Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
448
BLOG

Premier oferuje mi kontrakt

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 8

Pewnie powinienem być zadowolony, albo nawet zaszczycony. Wszakże nie każdego spotkało takie wyróżnienie. Cóż zrobić, ale na myśl o propozycji Donalda Tuska nie przychodzą mi do głowy żadne pozytywne skojarzenia. Ktoś powie podłość, inny, że jestem niegodziwcem. Być może. Mój sceptycyzm nie wynika nawet z miejsca, w którym został ów kontrakt zaproponowany – „Gazeta Wyborcza” – ani tego, że dotyczyć on ma całego pokolenia młodych Polaków. Tylko jakoś tak się składa, że nie jestem w stanie zaufać człowiekowi, który już kilkakrotnie mnie oszukał w ważnych sprawach.
 
Co z tym kontraktem?
 
Takie hasło rzucił w sobotę Donald Tusk w swoim arcynudnym tekście opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” pod chwytliwym tytułem: „Trzecia fala nowoczesności”. Przyznam się, że najbardziej w całym elaboracie spodobał mi się właśnie tytuł. Zgrabny, błyskotliwy, uciekający do przodu, odwołujący się do pozytywnych resentymentów dużej części Polaków. Niestety, im dalej jest gorzej. W ogóle mam wrażenie, że premier nie pisał tego sam – przy całym krytycyzmie wobec tego jak się sprawuje w roli szefa rządu, nie odmawiam mu takich talentów jak swada języka, czy dar przekonywania. Tymczasem z tekstu wprost wieje nudą; niechybnie robota jakiegoś urzędasa, raczej przeciętnie utalentowanego.
 
Ale dość, nie porywam się w tej notce na analizę całego tekstu, a chcę się skupić tylko na jednym z akapitów – tym, który z racji wieku dotyka mnie najbardziej. „Nie będzie nowoczesności bez młodych”, bije po oczach pogrubiony śródtytuł. Zasadniczo trudno się do tego przyczepić. W czym jednak rzecz z tym całym kontraktem? Niech przemówi sam premier:
 
(…) powinien powstać kontrakt dla młodych, który godzi te dwa wymiary: elastyczność i pewność. Mimo tymczasowości zatrudnienia pracodawca oferowałby im dostęp do szkoleń, ścieżkę wzrostu wynagrodzenia na określonych zasadach, warunki przedłużania kontraktu. Po stronie państwa należałoby znaleźć rozwiązanie wzmacniające wiarygodność takich pracowników wobec banków, jeśli chodzi o dostęp do kredytów, w tym mieszkaniowych. Tylko wtedy będą mogli podejmować odpowiedzialne decyzje o zakładaniu rodziny, o inwestowaniu w swój osobisty rozwój.
 
Kto rządzi Polską od 2007 roku?
 
Można mieć co do tego spore wątpliwości czytając cały dezyderat premiera, ale także gdy ograniczymy się jedynie do interesującego nas śródtytułu i treści pod nim zawartych. W nieróbstwie i uczynienia z tego sztuki rządzenia, obecny gabinet przebił wszystkie pozostałe. Więcej się udało zrobić premierowi Olszewskiemu z 1/3 szabel w Sejmie w ciągu półrocznego urzędowania i przy kanonadzie ze strony mediów, niż Tuskowi w czasie sześciokrotnie dłuższym, mając niemalże całkowity komfort funkcjonowania; zarówno ten polityczny, jak i społeczny.
 
Dziś rząd Platformy posiada de facto monopol władzy. Partia Tuska ma w osobie Bronisława Komorowskiego partyjnego decydenta w Belwederze i współtworzy koalicję na szczeblu wojewódzkim we wszystkich regionach. Do tego dochodzi Sejm, bezwzględna większość w Senacie i największa polska delegacja w Parlamencie Europejskim. Nie wspomnę już o mediach publicznych, czy działaczach poupychanych w synekurach Skarbu Państwa. Nikt wcześniej nie miał tak wiele. Nikt też nie zrobił tak niewiele.
 
Abstrahując od tego, że Donald Tusk nie do końca trafnie definiuje problemy tak ludzi młodych, jak i w ogóle Polaków. Co jednak dotąd zrobił? Gdzie choćby próba walki z wymienionymi bolączkami? Czy było coś w zamian? Skoro nic nie robił, to dlaczego mami nas obietnicami? Jeżeli znów obiecuje, to czy nie oznacza to kolejnych kłamstw na potrzebę kampanii wyborczej? Jeżeli chodzi tylko, aby dalej rządzić, to czy mamy się godzić na władzę dla władzy? W imię odsunięcia widma „nieudaczników”? Ale jeżeli PiS to byli nieudacznicy, a Platforma nas ratuje, to czemu żyje się nam coraz gorzej? Tych pytań można by mnożyć w nieskończoność.
 
To co mnie najbardziej uderza, to fakt, że Donald Tusk pozostaje z siebie niezmiernie i niezmiennie zadowolony. W zasadzie niepowodzenia sprowadza do jakiś tajemnych, nieokreślonych koterii urzędniczych, których nie podejrzewał o takie wpływy. Tak więc pierwsze dwa i pół roku walczył z „układem” skupionym przy Krakowskim Przedmieściu, aby po pozbyciu się jednego „problemu” odkryć, że przez ten czas wyhodował drugi w swoich ministerstwach. Pewnie z tego przekonania o szkodliwości urzędników bierze się fakt systematycznego wzrostu etatów w Kancelarii Premiera. W tym kontekście na groteskę zakrawa stanowisko podsekretarza stanu ds.… ograniczania biurokracji. To nie żart, ktoś taki funkcjonuje jakojeden z dziesięciu członków Kierownictwa KPRM.
 
Dlaczego nie przyjmuję kontraktu Premiera?
 
Premier pisze, że sama wolna konkurencja nie zapewni ładu społecznego i sprawiedliwości. Nie bardzo wiadomo o co mu chodzi w tym kontekście, kiedy dodaje, że równocześnie trzeba się troszczyć o bezpieczeństwo starszych. Później składa zapowiedzi o racjonalizacji emerytur mundurowych, czy KRUS. Trudno jednak powiedzieć jak chce tego dokonać – odchodząc od dyskusji na temat samej sensowności takich posunięć – skoro już dziś widać, że w najlepszym razie przyjdzie mu rządzić w tercecie koalicyjnym z SLD i PSL.
 
Później chwali się, że wprowadził ustawę o żłobkach, czy ojcowskie – choć takiej fanfaronadzie poświęcił już osobny artykuł. Osobiście nie zamierzam za nic w świecie posyłać córeczki do żłobka, więc ani mnie to pali, ani ziębi, ale jeżeli komuś ułatwia to życie – choć nie znam nikogo takiego – to bardzo się cieszę. Bezczelnością jest jednak stwierdzenie, że to ważny krok dla demografii.
 
A potem premier przechodzi już do problemu startu zawodowego, który uznaje za najważniejszy dla pokolenia roczników „Solidarności”. Zdaje się jednak kompletnie nie rozumieć – ani go też to specjalnie nie interesuje – skąd się biorą tego rodzaju trudności. Prawdziwym nieszczęściem Polski jest produkcja na masową skalę bezużytecznych na rynku pracy magistrów od niczego. To głupia propaganda sukcesu takich środowisk jak „Gazety Wyborczej” kazała mojemu pokoleniu widzieć jedyne zbawienie w wyższym wykształceniu. Dlatego przez lata zamykano szkoły zawodowe i otwierano licea; mnożą się jak grzyby po deszczu prywatne uczelnie, w których wpisy do indeksu wynikają z opłat czesnego, a nie rzeczywistej wiedzy. Dzisiaj Niemcy zapraszają naszych pracowników do siebie i oferują darmowe szkolenia, aby pozyskać wykształconą kadrę. Wykwalifikowani, fizyczni pracownicy, których potrzebuje rynek – nierzadko młodsi ode mnie – zarabiają znacznie lepiej od wielu moich znajomych z dyplomami. U nas jednak młodzież wciąż słyszy z pogardą rzucane słowa: „Jak tak dalej będziesz się uczył, to skończysz przy łopacie”. To zresztą temat szeroki i rozległy, który trudno zamknąć w kilku zdaniach, a piętrzących się absurdów jest tu cała masa.
                                     
Ale tego Donald Tusk nie dostrzega. On zresztą nie lubi niewygodnych tematów. Dlatego też zamiast uczciwości, mami wizją łatwych kredytów. Ciekawe jak to zamierza osiągnąć, skoro banki udzielają ich coraz mniej chętnie – gdy poczuły skutki własnej pazerności – a Polacy są i tak zadłużeni na miliardy. Tak więc nie ma próby rozwiązania przyczyny, jest jedynie chęć doraźnego zatuszowania skutków problemu.  
 
Najsmutniejsze jest jednak to, że po czterech latach rządów przy monopolu władzy, Donald Tusk zdobywa się jedynie na mało oryginalne, socjologiczne spostrzeżenia.W całym tekście na próżno szukać konkretnych rozwiązań. Jest raczej próba ugłaskania i skokietowania, ale tak, aby zawsze można było wykręcić kota ogonem. Jedyną strategią premiera jest zadłużanie kraju na niespotykaną dotąd skalę, a skutki tego przechodzenia przez kryzys „suchą stopą” odczuje na własnej skórze moje pokolenie.
 
Panie Premierze, jeżeli chce nam Pan pomóc, proszę przynajmniej nie szkodzić. Zrujnowaliście budżet, zdegradowaliście pozycję Polski na arenie międzynarodowej, zaprzepaściliście szansę na cywilizacyjny skok. Krótko mówiąc, zmarnowaliście cztery lata. Oszukaliście nas – pokolenie drugiego powojennego wyżu demograficznego, jak nas Pan nazywa, czy jak wolę ja, pokolenie roczników „Solidarności”. Dlatego proszę: „Kończ Waść, wstydu oszczędź”.   

 

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka