Marek Mądrzak Marek Mądrzak
1558
BLOG

Tomasz Turowski cz. 3 - tego Gmyz nie opublikuje

Marek Mądrzak Marek Mądrzak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Głośna sprawa Turowskiego nie zakończy się, dopóki Prezes IPN nie wycofa jego teczek ze zbioru zastrzeżonego, a my na razie będziemy skazani na domysły zamiast badań naukowych. Teczek – napisałem w liczbie mnogiej, bo to sławnych dziennikarzy może dziwić, że oficer kadrowy ma ich kilka, a do każdej teczki można przypisać inny numer rejestracyjny i inny kryptonim. W rzeczywistości wywiadu (cywilnego, ale i podobnie wojskowego) przy każdym wyjeździe do pracy za granicę kadrowy miał zakładaną „Teczkę pracownika zewnętrznego” i najczęściej nie ma ich w zbiorze jawnym IPN. Co więcej politykę zacierania śladów doprowadzono w styczniu 1990 r. do takiego stanu, że z teczek osobowych pracowników kadrowych zabierano dokumenty o pracy za granicą i przenoszono do „Teczek pracownika zewnętrznego”. Mimo to za Prezesa Kieresa nawet te okrojone teczki osobowe pracowników Dep. I MSW trafiły do zbioru zastrzeżonego. Tak więc w IPN można otrzymać jedynie śladową dokumentację, jeśli chodzi o działalność danego oficera za granicą. Warto czekać na ujawnienie „Teczek pracowników zewnętrznych”, bo prawdopodobnie są to ostatnie dokumenty na tematy drażliwe np. zasadnicza dokumentacja operacji na paryską „Kulturę” (Teczka rozpracowania obiektowego) została zniszczona w latach przełomu 1989/1990, ale można liczyć, że z „Teczek pracowników zewnętrznych” zostanie odtworzona działalność MSW na tym „obiekcie”. Natomiast ujawnienie teczek osobowych wywiadu za Prezesa Kurtyki należy postrzegać raczej w kategoriach sprawiedliwości emerytalnej niż studiów historycznych.

Z wyżej wymienionych powodów z teczek Turowskiego do zbioru jawnego IPN trafiła tylko jedna teczka – jego akt paszportowych. Mimo wszystko jest to pasjonująca lektura, bo można prześledzić chociaż oficjalne dane na temat jego rodziny, wykształcenia i zatrudnienia (oficjalnego). Informacja o jego zagłębiackim pochodzeniu nie będzie dla Państwa niespodzianką, proponuję go zatem zgłosić do konkursu na Zagłębiaka Tysiąclecia na wzór konkursu wspomnianego wczoraj. O wykształceniu otrzymali już Państwo precyzyjne informacje - rusycysta po Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Co do rodziny, w aktach paszportowych nie ma wzmianek o komunistycznym entuzjazmie i moim zdaniem umocowani we władzach nie posyłali dzieci na ani do WSP w Krakowie czy do Akademii Medycznej. Ponieważ z pierwszego artykułu Gmyza o Turowskim (w „Rz”) można odnieść wrażenie, że i jego tożsamość to przykrywka (stosowano taką metodę zatrudniania w instytucjach cywilnych pod fałszywym nazwiskiem), to uspokajam, że aż tak utajnienie Turowskiego nie sięgnęło. Jego siostra – lekarz – do niedawna jeszcze praktykowała. Z kolei na entuzjastów działań terenowych czeka w teczce adres segmentu Turowskiego, z którego to Gmyz raczej nie miał okazji skorzystać, prosząc o rozmowę – dziennikarz nic nie pisał o wizytach na Sadybie.

O ile w wersji wydarzeń Gmyza student WSP niemal automatycznie po obronie przechodzi do pracy dla wywiadu, to według akt paszportowych zdążył jeszcze popracować w trzech miejscach. Każdy znający realia PRL pamięta, że podstawowa propozycja pracy dla absolwenta studiów uniwersyteckich i pedagogicznych to nauka dzieci w szkole. Głód nauczycieli w terenie był taki, że w szkołach (szkółkach) masowo zatrudniano bez studiów i kierowano na zaoczne. Dla mężczyzny płaca w szkole była upokarzająca, stąd następujące w PRL sfeminizowanie zawodu. W wersji o komunistycznym umocowaniu rodziny Turowskiego powinien on trafić chociaż do administracji partyjnej albo państwowej. Nic z tych rzeczy, Turowski poszedł uczyć języka rosyjskiego do Technikum w Dąbrowie Górniczej. Pamiętliwi poświadczą, że w technikach i zawodówkach uczniowie mówili nauczycielom, żeby nie zawracali im głowy (wersja light), bo zaraz po szkole zarobią kilka razy więcej niż oni. Wątpię zatem, aby rodzina Turowskiego zaliczała się do komunistycznej gawiedzi i skazała go na pracę na pograniczu survivalu. Następne miejsce pracy Turowskiego nie wiąże się z kolosalną zmianą prestiżu mimo przenosin do Warszawy – zaczął uczyć (rosyjskiego, a nie któregoś z języków romańskich) w Technikum Poligraficznym na Stawkach. Właśnie stamtąd Turowski wyrwał się w świat, zdobywając stypendium naukowe włoskiego Uniwersytetu dla Obcokrajowców przyznane pismem rektora Salvatore Valitutti z 16.06.1975 r. Co prawda nie mogę absolutnie wykluczyć ingerencji wywiadu w przeprowadzkę Turowskiego do Warszawy, jednak takie wyjaśnienie jest tylko dla osób, które nie doczytały, że spróbował on jednocześnie kariery katolickiego publicysty. Uważam bowiem, że dopiero przetarcie Turowskiego w miesięczniku „Chrześcijanin w Świecie” zdecydowało o wydelegowaniu go do Włoch jako nielegała. W znanej mi Informacji operacyjnej nt. Turowskiego (znanej chyba tylko mnie, bo już nie z akt paszportowych) donosiciel zwrócił uwagę na: Ma szerokie powiązania z kołami kościelnymi i posiada w tych kręgach wielu znajomych. Odniosę to do próby zrobienia z Turowskiego podstępnego komunisty, sądzę, że na Zagłębiu uchodził on (i rodzina) za fanatyka religijnego i dlatego bez trudu przeszedł lustrację jezuickiego kontrwywiadu, o czym donieśli Gmyzowi zakonnicy. Według wersji tego dziennikarza lustrację Turowskiego zakonnicy przeprowadzili w kraju i z już stąd wyjechał on jako członek SJ. Kłóci się to nie tylko z pismem rektora Valitutti, ale również z innym pismem z akt paszportowych:

 

N O V I Z I A T O  G E S U I T I

Via Lacrezia Romana, 23                                                     Ciampino 30.III.1976

00043 CIAMPINO (Roma)                                                   Tel. (06) 611 27 61 – ezp 1/35156

 

P O D A N I E

 

            Niniejszym zwracam się z prośbą o przedłużenie ważności Paszportu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz przyznania mi prawa do wielokrotnego przekraczania granicy państwowej.

            Prośbę swą motywuję faktem, iż po przybyciu do Włoch w październiku 1975 roku w celu odbycia kursu języka włoskiego na Uniwersytecie dla Cudzoziemców w Perugii, podjąłem następnie decyzję wstąpienia do zakonu Jezuitów. Prośbę o przyjęcie do Towarzystwa Jezusowego złożyłem na ręce przełożonego Jezuitów polskich za granicą – o. Antoniego Mruka.

            Podanie zostało uwzględnione i zaliczono mnie w poczet członków prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej z siedzibą prowincjała w Warszawie.

            Chcę jednak realizować swe powołanie zakonne oraz przewidywane we Włoszech studia religijne w realnym związku z krajem. Aktualnie dysponuję paszportem nr PA 705257 /nr akt 2264/Be/ wydanym przez KWMO w Katowicach z terminem ważności do 16 września 1976 roku.

 

                                                                                  Tomasz Turowski

 

Niżej podpisany ks. Antoni Mruk, T.J., Prowincjał Jezuitów Polskich poza granicami Kraju, zaświadczając, że Tomasz Turowski jest nowicjuszem Zakonu OO. Jezuitów, Prowincja Wielkopolska-Mazowiecka, zwraca się do Władz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z prośbą o przychylne ustosunkowanie się do prośby wyżej wymienionego Tomasza Turowskiego.

                                                                                  Łączę wyrazy szacunku

Rzym, 30 marca 1976

                                                                                  ks. Antoni Mruk, T.J.

 

Interesujące w świetle dwóch i pół publikacji Gmyza o Turowskim, nieprawdaż? Przypominam Czytelnikom dociekliwym lub googlającym, że Gmyz popełnił pierwszą publikację o Turowskim w grudniu 2010 r. w „Rzeczpospolitej” i jest ona w całości do przeczytania w sieci. Drugą opublikował w tygodniku, wtedy startującym, „Uważam Rze” w lutym 2011 r. jako „Temat tygodnia”, ale po nią muszą się Państwo wybrać do bibliotek, wzrośnie polskie czytelnictwo. Jako pół publikacji potraktowałem uwagi pozwanego Gmyza na marginesie relacji z procesu, gdzie wspomniał o znalezieniu w IPN „nowych” dokumentów Turowskiego. Powinni to Państwo znaleźć na internetowych stronach „Gazety Polskiej” lub niezalezna.pl. W relacjach z procesu pozwany Gmyz wspomina także o licznych wizytach Turowskiego w Moskwie w latach 80-tych. Podziwiam lojalność tego dziennikarza wobec pracodawcy, ale na podstawie akt paszportowych mogę stwierdzić, że jeden z wyjazdów Turowskiego (1985 r.) to skutek wymiany „Rzeczpospolitej” z „Litieraturną Gazietą”. Szanując małą odporność internautów na przydługie teksty, kończę na dzisiaj.

Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura