Ludwik Dorn Ludwik Dorn
2832
BLOG

MNIEJ PO, WIĘCEJ MILIARDÓW

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 19

Platforma Obywatelska w ostatniej fazie kampanii wyborczej skupiła się na przesłaniu: mniej, czy więcej, czyli tylko my zapewnimy Polsce 300 mld złotych w nowej perspektywie finansowej Unii Europejskiej. Tłumacząc z haseł wyborczych na język bardziej precyzyjny, propagandzistom PO chodzi o to, że tylko rząd tej partii będzie w stanie wynegocjować korzystne dla Polski rozwiązania w nowych Wieloletnich Ramach Finansowych Unii Europejskiej na lata 2014-2020.

Premier Tusk i propagandziści PO wprowadzili swoja partię na bardzo kruchy lód i mam wrażenie, że to od opozycji ( tak PiS, jak i SLD) zależy, czy przejdzie po nim, czy też załamie się on z trzaskiem, ze wszystkimi opłakanymi dla wkraczającej konsekwencjami.

Po pierwsze bowiem, nic nie wskazuje na to, że w tej kwestii to „ekipa” PO ma większe doświadczenie i możliwości niż „ekipy” rywali. To nie rząd  PO wynegocjował korzystną dla Polski perspektywę na lata 2007-2013. Udaną końcówkę w negocjacjach przeprowadził rząd PiS-u z premierem Marcinkiewiczem i ministrem spraw zagranicznych Mellerem, ale warto docenić poprzedników, czyli rząd SLD, a zwłaszcza rolę premiera Leszka Millera, który rzutem na taśmę wynegocjował dodatkowe fundusze unijne związane z traktatem akcesyjnym w 2004 roku. Jeśli chodzi o negocjacje nad budżetem to z dwojga złego czułbym się pewniej, gdyby negocjował Leszek Miller, a nie Donald Tusk. Co twardziel, to twardziel, a co mięczak, to mięczak.

Po drugie, Jerzy Buzek wyniesiony do roli głównego gracza ekipy PO w Unii zgodnie z międzypartyjnym porozumieniem w Parlamencie Europejskim przestanie być z początkiem 2012 roku przewodniczącym tegoż. Ale to drobny szczegół, małe oszustwo propagandzistów PO, rzecz wybaczalna.

Po trzecie, na co zwracali uwagę komentatorzy i obserwatorzy, do podziału budżetu unijnego w latach 2014-2020 siądą trzy nowe, wyposzczone państwa, które nie brały udziału w zasadniczym podziale w latach 2007-2013: Bułgaria, Rumunia i Chorwacja. Utrzymanie zatem polskiego udziału w nowej perspektywie finansowej na poziomie udziału w starej ( a tyle znaczy te 300 mld zł) jest zadaniem, łagodnie rzecz określając, niesłychanie ambitnym.

Po czwarte, owe circa 300 mld zawarte jest w projekcie budżetu przygotowanym przez Komisję Europejską. To bardzo dobrze, bo jest się do czego odwoływać. Zawsze lepiej we własnym interesie bronić propozycji wspólnotowej niż domagać się uwzględnienia partykularnych własnych propozycji. Jest jednak olbrzymie ale… Od traktatu z Lizbony niesłychanie wzrosła rola Rady Europejskiej, czyli czynnika międzyrządowego reprezentującego państwa narodowe, a wśród tych państw – pozycja Niemiec i Francji. Otóż w pierwszej dekadzie września propozycja KE została zakwestionowana przez dziewięć państw- płatników netto, w tym Francję i Niemcy. Jak informowała PAP: Deklarację przeciwko nadmiernie wysokim wydatkom UE podpisali w poniedziałek ministrowie ośmiu państw UE: Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Austrii, Finlandii, Włoch, Holandii i Szwecji. Dania poparła deklarację, ale ostatecznie zdecydowała się nie podpisywać jej tekstu. - Zgadzamy się z wymową listu, ale wstrzymaliśmy się z podpisaniem deklaracji, ponieważ jako przyszła prezydencja UE, chcemy być bezstronni - wyjaśnił PAP duński dyplomata w Brukseli. Według niektórych niepotwierdzonych oficjalnie informacji do sygnatariuszy listu zamierzają dołączyć Estończycy i Czesi. Sygnatariuszom deklaracji chodzi przede wszystkim o zmniejszenie wieloletniego budżetu UE o ok. 120 mld euro.

Punkt czwarty jest najistotniejszy. Widać wyraźnie, że propozycji KE trzeba będzie bronić. Jej utrzymanie to cel niesłychanie ambitny, ale trzeba do niego dążyć. Konieczne jest zatem zbudowanie koalicji, bo nie ma co liczyć na łaskawość ze strony najsilniejszych. Otóż twierdzę, że do skutecznych zabiegów o te 300 mld dla Polski konieczna jest zmiana polskiej polityki europejskiej, a warunkiem koniecznym do tego jest zmiana rządu, a konkretnie odsunięcie Donalda Tuska od stanowiska premiera i ministra Sikorskiego od stanowiska ministra spraw zagranicznych.

Premier Tusk i minister Sikorski doprowadzili bowiem do znaczącego osłabienia pozycji Polski w UE w porównaniu nie tylko z okresem rządu PiS, ale także SLD. To osłabienie jest wynikiem polityki zrażania do Polski naszych potencjalnych sojuszników w Unii. De facto Polska została doprowadzona do stanu samoizolacji, a najlepszym tego dowodem jest traktowanie przez duet Niemcy-Francja, a w ślad za nim przez inne kraje, polskiej prezydencji.

W całkowicie przemilczanym przez środki masowego przekazu tzw. głównego nurtu ( ale nie przez blogosferę) wywiadzie Jacques Delors’a dla Euronews, ta niesłychanie ważna w UE osobistość mimochodem rzuca uwagę o ignorowaniu polskiej prezydencji (podaję cytat i link):

Euronews :
„Uważa pan, że jest ona ignorowana?”

Jacques Delors:
„Jest ignorowana! Tak, jest ignorowana! I czy sądzi pani, że to jest dobry znak dla Europy?”
http://www.euronews.net/2011/09/13/jacques-delors-/

Delors rzuca tę uwagę na marginesie rozmowy i traktuje ją jako oczywistą. To czysta prawda. Warto się zatem zastanowić, dlaczego polska prezydencja jest tak jawnie ignorowana. Czy to wyłącznie wynik zmiany układu sił po Traktacie Lizbońskim, na który nałożył się kryzys strefy euro, czy też nasz rząd też ma jakieś niemałe zasługi?

Prawdą jest, że po Traktacie Lizbońskim kryzys strefy euro ujawnił – używając genialnego sformułowania Tacyta – wielką tajemnicę rządzenia: wystarczają Francja i Niemcy, by rządzić Unią. Nie wyjaśnia to jednak faktu, że polska prezydencja ignorowana jest bodaj w stopniu o wiele większym niż prezydencje czeska i węgierska. A z całym szacunkiem dla tych państw między Polską a Czechami i Węgrami jest pewna różnica. Po prostu Polska jest szóstym co do wielkości krajem członkowskim UE. Ponadto, jak zapewniają nas przy każdej okazji Donald Tusk i Radosław Sikorski, Polska jest w głównym nurcie polityki europejskiej oraz jest „naturalnym liderem” Europy Środkowo-Wschodniej.

Czy zatem prezydencja dużego państwa europejskiego, które jest regionalnym liderem i osadziło się w „głównym nurcie” polityki europejskiej mogłaby być przez silniejsze państwa tego nurtu tak otwarcie ignorowana jak nasza prezydencja? Nie mogłaby. Dlaczego zatem jest tak, jak jest?

Prawdą  jest, że jesteśmy szóstym co do wielkości narodem europejskim. Nie jest prawdą, że jesteśmy w głównym nurcie polityki europejskiej; jesteśmy na jej marginesie. Nie jest prawdą, że jesteśmy regionalnym liderem. Prawdą jest, że inne rządy i państwa naszego regionu nam nie ufają. Te dwie ostatnie kwestie są ze sobą powiązane: nie jesteśmy w głównym nurcie polityki europejskiej, bo sami jesteśmy za słabi, by w nim się znaleźć, a odepchnęliśmy od siebie naszych regionalnych sojuszników. Oto krótka lista błędów popełnionych w imieniu Polski przez Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego. Nie są to może kwestie, które pojawiały się „na paskach” w całodobowych telewizjach informacyjnych, ale w kancelariach, ministerstwach i gabinetach naszych regionalnych partnerów dobrze je pamiętają. A zatem:

Zostawiliśmy – wbrew wcześniejszym deklaracjom – Litwinów samych w ich sprzeciwie wobec nowej umowy UE-Rosja. Litwini pamiętają.

W końcówce negocjacji nad planami ewentualnościowymi NATO dla Polski i państw nadbałtyckich, gdy nawet Niemcy zgodzili się na objęcie nimi razem z Polską Litwy, Łotwy i Estonii, zaproponowaliśmy, by plany te objęły najpierw Polskę, a pozostałą trójkę – tak, owszem, ale później ( ujawniły to depesze Wikileaks). Litwini, Łotysze i Estończycy pamiętają; co więcej, w różnych krajach ich dyplomaci chodzą po ambasadach, pokazują wydruki z depesz i dają do zrozumienia: z tymi Polakami to trzeba uważać, bo mogą zdradzić i nawet nie wiadomo, dlaczego?

Premier Węgier Victor Orban w przededniu węgierskiej prezydencji zdecydował się na krok rzadko spotykany: opublikował w „Rzeczpospolitej” artykuł zawierający de facto propozycje trwałego europejskiego sojuszu węgiersko-polskiego. Odpowiedzią było zimne milczenie. Nie wsparliśmy atakowanego za swą politykę Orbana, Węgier i węgierskiej prezydencji. Węgrzy pamiętają.

Na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw grupy Wyszehradzkiej, które miało przygotować polską prezydencję stawili się wszyscy konstytucyjni ministrowie poza…polskim ministrem, który wysłał na spotkanie sekretarza stanu. Niby drobna rzecz, ale znacząca, a dla naszych regionalnych partnerów ujma na honorze i prestiżu potężna. Pamiętają.

Jedna z najgłupszych w wymiarze regionalnym decyzji rządu PO-PSL – przystąpienie Polski do grupy Euro- Plus, ostatecznie rozbijająca grupę wyszehradzką jako podmiot regionalny w UE. Słowacja musi tam być, bo jest w eurolandzie. Ale Czechy i Węgry świadomie zdecydowały się do Euro-Plus nie przystępować. Jakie korzyści ma Polska z uczestnictwa w europlusie? Bycie w głównym nurcie? W Pradze i Budapeszcie już pamiętają i będą pamiętali.

No i sprawa drobniutka, ale niesłychanie jątrząca. Po to, by w kampanii wyborczej kopnąć PiS Donald Tusk zaatakował frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów ( europosłowie PiS do niej należą) oskarżając ją o ciężkie grzechy przeciw Polsce i Europie. Zapomniał, że EKR szefuje Jan Zahradil prominentny polityk rządzącej w Czechach ODS. Oburzony Zahradil zareagował listem skierowanym na ręce p. Jarosława Kaczyńskiego.http://wpolityce.pl/artykuly/14612-donald-tusk-obraza-przyjaciol-polski-przewodniczacy-grupy-politycznej-ekr-jan-zahradil-skierowal-do-mnie-nastepujacy-list . I Zahradil i jego koledzy z kierownictwa ODS będą pamiętać.

Cztery lata polityki zagranicznej w ogóle, a w tym polityki europejskiej tandemu Donald Tusk-Radosław Sikorski można streścić jednym zdaniem. Polska jest osamotniona: duzi nas lekceważą, mniejsi nam nie ufają.

Jeśli mamy obronić w Unii projekt perspektywy finansowej Komisji Europejskiej, a jest to dla naszych szans sprawa zupełnie kluczowa, musimy pozyskać sojuszników. Żeby pozyskać sojuszników musimy wyjść z samoizolacji. Żeby wyjść z samoizolacji musimy zmienić polską politykę europejską. Żeby zmienić polską politykę europejską musimy zmienić premiera i ministra spraw zagranicznych. Quod erat demonstrandum.

Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka