Luktons Luktons
445
BLOG

Homoseksualizm i aborcja.

Luktons Luktons Polityka Obserwuj notkę 6

Niniejszy wpis jest refleksją nad smutnym losem rzymskiego katolika angażującego się w dyskusje na wspomniane w tytule tematy.

Ach, cóż to za batalie toczą się w kontekście haseł: homoseksualizm, aborcja. Po obu stronach barykady zawzięte armie. Ja też czasem nie wytrzymuję i wchodzę do walki... Wyliczam swoje racje:
- że lobby homoseksualne świadomie przedstawia swoje środowisko jako dyskryminowane, żeby skuteczniej narzucać większości wygodne dla siebie prawa,
- że równanie orientacji homoseksualnej z heteroseksualną ma demoralizujące działanie i może przyczynić się do unieszczęśliwienia młodych ludzi, którzy pozwolą sobie na zgubne w konsekwencjach eksperymenty,
- że związek homoseksualny nie ma tej samej wartości co małżeństwo, zarówno dla osób pozostających w tym związku, a tym bardziej dla dzieci, które miały by się w nim wychowywać,
itp.

albo:
- że aborcja to zabójstwo niewinnych
- że prawodawstwo nie może legalizować morderstwa, nie może demoralizować społeczeństwa przyzwoleniem na zabijanie,
- że takie działanie nie jest skierowane tylko przeciwko dziecku ale również przeciwko matce
itd.

Kiwam głową z wyrazem zgody, czytając argumenty innych, bardziej zasłużonych w tej walce: Jana Pospieszalskiego, Tomasza Terlikowswkiego, którzy przyczynili się ostatnio do wznowienia bulwersującej debaty na łamach Salonu24.

Jednak, czegoś mi w tych dyskusjach brakuje. I tu dochodzę do tego, co tak naprawdę chciałem napisać. Smutny los katolika, o którym wspomniałem na początku, polega na tym, że chcąc przekonać moich adwersarzy muszę generować argumenty, które są dla mnie drugorzędne. Chcąc być w zgodzie z samym sobą musiałbym ograniczyć się tylko do racji, które wynikają ze źródła mojej postawy, a mianowicie z wiary.

No tak, ale ponieważ nie każdy wierzy, to trzeba szukać innych (też słusznych) argumentów.

 

Teraz jednak pragnę sobie ulżyć i wyjawić szczerze, że:

Dla mnie tak naprawdę dyskusji nie ma!

Skończyła się jakieś 2 tysiące lat temu.

Dostaliśmy wtedy precyzyjną instrukcję życia. Jeśli chcemy grać o najwyższą stawkę, jeśli chcemy osiągnąć pełnię szczęścia (nie mylić z łatwą przyjemnością), to możemy tę instrukcję wykorzystać.

Z pozoru proste: nie grzeszyć!

Bo grzech niszczy.

Grzech oddala nas od naszego Stwórcy. Oddala od Miłości. Odcina nas od Źródła Dobra. Grzesząc niszczymy siebie i innych. Skazujemy się na nieszczęście.

Unikając grzechu zbliżamy się do Boga. Wzrastamy. Zaczynamy kochać. Realizujemy drzemiący w nas potencjał. Stajemy się bardziej sobą. Zyskujemy Pokój, (nie wspominając o życiu wiecznym :)

Tak się składa, że:
- praktyka homoseksualna to grzech,
- aborcja, jako zabójstwo to grzech.

 

A teraz drodzy przeciwnicy homofobii i zwolennicy prawa kobiet do aborcji: zrozumcie katolika!

Cóż ja biedny poradzę, że mam dodatkowy punkt odniesienia. Nie mógłbym nigdy zgodzić się na coś, co niszczy człowieka.

Powiecie: że tak wierzysz, to nie znaczy, że musisz narzucać swoje poglądy reszcie społeczeństwa.

No tak, tak..., ale proszę zrozumcie mnie.

Czy gdybyście wiedzieli, że bliska wam osoba beztrosko pakuje się na pole minowe, czy nie chcielibyście „narzucić” jej swojego zdania mówiąc: nie idź tam!

A jeśli nadal upiera się, że chce tam iść, to krzyknąć chociaż:

nie ciągnij za sobą innych!

Luktons
O mnie Luktons

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka