Dużo ostatnio się mówi odnośnie szkoły. Wypowiem się jako osoba, która:
a) jest jeszcze młoda, a więc wspomnienie ław i sal nie minęło (widnieje we mnie bardzo wyraźnie)
b) student, który często rozmawia o szkolnictwie
c) nauczyciel z kilkumiesięcznym doświadczeniem.
Wszystko gwoli jasności. Szybko skomentuję dwa najważniejsze wydarzenia, a potem pójdę z własną propozycją.
Sprawa pierwsza - religia czy etyka? Oczywiście, że etyka. Etyka + religioznawstwo. Sama religie nie, bo ewidentnie polega ona na katolickiej katechizacji, a więc wmawianiu, że jeden dekalog zawiera cechy uniwersalne. Nie każdy musi się z nim zgadzać, choć według większości będzie odpowiednim postulatem moralny. Jednak relatywizm także w sobie zawiera, np. nie zabijaj. Płody też?
Etyka ma ten plus, że wprowadza do szkoły filozofię. Filozofię - matkę nauk, bo tylko głupcy myślą, że jest nią matematyka. Poza tym etyka nie jest nacechowana doktrynersko, a w tym kraju też politycznie.
Co do religioznawstwa... jest on drugim elementem aktualnej katechezy. I znowu, zaczynamy od mitów (wreszcie rozdział z historią), aby skończyć na współczesnych sekstach i ateizacji. Dyskusje, odległe kultury i tradycje, możliwość wyboru Boga.
Odnośnie przedmiotów. Czemu nie rozmawiamy o wychowaniu fizycznym? Powinien być ten przedmiot zmodyfikowany, a pierwszy punkt transformacji: zajęcia z tańca. Dla wszystkich. Zarówno w grupie, solo, jak i taniec towarzyszki. Powody? Społeczny, szerzenie tradycji, dużo więcej rucho (nie tylko wysyłki fizycznego, co zamienia gimnazja niemal w poligony), nowa wrażliwośc na piekno...
Dziękuję za uwagę.