Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
1548
BLOG

Pusty bełkot Napieralskiego

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 44

 

Trochę niezauważenie przeszedł tekst Grzegorza Napieralskiego, który ukazał się na łamach dzisiejszej „Rzeczpospolitej”. A szkoda. Bądź, co bądź poczynił go jeden z liderów opozycji, człowiek typowany do rządowych stanowisk w przyszłym gabinecie, powszechnie dziś już uznawany za nadzieję lewicy. Jest on jeszcze ciekawszy, gdy weźmiemy pod uwagę, że SLD może stać się w Sejmie VII kadencji przysłowiowym języczkiem u wagi.
 
Populizm i banały
 
W tekście aż kipi od populistycznych, chwytliwych hasełek, które są przemieszane z najoczywistszymi banałami i okraszone lewackimi mrzonkami a’la Zapatero. Stwierdzając, że propaganda Tuska przypomina tę z czasów Gierka – Napieralski ma rację. Ale efekt psuje już następnym zdaniem, kiedy formułuje opinię, że w czasach hołubionego przez salon I sekretarza:  warunki życia rzeczywiście się poprawiały. Szkoda, że lider SLD zapomniał dodać, iż działo się to kosztem przyszłych pokoleń, a płacimy za to do dziś. Faktycznie bowiem obaj – i Gierek i Tusk – zadłużali nasz kraj na potęgę.
 
Czego z kolei mają dowodzić demagogiczne brednie w stylu: A co z tymi, którzy cieszą się stałą pracą? W jakich pracują warunkach? W jakim stresie? Jaką cenę za nadgodziny płacą ich najbliżsi? Nie słyszałem jeszcze, aby gdziekolwiek na świecie rząd znalazł sposób na stres pracowników w prywatnych firmach. Pewnie marzeniem Napieralskiego byłoby powołanie agencji, która mierzyłaby jego wysokość, a w zakładach, których norma byłaby przekroczona – po kieszeni właściciela. Pewnie, że tak, dołożyć przedsiębiorcom! Niech poczują darmozjady, że ich też może boleć.
 
Argumenty z typu: 2 miliony Polaków żyje za mniej niż 400 złotych miesięcznie. Prezes PKP zarabia tyle przez pięć godzin, znamy nie od dziś w ustach lewicowych działaczy. Tylko czego to dowodzi? Rzecz jasna, problem ubóstwa istnieje. Ale czy takimi wypowiedziami zyskuje się coś więcej, niż podsycanie nienawiści pomiędzy warstwami społeczeństwa? Na próżno bowiem szukać w całym artykule konkretnych pomysłów na rozwiązanie bolączek Polaków. W ostatnim akapicie wprawdzie Napieralski stwierdza, że My mamy i pomysły, i projekty ustaw, ale odsyła nas do druków sejmowych. Jak kocham Boga, nie pamiętam, aby wiele z tych projektów mogło wpłynąć na poprawę życia przeciętnych Polaków.
 
Rozmyta oferta
 
W zasadzie więc nie dowiadujemy się z tego tekstu zgoła nic. Napieralski w sposób mniej, lub bardziej umiejętny – w zależności od gustu czytelnika – skrytykował ekipę Donalda Tuska, ale zręcznie uchylał się od choćby ogólnych odpowiedzi. Nie wskazał ani jednego przykładu na pozytywne działanie. Co gorsza, w artykule padają obłudne pytania, jak to, w którym lider SLD pyta o wyjście wojsk polskich z Afganistanu. Czy to oznacza, że chciałby także wyjścia Polski z NATO? Wszakże tym mogłoby skutkować przerwanie misji koalicji. Trudno przyjąć, że tego nie rozumie; najwidoczniej uważa Polaków za idiotów. Nie mam zamiaru dokonywać tutaj szczegółowej analizy przedstawionych niedawno tez do programu SLD, gdyż w sposób znakomity uczynił to już Rafał Ziemkiewicz.
 
To wszystko dowodzi jednak miałkości oferty lewicy i tego, że w żaden sposób – intelektualny, moralny, czy pod względem oferty programowej – nie ma prawa partia Napieralskiego aspirować do głównej siły opozycyjnej w kraju. W tym kontekście trudno, aby wywoływało zdziwienie, że próbuje się postawić PiS poza nawiasem debaty, a Sojusz uczynić jedną z dwóch głównych sił, obok Platformy, na naszej scenie politycznej. W końcu przeciwnika, który pisze teksty na poziomie przeciętnie lotnego działacza młodzieżówki, zawsze będzie łatwo zdezawuować i wyśmiać.
 
Krok w stronę koalicji
 
W jeszcze jednym kontekście można odczytać artykuł Napieralskiego. Przede wszystkim ma on schlebiać przeciętnemu odbiorcy – choć sądzę, że akurat takim nie jest czytelnik „Rzeczpospolitej” – wskazując, że SLD zna bolączki Polaków, a przede wszystkim zawiści części warstw społeczeństwa. Poza tym lider lewicy atakuje premiera w stopniu umiarkowanym, odcinając się nawet od – jego zdaniem – przesadnie krytycznych publicystów wobec gabinetu Tuska. Tak, nie ma to jak cywilizowana, europejska formacja socjalistyczna.
 
Rzeczywisty zamiar jest chyba inny. Napieralski bowiem – najwyraźniej świadomie – odpuszcza krytykę rządu w miejscach, które są najbardziej skandaliczne. Gigantyczny deficyt budżetowy jest wytykany jedynie w kontekście słów polityków Platformy, najwyraźniej cieszą go piętrzące się utrudnienia napotykane przez przedsiębiorców, mimochodem prześlizguje się po podwyżkach podatków, nie chce zrozumieć koniczności prowadzenia polityki prorodzinnej, nie dostrzega postępującej degradacji Polski na arenie międzynarodowej i wreszcie milczy w sprawie tragedii smoleńskiej. W zamian domaga się refundacji in vitro, wprowadzeniu nowych podatków, edukacji seksualnej w szkołach, czy likwidacji IPN.
 
Na wszystko to jest gotowy zgodzić się Tusk, nawet za cenę ryzyka opuszczenia partii przez konserwatywnych niedobitków. Celem obecnego premiera jest bowiem utrzymanie się w fotelu na drugą kadencję, a głodne władzy i stołków SLD potrzebuje synekur dla swoich działaczy w terenie. To wyraźnie zbliża Tuska i Napieralskiego. To nie polityczna efemeryda w rodzaju PJN (polecam analizę Łukasza Warzechy), a zwycięstwo PiS-u może odsunąć widmo Napieralskiego i jego koleżków od udziału w rządzie.

 

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka