Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
3712
BLOG

Fałszywa flaga w Moskwie – ale czyja?

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 68
W tej grze nie ma rycerzy bez skazy. Zamach w Moskwie może być zarówno dziełem samych Rosjan, jak i Ukraińców albo jeszcze kogo innego. Odpowiedź na pytanie "kto korzysta?" należy rozważać na chłodno i bez emocji.
Kto dokonał zamachu w Moskwie? Tego prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się na pewno. Warto jednak zastanowić się przede wszystkim, kto mógł mieć w tym interes i jakie są teoretyczne możliwości.
Na początek trzeba jednak odrzucić obowiązkową wersję, kolportowaną w Polsce jako jedyna uprawniona, a w istocie skrajnie naiwną i po prostu propagandową – a więc tę, zgodnie z którą zamachu pod fałszywą flagą na pewno dokonały rosyjskie służby (lub też go inspirowały). Takie podejście jest infantylno-sentymentalne i opiera się wyłącznie na dziecinnym obrazie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, w którym Ukraińcy występują jako szlachetni rycerze bez skazy. Jest to oczywiście nonsens. Co rzecz jasna nie oznacza, że Rosjanie są w jakikolwiek sposób szlachetni – wręcz przeciwnie. Generalna zasada, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z tego typu zdarzeniem, powinna być jasna: nie wierzy się nikomu.
Nie będę się zajmował roztrząsaniem tego, co z wypiekami na twarzy zgłębiają domorośli OSINT-owcy: jaką jakość mają nagrania z ataku, czy wśród służb rosyjskich na miejscu panowała „nerwowość” (serio, jeden z „ekspertów” uznał jej brak – nie wiem, jak to ocenił, może ma jakiś własny „nerwomierz” – za przesłankę na rzecz tezy o rosyjskim sprawstwie) albo po jakim czasie Dmitrij Miedwiediew wygłosił swoje standardowe groźby pod adresem Zachodu. Takie analizy bez odpowiedniego warsztatu, materiałów, wiedzy z nieoficjalnych źródeł są po prostu niemądre. Uważam zresztą, że całe środowisko OSINT-owców jest zwyczajnie przereklamowane, a ich rozważania przypominają mi niekończące się analizy filmiku nagranego po katastrofie pod Smoleńskiem, na którym to filmiku ówcześni odpowiednicy OSINT-owców widzieli a to podnoszących się pasażerów tupolewa, a to słyszeli strzały dobijających ich funkcjonariuszy FSB. Wiarygodność tamtych analiz była podobna.
Czym innym natomiast jest rozważenie potencjalnych beneficjentów, czyli zastosowanie odwiecznej wskazówki towarzyszącej dochodzeniom: cui prodest scelus, is fecit – kto korzysta na zbrodni, ten ją popełnił.
Mamy trzy możliwe warianty sprawstwa.
Pierwszy: rosyjska operacja pod fałszywą flagą, raczej nie prowadzona bezpośrednio przez agentów rosyjskich służb, ale przez nich bezpośrednio inspirowana.
Drugi: ukraińska operacja, być może również zamaskowana, a więc prowadzona czyimiś rękami.
Trzeci: operacja trzeciej strony, a więc ani ukraińska, ani rosyjska.
Wariant czwarty, czyli operację zachodnich służb, raczej wykluczam – dalej o tym, dlaczego.
Co przemawia za, a co przeciwko każdemu z tych wariantów?
Wariant pierwszy: Moskwa.
Dla Rosjan użycie służb przeciwko własnym obywatelom dla stworzenia odpowiedniego efektu propagandowego nie byłoby czymś nadzwyczajnym. W Rosji władza nie ma przed takimi działaniami oporów. Raz dlatego, że jest to kraj, gdzie generalnie nie szanuje się ludzkiego życia, w tym życia własnych obywateli. Dwa, ponieważ w warunkach panującego tam zamordyzmu trudno sobie wyobrazić jakieś skuteczne dochodzenie, które mogłoby takie machinacje obnażyć. Nad każdym, kto by chciał takie niezależne dociekania prowadzić, wisi widmo Anny Politkowskiej.
Czemu taki zamach miałby służyć? Pierwsza i oczywista odpowiedź brzmi: mobilizacji własnych obywateli lub/i uzasadnieniu jakichś dalej posuniętych działań przeciwko Ukrainie, a może nawet – niestety – sięgających dalej. I to jest jak najbardziej możliwe.
Ale pojawiają się jednocześnie wątpliwości. Pierwsza: po co w niedemokratycznym kraju, gdzie opór społeczny nie stanowi problemu, podejmować w ogóle tego typu działania? Czy rosyjska propaganda, i tak twardo wspierająca wojnę, potrzebuje jeszcze takiego dodatkowego impulsu? Wydaje się to nielogiczne – chyba że chodzi o to, aby uzasadnić jakieś naprawdę daleko idące poczynania. Tak daleko, że sam Putin może się obawiać społecznej reakcji.
Druga: moment dokonania zamachu. Widziałem rozważania jednego z OSINT-owców, który stwierdził, że gdyby zamach miał być dziełem sił spoza samej Rosji, przeprowadzono by go raczej przed „wyborami” prezydenckimi w tym kraju, bo rzekomo miałoby to osłabić Putina. Uważam, że to interpretacja całkowicie błędna i naciągana. Właśnie przeprowadzenie zamachu przed wyborami dałoby Putinowi korzyść, czyli gdyby autorem były rosyjskie służby, doszłoby do niego przed ostatnim weekendem. Wtedy zaszedłby efekt jednoczenia się pod flagą, a dodatkowo wtedy właśnie rosyjski prezydent miałby okazję do okazania swojej twardości i skuteczności. Zamach po wyborach z punktu widzenia Kremla ma znacznie mniejszy sens.
Mówiąc najkrócej: trudno znaleźć uzasadnienie dla tego czynu, gdyby założyć, że miały za nim stać rosyjskie służby, o ile celem nie jest uzasadnienie przekroczenia jakiejś bardzo znaczącej i grubej czerwonej linii.
Jest jednak jeszcze inne wytłumaczenie, które może uzasadniać tezę o rosyjskim sprawstwie: może to być element wewnętrznej wojny w środowisku rosyjskich służb i ludzi trzymających władzę, o której to wojnie nie mamy pojęcia nie tylko my, ale być może także zachodnie wywiady.
Wariant drugi: Ukraina.
Celem Kijowa od samego początku trwania konfliktu jest jak najgłębsze zaangażowanie Zachodu w wojnę. Najlepiej – wciągnięcie go w nią. To się do tej pory nie udawało, choć trzeba przyznać, że były momenty, gdy rządzący Polską wydawali się aż przebierać nogami, żeby tak się stało.
W tej chwili sytuacja Kijowa jest słaba. Pomoc wysycha, przede wszystkim amerykańska. Joe Biden jest w tak kiepskim stanie fizycznym, że zaczynają się pojawiać prognozy, iż po prostu nie dotrwa do wyborów. Zwycięstwo Donalda Trumpa może oznaczać strategiczną zmianę sytuacji Ukrainy i wymuszenie na niej przystąpienia do rokowań – z pozycji słabszego. Coraz gorsza jest też polityczna sytuacja Wołodymyra Zełenskiego. Ukraina ma gigantyczne problemy z mobilizacją własnych obywateli i z dostarczeniem żołnierzy na front. W tej sytuacji w interesie Kijowa leżałoby sprowokowanie Rosjan do działań, które z kolei albo wymuszą na Zachodzie odkręcenie kurka z pieniędzmi i sprzętem oraz amunicją, albo nawet wepchną go do wojny.
Taka prowokacja nie musiałaby wcale zostać wcześniej uzgodniona z Waszyngtonem. Ciekawy w tym względzie jest niedawny artykuł z New York Timesa, omawiający wieloletnie związki wywiadów ukraińskiego i amerykańskiego. Tekst ewidentnie pisany był na zamówienie (omawiałem go szerzej w swoim wideoblogu), nie wiemy zatem, co jest w nim niezależnym ustaleniem dziennikarzy, a co służby chciały, aby się z nim znalazło. Tak czy owak, pojawia się tam wątek swego rodzaju nieposłuszeństwa ukraińskiego wywiadu wobec sponsorujących i szkolących go Amerykanów, którzy zawsze mieli domagać się wstrzemięźliwości. Mimo to Ukraińcy przeprowadzili kilka ofensywnych, zabójczych akcji na terytorium Rosji. I znów: nie wiemy, czy ów sprzeciw strony amerykańskiej był faktem czy też informatorzy dziennikarzy chcieli, żeby taki komunikat – niekoniecznie oparty na prawdzie – dotarł do Moskwy. Jeśli jednak taka była prawda, można by założyć, że akcja w Moskwie mogła być przeprowadzona przez Ukraińców bez konsultacji z wielkim bratem zza oceanu.
Niektórzy twierdzą, że przecież gdyby za zamachem stali Ukraińcy, raczej zniechęciłoby to Zachód do zwiększenia pomocy. Niewątpliwie jest to prawda, jednak tak argumentujący nie biorą pod uwagę, że strona ukraińska z pewnością przypisze każdy pojawiający się ukraiński trop rosyjskiemu spiskowi – co się już zresztą dzieje. W tej grze luster nie sposób się zorientować. Każda przesłanka świadcząca o ukraińskim sprawstwie może być faktycznie rosyjską mistyfikacją, ale może być też prawdziwa, lecz Kijów będzie ją przedstawiał jako rosyjską mistyfikację – co będzie prawdopodobne, a Zachód w to uwierzy. Kluczowe pytanie brzmi: jakie możliwości weryfikacji faktów posiadają zachodnie wywiady – bo od tego w dużej mierze może zależeć reakcja krajów Zachodu. Tego zaś nie wiemy. I oczywiście nikt nam tego nie powie. Nawet jeśli zamach byłby dziełem Ukraińców i tę wiedzę mieliby decydenci krajów NATO, i tak nie podzieliliby się nią z opinią publiczną. Ukraińcy mogą zatem liczyć na to, że reakcja opinii publicznej w sprzymierzonych państwach będzie taka, jaka jest w dużej mierze w Polsce: aprioryczne przypisanie winy Rosjanom.
Patrząc na chłodno – Kijów ma więcej powodów, aby taką akcję przedsięwziąć, niż Moskwa. Aczkolwiek byłoby to także dla Kijowa potencjalnie znacznie bardziej ryzykowne, gdyby prawda wyszła na jaw, niż dla Moskwy. Można się także zastanawiać, jakie możliwości operowania na terenie Rosji – w dodatku Moskwy – ma dzisiaj wywiad ukraiński.
Wariant trzeci: ktoś inny.
W sieci zaczął krążyć komunikat, w którym do zamachu przyznaje się ISIS, jednak jego autentyczność budzi poważne wątpliwości. Byłoby to natomiast zgodne z pojawiającymi się informacjami, że Zachód przestrzegał Rosjan przed nadchodzącym zagrożeniem. Jeśli te ostatnie informacje są prawdziwe – znów: nie mamy co do tego pewności – to obalałoby to hipotezę o rosyjskiej fałszywej fladze. Wszak Zachód raczej nie miałby informacji o ataku planowanym na samych Rosjan przez FSB. Jest też możliwe, że komunikat, mający pochodzić od ISIS, jest próbą odwrócenia uwagi przez stronę ukraińską (rosyjska nie miałaby tu interesu), która może liczyć na to, że Rosjanie ten trop zignorują i będą upierali się przy ukraińskim sprawstwie, co Kijów będzie interpretował jako próbę przypięcia mu winy na siłę, skoro przyznają się przecież islamscy terroryści.
W obecnej bardzo chwiejnej sytuacji nie można jednak niczego wykluczyć, ponieważ aktorów w tej grze jest bardzo wielu, a interesy mocno się krzyżują.
Dlaczego mało prawdopodobny wydaje się wariant czwarty, czyli udział zachodnich służb? Przede wszystkim ze względu na ogromne ryzyko związane z ujawnieniem takiej operacji. Nie mam tu na myśli ujawnienia przez Rosjan, ale ujawnienie w którymś z zaangażowanych państw. Można także zadać sobie pytanie – oczywiście nie umiem na nie odpowiedzieć – czy zachodnie wywiady mają dzisiaj odpowiednią swobodę działania na terenie Rosji, aby dopiąć taką operację.
Jedno w tym wszystkim powinno być naczelną regułą myślenia: nie ma tu rycerzy bez skazy, nie ma uczestników z założenia cnotliwych. Gra jest bezwzględna i bezwzględni są jej uczestnicy, czy to w Moskwie, czy w Kijowie. Na dodatek zaś wszystko to dzieje się w świecie luster, gdzie wielowarstwowe konstrukcje są czymś normalnym.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka