Znajomi, zdezorientowani propagandą sukcesu w POlsce, która trąbi od lat, że jedynym krajem opierającym się kryzysowi jest kraj "jabłek, pagórków, leniwych rzek, cierpkiego wina i miłości", pytają mnie stale czy nad Łabą widać oznaki tego kryzysu. Aby raz na zawsze zadać kłam tej niedorzeczności podaję publicznie do wiadomości, że to nie jest prawda (zdając sobie sprawę z elitarnego zasięgu mojego upublicznienia). W Niemczech nie ma kryzysu, a budżet państwowy w pierwszym półroczu 2012 zamknął się saldem dodatnim w wysokości 8 miliardów 300 milionów euro. To znaczy, że wpływy z podatków rządu niemieckiego przewyższały wydatki o 8,3 mld euro. Ten sam trend od kilku kwartałów zanotowały kasy chorych: miliardowe oszczędności, a bezrobocie w Niemczech (ok 5,5%) jest wyższe tylko od bezrobocia w Austrii (4,1%), Holandii (5,1%) i Luxemburgu (5,4%).
Grecy proszą o danie im więcej czasu na spłacenie długów, które co do grosza oddadzą ;-) (dzisiejsza wypowiedź premiera Grecji). Ponieważ "In the long run we are all dead" czyli "długoterminowo rzecz biorąc wszyscy jesteśmy trupami", jak słusznie onegdaj zauważył John Maynard Keynes, wobec tego Niemcy nie za bardzą chcą już czekać. "Dać więcej czasu" oznacza zazwyczaj w takich romansach "dać więcej pieniędzy", co potwierdza stare amerykańskie przysłowie, że czas to pieniądz ("time is money" autorstwa Benjamina Franklina). Na dodatek "my tu gadu, gadu, a entropia rośnie" dlatego kończę to przynudzanie czym prędzej i lecę śnić o czymś przyjemniejszym. Dobranoc Państwu.
