową rzeczywistość. Niestety, z tej wartości wielości i zróżnicowania rząd, PO nie chcą korzystać. W jaki sposób władza powinna czerpać z bogactwa życia politycznego kraju mądrze pokazał nam Stefan Żeromski w „Przedwiośniu”. Podczas jednej z wizyt w gabinecie Szymona Gajowca Cezary Barka na ścianie ujrzał trzy portrety – jak się okazało, Mariana Bohusza, Stanisława Krzemieńskiego oraz Edwarda Abramowskiego. Biorąc pod uwagę ich poglądy polityczne, ich drogi życiowe, nie powinni byli znaleźć się obok siebie; mogłoby się wydawać, że nic ich nie łączy, że wszystko ich dzieli. Ale, jak powiedział Baryce Szymon Gajowiec, mimo to każdy z nich był dla niego kimś niezwykle ważnym, bo dzięki każdemu z nich wiele się nauczył, wiele zrozumiał, od każdego z nich coś cennego przejął. Choć tak bardzo się różnili, choć na rożne sposoby widzieli przyszłą Polskę, to łączyła ich miłość do ojczyzny – ta miłość przesądza o ich wyjątkowości.

Dzisiaj nauki Stefana Żeromskiego chyba niektórzy z nas nie są w stanie pojąć. Robi się bardzo dużo, żeby zmarginalizować czy wręcz usunąć z przestrzeni publicznej partię, której przewodzi Jarosław Kaczyński. Biorąc pod uwagę znaczenie PiS-u w naszym życiu politycznym, zjawisko to powinno traktować się jako coś niezwykle dramatycznego, niebezpiecznego. Z Jarosławem Kaczyńskim można się nie zgadzać, można nie podzielać poglądów polityków PiS-u, to jasne, ale nie można dążyć do ich wykluczenia z życia narodowego, państwowego. Kto tego nie rozumie, powinien chyba raz jeszcze zastanowić się nad swoim patriotyzmem i człowieczeństwem.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka