Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
875
BLOG

Dość już nienawiści

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 34

Rozumiem to, że się nie zgadzamy w sprawach światopoglądowych, polityki wewnętrznej, czy nawet międzynarodowej. Naturalne wydaje się, że jedni lubią polityka X, a inni wolą Y. Możecie nawet uważać, że pijany generał – za rozkazem Prezydenta – wsiadł za stery TU-154, aby dokonać zbiorowego samobójstwa pod Smoleńskiem; wprawdzie wystawia to jak najgorsze świadectwo intelektowi takich osób, ale przecież wciąż nie dyskwalifikuje jako ludzi. Natomiast jednego nie jestem w stanie pojąć – tej wściekłej nienawiści, którą już dziś kierujecie nie tylko do Jarosława Kaczyńskiego, ale – czyżby z powodu, że trzeba po kimś wypełnić pustkę śp. Lecha? – obracacie nawet w stronę zwykłych sympatyków partii, czy nawet tych, którzy zamiast „przekazom dnia” wolą ufać swojemu zdrowemu rozsądkowi.

 
W ostatnich miesiącach przekroczono granicę absurdu i – piszę, co myślę – obrzydliwości. W odpowiedzi na krytykę rząd wytacza najcięższe armaty, ucieka się do najniższych pobudek części Polaków; padają kalumnie i epitety, których nie powstydziliby się propagandyści z czasów słusznie minionych. W ogóle mam wrażenie, jakbym przez ostatni rok był świadkiem nakręcającej się spirali nienawiści, która jest jątrzona i podsycana. Świetnie dokumentuje to m.in. film „Krzyż” Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego.
 
Czegokolwiek nie zrobi Jarosław Kaczyński, okazuje się to „obrzydlistwem”, czymś „ohydnym”, albo działaniem antypolskim. To właśnie zarzucił mu dzisiaj premier Donald Tusk. A wszystko za sprawą niefortunnego – to przyznaję – określenia, które zawarto w „Raporcie o stanie Rzeczypospolitej”. To, że dokument próbuje się rozmyć wyciągając z kontekstu jedno zdanie zamiast prowadzić dyskusję, jestem w stanie zrozumieć – wpisuje się to przecież w kontekst gry politycznej. Inna rzecz, że dziennikarze nie powinni przyjmować z nabożną czcią narracji jednej ze stron, ale pewnie mając takie oczekiwania, wymagałbym zbyt wiele.
 
Chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Nie zarzucam nikomu epatowania nienawiścią z tego tylko powodu, że prowadzi cynicznie kampanię wyborczą, która już się de facto rozpoczęła. To jedynie dowód na miałkość debaty w Polsce i nierówne szanse obu stron. Tym co mnie napawa prawdziwym zdumieniem – i często bezsilną wściekłością – jest próba zaszczucia Prezesa PiS. Człowieka, który w tragedii smoleńskiej stracił osoby z najbliższej rodziny i przyjaciół. Polityka, który walczy o swoje cele zgodnie z zasadami powszechnie przyjmowanymi w demokratycznym państwie prawa.
 
Media, które bez przerwy zajmują się liderem opozycji, węsząc okazji do ukazania jego choćby najmniejszej wpadki, stają się groteskowe, ale to bardziej ich problem. Sęk w tym jak to jest robione. Kiedy w jednym z dwóch najpopularniejszych serwisów informacyjnych w Polsce celowo przekręca się zdanie, aby udowodnić tezę o faszystowskich marszach z pochodniami – chodzi o jedną z manifestacji w miesięcznicę katastrofy – to nie jest to zwykła manipulacja. Należy wówczas krzyczeć o skandalu na bezprecedensową skalę, który powinno się piętnować. 
 
To wprawdzie najbardziej skrajny przykład, ale przecież nie jedyny. Bez przerwy, każdego dnia, padają słowa, które wpisują się w ów „przemysł pogardy” i zbiorową kampanię nienawiści wymierzoną w Jarosława Kaczyńskiego. Do tej pory z Prezesem PiS walczono, strasząc nim; obecnie szczuje się na niego. Jaki będzie następny krok?
 
Ale chór zawyje, że przecież Kaczyński sam jest sobie winien, że dzieli Polaków, że dąży do anihilacji państwa. Nawet, gdyby tak było – nie jest to wystarczający powód do takiej odpowiedzi. Jeszcze gorzej dla tych, którzy uczestniczą w tej kampanii, że aby dowodzić takich twierdzeń muszą najpierw przekręcać, manipulować, bądź wykazywać wyjątkowo złą wolą w interpretacji słów, czy zdarzeń.
                                                         
Historia zna już takie przypadki, gdy próbowano społeczeństwo faszerować nienawiścią wobec konkretnych polityków. Kiedy wyrzucano ich za nawias debaty. Odmawiano praw i wyborczej legitymizacji. Żadna z nich nie miała szczęśliwego finału.
 
Dlatego chciałem wezwać wszystkich do paktu, w którym odrzucimy nienawiść, jako sposób polemiki. Tak, aby spirala złych emocji nie nakręcała się bardziej, niż to konieczne. Nie jestem megalomanem, aby sądzić, że można wpłynąć notką na blogu na życie polityczne w czterdziestomilionowych kraju. Ale przy dobrych chęciach możemy próbować to zjawisko wyeliminować – a przynajmniej ograniczyć – tutaj na platformie Salonu24. Zamiast najostrzejszych komentarzy pod najbardziej niegodziwymi wpisami – np. autorstwa jednego z ważnych polityków PJN – reakcją mogłoby być milczenie. Zaręczam, że jednemu i drugiemu posłowi-blogerowi znudzi się pisanie tych obrzydlistw, jeżeli zobaczą pod swoją notką 10 komentarzy; jeżeli jest ich 310 to uznają, że tak powinni robić. Co więcej, mają z tego satysfakcję i utwierdzają się w przekonaniu, że to druga strona jest winna za obecny stan rzeczy.
 

Ponawiam apel. Używajmy w polemikach najostrzejszych nawet argumentów merytorycznych, ale wystrzegajmy się nienawiści – tak nawzajem do siebie, jak i polityków.

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka