Artur Lewczuk Artur Lewczuk
1767
BLOG

"Bitwa Warszawska 1920" - film ku pokrzepieniu serc

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Kultura Obserwuj notkę 11

 Choć od premiery „Bitwy Warszawskiej 1920” minęło już trochę czasu, dopiero niedawno mogłem ją obejrzeć. Po projekcji nie wyszedłem oszołomiony niezwykłością tego filmu, ale nie wyszedłem też rozczarowany. Miałem wrażenie, że obejrzałem ciekawie skonstruowaną opowieść filmową, która z kilku powodów zajmie ważne miejsce w historii polskiego kina. Z takim przeświadczeniem zabrałem się do czytania recenzji poświęconych „Bitwie Warszawskiej 1920”, ale ku mojemu zdziwieniu jedna po drugiej wyrażały negatywne oceny. Rzadko wśród nich można było znaleźć wypowiedzi krytyków mówiące o niewątpliwych walorach tego filmu.

Jedni językiem Bolesława Prusa, który swego czasu wystąpił przeciwko pisarstwu Henryka Sienkiewicza, zarzucali Jerzemu Hofmanowi, że „autor z historią nie robi ceremonii i co chwila na skrzydłach fantazji odrywa się od faktycznego gruntu”. Drudzy utyskiwali, że tej fantazji jest za mało, że obrazy w filmie nie mają epickiego rozmachu i że zostały zamienione w agitkę pozbawioną głębi prawdy o II Rzeczpospolitej.

Dziwi mnie ten rodzaj argumentacji, polegający na zarzucaniu Jerzemu Hofmanowi tego, że nie stworzył filmu przypominającego książkę historyczną, która nie dość, że powinna przedstawiać wiernie naszą przeszłość narodową, to jeszcze tak, że można ją czytać z wypiekami na twarzy. Jerzy Hofman mógł stworzyć film, który byłby podręcznikiem historii, ale czy musiał? Nie musiał. Artysta jest przecież jak pszczoła z Hymetu – unosi się nad wonnymi cząbrami gór i zbiera miód, z którego chce kwiatu. Ten „miód” może zbierać, wykorzystując historię, ale nie musi kopiować jej kart. To właśnie, zdaje się, chciał wyrazić Jerzy Hofman mówiąc: „Pytano mnie, czy z tego filmu można uczyć się historii. Myślę, że z żadnego z filmów nie powinno uczyć się historii”. Podzielam ten pogląd - idea kina historycznego może przecież polegać także na odwoływaniu się do pewnej świadomości historycznej; historia w takim kinie może być tylko pretekstem do tego, żeby mówić o sprawach uniwersalnych, o różnych aspektach człowieczej natury, życia. Trudno w takiej sytuacji na film historyczny patrzeć tylko przez pryzmat samego wydarzenia historycznego i oczekiwać, że bardzo dokładnie to wydarzenie opisze.

Jerzy Hofman daje w swoim filmie wiele znaków przestrzegających przed prostym, wyłącznie historycznym odbiorem „Bitwy Warszawskiej 1920”, ot chociażby poprzez charakter zastosowanej w niej poetyki. Jeśli dobrze przyjrzeć się „Bitwie Warszawskiej 1920”, to można odnieść wrażenie, że ten film już widziało się wiele razy. I słusznie, wszak zastosowany w nim schemat budowania akcji, to schemat Sienkiewiczowskiej powieści. Co w tym filmie mamy? To samo co w „Potopie”. Wydarzenia rozgrywają się na dwóch przeplatających się planachna planie wielkiej historii i planie zdarzeń prywatnych; pojawia się wątek romansowy, obraz szczęścia kochanków, które przerywa dramat narodu. Mamy nikczemnika próbującego wszelkimi sposobami dla zaspokojenia swojej chuci uwieść niewinną dziewczynę, wiernie czekającą na powrót z wojny jej narzeczonego, dzielnie broniącą swojej czci. Jest w filmie Jerzego Hofmana motyw podróży wojennej głównego bohatera, która służy ukazaniu wydarzeń historycznych w całej ich przestrzeni. Pojawia się bohater, który na skutek zrządzenia losu zostaje uznany za zdrajcę i jako taki staje w obliczu śmierci, ale zaraz potem dzięki zbiegowi okoliczności wychodzi cało z opresji i zaczyna być „okiem” obserwującym mentalność, motywy działania najeźdźcy. Gdy zostanie już dokonany za sprawą perypetii głównego bohatera opis świata zła, bohater staje się kimś, kto podejmie ucieczkę, wydawać by się mogło z góry skazaną na niepowodzenie, ale dzięki szczęśliwemu ocaleniuudaną, i tym samym wprowadza widza w część heroiczną opowieści, zwieńczoną triumfem dobra. Mamy w „Bitwie Warszawskiej 1920” sakralizowaną i apoteozowaną obronę stolicy. Jest mit w postaci śmierci ks. Ignacego Skorupki, motyw młodzieńczej przyjaźni. Są patrioci i zdrajcy ojczyzny, chłopi, którzy gromadnie przyłączają się do obrońców ojczyzny. Występują stypizowani bohaterowie, ukazujący poprzez swoją reprezentatywność obraz społeczeństwa polskiego. Jest humor, który ma rozładowywać napięcie w chwilach szczególnej grozy, który, tak samo jak u Sienkiewicza, wprowadza tonację optymistyczną i uczy widza bycia człowiekiem nadziei, wiary i miłości do życia.

Wybór przez Jerzego Hofmana poetyki filmu, kategorie estetyczne, którymi się posłużył, świadczą wyraźnie, że „Bitwa Warszawska 1920” to nie dzieło reżysera, przez które przemawia on jako nauczyciel historii, psycholog, strateg, socjolog, ale jako nauczyciel ducha, który chce formować w ludziach świadomość znaczenia wartości moralnych, chce umierające wartości ożywiać, pragnie umacniać wspólnotę ludzi nie tylko w wymiarze narodowym, ale i ponadnarodowym. Film Jerzego Hofmana, zgodnie z Sienkiewiczowską formułą sztuki, służy krzepieniu serc, i w związku z tym jako taki powinien być poddawany ocenie. Wartościowanie „Bitwy Warszawskiej 1920” z punktu widzenia tego, czym ona z złożenia nie jest, to nieporozumienie, bo w takiej sytuacji z konieczności można mieć jej wiele do zarzucenia. Złożoność wydarzeń z 1920 roku sprawia, że ten film nie może być filmem o wszystkim, co na nie się składa, choć pewnie tego chcielibyśmy. Trudno temu pragnieniu oczywiście dziwić się, bo przecież to pierwszy film fabularny w powojennej Polsce, który w całej swojej rozciągłości poświęcony jest wojnie polsko-bolszewickiej, ale wielką krzywdą byłoby dla Jerzego Hofmana, gdybyśmy jego talent artystyczny wartościowali stopniem zaspokojenia tego naszego pragnienia.

Czy odwołanie się przez Jerzego Hofmana w „Bitwie Warszawskiej 1920” do stosowanej przez niego we wcześniejszych filmach poetyki obniża wartość tego filmu i czyni z „Bitwy Warszawskiej 1920” wtórną opowieść? Z pewnością nie obniża jej wartości i nie czyni z niej filmu powielającego wykorzystany już schemat. Stało się to dzięki użytej przez Jerzego Hofmana zasadzie kontrastu i wpisanej w film symbolice.

„Bitwa Warszawska 1920” nie ma proweniencji baśniowej. Nie ukazuje świata jako rzeczywistości czarno-białej. Nie jest tak, że jej świat jest prosty i jednoznaczny. To film złożony z kontrastowych ujęć, lustrzanych odbić. W nim prawie wszystko ma swoje zaprzeczenie: wzbudzający odrazę oficer żandarmerii polegnie jako obrońca ojczyzny; delikatna dziewczyna wykaże się heroizmem na polu walki, a silny mężczyzna będzie tchórzem, który nie może oddać ani jednego strzału do wroga; żołnierz dekujący się w czasie ataku, myślący tylko o tym jak przeżyć, stanie się ofiarą wrogiej kuli; Bykowski - brutalny komisarz ludowy Czerwonej Armii - to Polak z pochodzenia, który, będąc człowiekiem bezwzględnym, okaże się kimś żałosnym i śmiesznymkiedy siedzi obnażony na cembrzyku niczym król, próbując osłabić ból spowodowany hemoroidami; Jozef Piłsudski, zastanawiając się nad strategią w wojnie z bolszewikami, nuci pod nosem rosyjską piosenkę. Kontrastowych zestawień w filmie Jerzego Hofmana jest znacznie więcej, można by je wymieniać i wymieniać, choćby pychę napawających się zwycięstwami bolszewików i ich późniejsze przerażenie, kiedy ponoszą klęskę. Ten sposób przedstawienia świata wiele o świecie mówi. To przede wszystkim bunt reżysera przeciwko stereotypom, które określają nasze myślenie i nasze postawy, i które są często źródłem konfliktów na tle nie tylko społecznym, ale i narodowościowym. To wskazanie, że ludzkie cierpienie nie jest tylko po jednej stronie, nie jest tylko po stronie tych narodów, które zadają innym narodom krwawe ciosy. To głos mówiący, że będąc przeciwko komuś, istniejąc w kimś w sporze, można jednocześnie tego kogoś w jakimś wymiarze szanować (choćby w wymiarze jego narodowej sztuki). Zapewne Jerzy Hofman chciał też, poprzez zastosowany przez niego kontrast, powiedzieć, że nie jest tak, że są narody, którym można przypisywać tylko dobro i takie, którym można przypisywać tylko zło.

W warstwie symbolicznej jego film to z jednej strony refleksja związana z tym, co staje się ze światem, kiedy władzę w nim przejmują ludzie pozbawieni wiary, kierujący się tylko instynktem Z drugiej strony to piękna opowieść filmowa o świecie kultury, religii i polskości. To także dzieło, które, mówiąc o dramatycznej przeszłości odnosi się do naszej teraźniejszości. Nie sposób o wszystkich symbolach użytych w „Bitwie Warszawskiej 1920” mówić – zwłaszcza kiedy widziało się ten film, tak jak ja, tylko raz, ale zwrócenie uwagi na choćby kilka z nich może uzmysłowić wagę filmu Jerzego Hofmana.

Czymś niezwykle przejmującym jest historia kochanki komisarza, z pochodzenia arystokratki, którą komisarz zniewolił, wcześniej zabijając jej męża podpułkownika carskiej armii. Powodowana strachem, chęcią życia za wszelką cenę pozwala się pohańbić zbrodniarzowi, oddając się mu całkowicie. W tej historii można dostrzec tragiczny los Rosji Rublowa, Lermontowa, Czechowa, Czajkowskiego, Bułhakowa, Achmatowej, Mandelsztama, Tarkowskiego wydanej w ręce hałastry. W wątku podpułkownikowej jest, jak mnie się wydaje, niewyrażone wprost przez reżysera wezwanie do zrzucenia przez Rosjan „płacht ohydnych”, „Dejaniry palącej koszuli”.

Poruszające jest spotkanie Janka z antybolszewickimi Kozakami kubańskimi, a zwłaszcza moment ich rozstania. Jest ono symbolicznym skrótem relacji polsko-ukraińskich i refleksją na temat trudnej historii dwóch zniewolonych narodów, które przeżywając wspólny dramat narodowy, mając podobne pragnienia w pewnym momencie historii poszły oddzielnymi drogami, oddaliły się od siebie na tyle daleko, że pogrążyły się w mroku wzajemnej nienawiści – a przecież z racji podobieństwa narodowych dziejów i kultury powinny być sobie szczególnie bliskie.

Przyglądając się scenom batalistycznym, warto zwrócić uwagę na to, że ukazane w nich walki toczące się na przedpolach stolicy, to walki m.in. w obronie cmentarza i kościoła. Wykorzystując symboliczne znaczenie tych dwóch przestrzeni Jerzy Hofman określa stosunek, jaki powinniśmy mieć do tradycji i wiary, ale pokazuje także skąd możemy czerpać siłę jako naród. Uzmysławia, jak ważne jest budowanie teraźniejszości w odwoływaniu się do prochów przodków i w kontekście duchowych wartości.

Niezwykle wymowny jest końcowy fragment filmu ukazujący konną przejażdżkę Józefa Piłsudskiego z Bolesławem Wieniawą – Długoszowskim, w którym padają słowa o „cudzie mad Wisłą”. Jest w nich gorzka myśl o braku wiary Polaków w samych siebie, o braku świadomości tego, że Polska odrodziła się nie poprzez cud, ale dzięki pracy ducha i umysłu wielu pokoleń polskich patriotów żyjących pod zaborami. Film Jerzego Hofmana pokazuje wymiary narodowego wyzwoleńczego wysiłku, ale i wymiary trudności nie tylko zewnętrznych, także wewnętrznych, które należało przezwyciężyć, by nasza ojczyzna na nowo się odrodziła w swoim niezależnym państwowym trwaniu. Powinniśmy o narodowym wysiłku ich przezwyciężania pamiętać, mówiąc „o cudzie nad Wisłą”.

Oglądając „Bitwę Warszawską 1920”, warto zwrócić uwagę na perspektywy, z jakich filmowane są zawarte w niej sceny. Często jest w niej stosowana żabia perspektywa. Ten sposób ukazywania wydarzeń wojny polsko-bolszewickiej sprawia, że widz niejako staje się jednym z żołnierzy, uczestnikiem walk tkwiącym w okopie, pozwala odczuć emocje przeżywane przez człowieka, który spotyka się z nadchodzącym złem, ze śmiercią. Wydaje się mi, że ten sposób ukazywania w filmie wydarzeń należy połączyć z symboliczna sceną, w której ks. Ignacy Skorupka, jakby podniesiony przez krzyż podrywa z ziemi do walki przygniecionych strachem polskich żołnierzy. Warto może zastanowić się nad tym połączeniemmoże Jerzy Hofman, chciał poprzez tę scenę powiedzieć coś także namwspółczesnym Polakom?

Film Jerzego Hofmana jest wart uwagi, namysłu, bo tym sposobem można odkryć jego wiele niezaprzeczalnych walorów i to, że jest filmem, który powinien być dla współczesnych Polaków inspiracją do refleksji na temat tego, kim są i kim być powinni. Ten film rodzi nadzieję na to, że w polskim kinie może dokonać się wielka przemiana, polegająca na pojawieniu się nurtu nie tyle tyrtejskiego, ile patriotycznego będącego źródłem narodowej dumy, duchowego odrodzenia się narodu, budującego wspólnotę narodową i jej tożsamość. Film Jerzego Hofmana jest zdecydowanie inny od wielu filmów naszych współczesnych reżyserów w trampkach, którzy pokazują Polskę ohydną, obskurną, chamską, wulgarną, zdegenerowaną, ciemną, szarą, cyniczną, groteskową, pełną typów podejrzanego autoramentu („kolo” ze złotym łańcuchem na szyi, „gostek” z poczuciem beznadziejności życia taplający się w rynsztoku codzienności, gangster polany sosem słodko-słodkim). To film, jak stwierdził Jerzy Hofman,  który jest „niesłychanie bliski życia.” W moim przekonaniu Jerzy Hofman nie pomylił się tak mowiąc - to film, który pomaga człowiekowi zrozumieć świat i samego siebie.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura