Lubomir Baker Lubomir Baker
594
BLOG

Kochanica Francuza jako sztandar feministek

Lubomir Baker Lubomir Baker Kultura Obserwuj notkę 12

"Kochanicę Francuza" Johna Fowlesa pewnie już wszyscy dawno czytali i/lub obejrzeli film, nakręcony na jej podstawie. Ja nie, bo mam zwyczaj zaniechać lektury ksiażki, o której napisano, że jest najlepszą książką danego autora i wolę sięgnąć po te rzekomo słabsze. Wychodzę na tym raz lepiej raz gorzej, a tym razem być może zyskałem, bo późno sięgnąwszy po "Kochanicę" czytałem ją dojrzalej niż gdybym miał ją w młodości za sobą. Niedługo Rebis wydać ma nowe wydanie - więc zapewne jest zapotrzebowanie na tę niezwykłą powieść.

Jako młody i początkujący w dziedzinie literatury człowiek pewnie zobaczyłbym w "Kochanicy" pięknie napisany romans wiktoriański traktujący o miłości wbrew konwenansom, a konwenanse w czasach miłościwe i długo panującej królowej Wiktorii były niezykle ważne. Jakże to odległe od dzisiejszych czasów, gdy współczesne pożal się Boże elity za strój wieczorowy uznają markowe jeansy i jeszcze bardziej markowe trampki. W XIX wieku za złamanie obietnicy małżeństwa młody mężczyzna mógł być postawiony przed sądem, a nawet jeśli do tego nie doszło, tracił honor. Takiego właśnie czynu dopuścił się Karol, gdy w jego szablonowe i poprawne życie przebiegające pomiędzy kolejnymi wizytami u narzeczonej wkradła się tajemnicza Sara, nazywana kochanicą Francuza lub Tragedią. Gdy Karol zobaczył ją po raz pierwszy, samotnie stała na końcu falochronu w Lyme, tęsknie i beznadziejnie wypatrując statku, którym odpłynął jej ukochany. Beznadziejne uczucie do Francuza uczyniło z Sary kobietę wyrzuconą poza nawias społeczności,  w której na niekonwencjonalne uczucie nie było miejsca.

Warto zwrócić uwagę na to, co w powieści Fowlesa jest rzekomo drugoplanowe. Książka jest udanym studium mentalności spętanego przez konwenanse społeczeństwa. Pierwsze skrzypce grają donosiciele, bigoci, głupcy ukrywający się pod maską poprawności, ale na szczęście są też zwykli mądrzy i dobrze ludzie, którzy jednak muszą dla niepoznaki kryć się pod płaszczem konwenansu. Serdecznie ubawił mnie Fowles opisując, jak rozpoznają się niegodziwcy, którzy czytali i, o zgrozo, popierają teorię Darwina. Ile podchodów, ile owijania  w bawełnę trzeba było przebrnąć, by dwóch panów mogło w zaufaniu i po cichu przyznać się sobie, że trzymają z Darwinem. Byli niczym pierwsi chrześcijanie, rysujący w piasku rybę, by rozpoznać swoich.

Kolejnym udanym chwytem Fowlesa są sztuczki z narracją. Narrator ujawnia się wielokrotnie, bezczelnie przerywa tok opowieści, by wstawiać historie pozornie niezwiązane z treścią. Co więcej, bezradnie każe nam się przyglądać, jak bohaterowie żyją w powieści właśnym życiem i nie słuchają jego decyzji, stąd mamy dwa zakończenia historii Karola i Sary.

Na koniec chciałbym podjąć polemikę z głosami, które widzą w tej książce opowieść o miłości "bez granic i kordonów". Dla mnie to historia kobiety skazanej przez społeczną rzeczywistość na marginalizację i wieczne życie u pańskiej klamki, kobiety która niespodziewanie odpowiedziała atakiem - uderzyła w najbardziej konwencjonalny z konwencjonalnych układów -  w plany małżeństwa Arystokratyczego Tytułu z Pieniędzmi. Z uprzywilejowanego, zamożnego mężczyzny, żyjącego wygodnym życiem uczyniła człowieka bez honoru i dostępu do nowych zasobów gotówki. Pannę opierającą swą pozycję na pieniądzach papy, przestrzeganiu reguł i pochodzeniu narzeczonego strąciła na pozycję porzuconej pretendentki do arystokracji. Sara sama została wolna, odtrącając Karola. Czy współczesne feministki nie powinny być z niej dumne? A co do miłości, to według mnie na kartach tej powieści nie ma jej za grosz.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura