Lubomir Baker Lubomir Baker
629
BLOG

Cherezińska wciska w fotele, Dunin przeraża

Lubomir Baker Lubomir Baker Kultura Obserwuj notkę 4

Czy można być uznanym literatem i mieć jednocześnie klapki na oczach? Czy można być szanowanym publicystą i wykładowcą, deklarując publicznie nieznajomość historii i niechęć do niej? Czy można używać nieznanych sobie słów i przypadkowo odkrywać ich znaczenie? Można. Kindze Dunin się udało!

Zanim przejdę jednak do tej postaci, oddam najpierw Bogu co boskie. Uczestniczyłem wczoraj w spotkaniu autorskim Elżbiety Cherezińskiej, podczas którego promowano jej sagę z czasów wikingów "Północna droga". Jestem zagorzałym wielbicielem autorki, jej sagi oraz jej kolejnych powieści historycznych, dotyczących historii Polski ("Gra w kości" oraz "Korona śniegu i krwi"). Autorka o swoich książkach mówi, że z faktów trzeba wycisnąć ile się da, a potem tchnąć w opowieść życie. To książki pisane z godnym podziwu znawstwem realiów epoki, pisne z fabularnym rozmachem i fantazją. Jeśli są Państwo ciekawi szczegółów, zamieściłem już na tym blogu ich dokładniejsze omówienia.

Podczas spotkania z autorką okazało się, że jest dosłownie tryskającym źródłem wiedzy o opisywanej przez siebie epoce. Jak powiedziała, zależy jej, by czytelnik mógł ufać Cherezińskiej i nie potknąć się na przedstawionych przez nią faktach. Słuchaczy dosłownie wcisnęła w fotele swoją fachowością i entuzjazmem wobec średniowiecza.

Za prezydialnym stołem siedziała, niestety, także pani Kinga Dunin, zaproszona jako..., no właśnie kto? Nie była moderatorem dyskusji, fachowcem także nie (o tym za chwilę), właściwie dała jedynie świadectwo, że przeczytała cztery tomy sagi Cherezińskiej. Na wstępie zadeklarowała, że historii to ona tak naprawdę nie lubi. Potem skrytykowała pierwszy tom sagi jako błahy, bo opowiadający o idealistycznej miłości wikinga i jego żony. Dużo bardziej podobał się jej tom drugi, w którym pani wikingowa ma męża chama i pijaka, za to ambicje tej bohaterki nie skupiają się na domu. Ta część historii była dobra, bo miała wydźwięk feministyczny. Następnie pani Dunin wyraziła żal, że bohater trzeciej części nie okazał się gejem ale księdzem, choć wielkodusznie gotowa jest to autorce wybaczyć, bo obraz kościoła nie był zbyt wyidealizowany. Najbardziej podobała się jej część zamykająca sagę. (Trudno się dziwić, skoro opowiada o dziewczynie, która nie marzy o zamęściu oraz zawiera wątki homoerotyczne.) Na koniec prosiła autorkę, by kontynuowała sagę, tylko koniecznie w duchu feministycznym. Dunin wyraziła też podziękowanie dla autorki, która opisała, jak wojownicy podczas walki stawali się berserkerami (dzikimi bestiami, niedźwiedziami). Grała bowiem wcześniej w grę komputerową, w której wcielała się w berserkera-niedźwiedzia i nie wiedziała, co to jest, a teraz już wie.

Po tym spotkaniu podziwiam panią Dunin za wykazany brak ciekawości świata i brak wstydu, by się do tego publicznie przyznać. Rozumiem też, jakimi kryteriami kieruje się, szykując ksiażkowe recenzje: jest feminizm i geje - dobra literatura, jest kościół, ksiądz i szczęśliwe małżeństwo - do bani. A fajnie by też było, gdyby książka o związku partnerskim wyjaśniła mimochodem parę pojęć występujących w grach komputerowych i książkach fantasy, bo te pani Dunin rzekomo lubi, choć jest wybredna.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura