Marek Mądrzak Marek Mądrzak
464
BLOG

Kontakt służbowy cz. 2

Marek Mądrzak Marek Mądrzak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

             Piła

Stanowisko objąłem po Konsulu Ptaszyckim, który oddając mi urząd poinformował mnie, że pozostawał w stałym kontakcie z Ekspoz. Oddz. II w Poznaniu, że urzędnik konsularny Kazimierz Karowski (b. porządny i pracowity) został przezeń przyjęty za poleceniem Oddz. II i że przedtym był tajnym agentem policyjnym. Obaj poinformowali mnie, że żadnej sieci agentów nie posiadali i że wiadomości zbierali przez Polaków autochtonów, z którymi Wicekonsulat był w kontakcie. Wicekonsulat, gdy go objąłem, nie posiadał w ogóle kasy na tajne akta, nie posiadał szyfru i nie posiadał żadnego funduszu dyspozycyjnego. Gdy była jakaś ciekawa wiadomość, Konsul Ptaszycki lub Karowski jechali „na polską stronę, do Poznania i doręczali osobiście Ekspoz. O. II w Poznaniu, który ich za to honorował. MSZ nic o tym nie wiedziało.

W jakiś czas poprosił szef Ekspoz. w Poznaniu, bym przyjechał. Nazwiska nie pamiętam. Gdy się zjawiłem wyjaśniłem mu, że szczególne warunki okręgu konsularnego, stanowiącego wąski pas Pogranicza nie dają technicznie Konsulatowi możności dostępu (nie miałem samochodu), a Oddz. II może bez najmniejszych trudności posyłać agentów na stronę niemiecką na podstawie przepustek małego ruchu granicznego. Ponieważ zamierzałem podjąć żywą pracę kulturalno-oświatową, a w małym miasteczku jak Piła żyło się jak na widowni, prosiłem Ekspoz. II Oddz., aby zrozumiała, że większy jest interes dla Państwa, aby pozostawić Konsulat poza nawiasem pracy wywiadu, natomiast to samo może Oddz. II robić bezpośrednio. Oczywiście, że gdybym coś dowiedział się, co wypadałoby sygnalizować wprost do Poznania, a nie przez MSZ, to nie omieszkam to [sic] uczynić. Szef Ekspoz. podzielił bez zastrzeżeń mój pogląd i na tym rozstaliśmy się. Pozostawał teraz Karowski. Przyznał mi się, że otrzymywał za swe prace z Oddz. II pomoc, która ma dlań duże znaczenie, bo pensja była szczupła, a on miał zamiar żenić się właśnie z miejscową Niemką (jeszcze wówczas za małżeństwa z cudzoziemkami nie usuwano z MSZ). Ponieważ był to poważny argument, więc wyrobiłem Karowskiemu, który b. dobrze mi pracował, etat St. Kancelisty z odpowiednią pensją, co umożliwiało mu założenie rodziny i spokojne utrzymanie. Zobowiązałem go jednek, aby wiadomości, jakie dzięki stosunkom posiadanym, będzie zdobywał [i] dostarczał mnie, a ja przez MSZ będę je dalej przekazywał. Wiadomości tych było jednak niewiele, bo zresztą i teren nie był obfitujący w nadmiar takowych, a może Karowski po cichu miał dalej łączność z O. II i dorabiał sobie tą drogą, a mnie dawał część, aby wilk był syty i owca cała. Ale dowodów żadnych nie mam na tę hipotezę.

            Z mej strony, w zakresie normalnego raportowania konsularnego donosiłem do MSZ wszystko, co mnie się wydawało, że może w moim pojęciu mieć znaczenie dla MSZ i Oddz. II.

            Różnica istotna pomiędzy metodą pracy mego poprzednika Ptaszyckiego a moją leżała w tym, że on dostarczał bezpośrednio wiadomości jako agent O. II i MSZ, wyglądałoby jakgdyby na danej placówce nic nie robiono, bo żadnych raportów interesujących Oddz. II z MSZ nie otrzymywał. W ten sposób MSZ było w pozycji niższości względem O. II, który informował MSZ! Gdy ja zacząłem pracę w Pile, sytuacja oczywiście zmieniła się powoli i MSZ mogło dostarczać O. II wiadomości z placówki.

            Przypominam sobie, że w czasie mego 4 letniego pobytu w Pile raportowałem m.in. o takich rzeczach:

            W wydanym w Pile Kalendarzu miejscowym umieszczono spis wszystkich mieszkańców miasta wedle ulic i numerów. Zwróciło moją uwagę, że pod nr. domu odpowiadającym koszarom policji zmilitaryzowanej wykazana jest wielka ilość męskich nazwisk; gdy je policzyłem odpowiadało to cyfrze circa 400 ludzi, czyli tyle, ile miała ich liczyć w Pile ta policja. Wobec tego nabyłem drugi egz. Kalendarza i zakreśliwszy odpowiednie miejsca posłałem z odpowiednim raportem do MSZ, które miało O. II dostarczyć całą listę imienną wojskowej policji w Pile.

            Innym razem objeżdżając wschodnią część powiatu Złotowskiego zwróciłem uwagę, że w pewnej wsi nadgranicznej zbudowano kolonie osadników niemieckich w ten sposób, że domy i stodoły były pomalowane w pasy białe i czarne szczególnie zwracające uwagę. Przyszło mi na myśl, że to może być sygnalizacja orientacyjna dla samolotów i złożyłem też o tym raport.

            Kiedy indziej dowiedziałem się, że w Wałczu 30 km. od Piły dyslokowany jest batalion niemiecki pod komendą oficera w randze Generała. Nadto, że z Wałcza do Piły prowadzi szeroka asfaltowana szosa. Łącznie z 400 ludźmi policji wojskowej w Pile i półbatalionem piechoty w Pile (około 200 ludzi) dyslokowany był blisko granicy Oddział niemiecki w sile około 1000 ludzi, którzy z Wałcza mogli w niecałą godzinę połączyć się z oddziałem w Pile, wkroczyć w głąb Polski i dotrzeć bez przeszkody aż pod Bydgoszcz, gdyż w najbliższej okolicy Piły po polskiej stronie garnizony były dopiero w Poznaniu (na południe) i Bydgoszczy (na wsch.). Nadto wykazałem, że po polskiej stronie z uderzeniem godz. 18 ustaje cała łączność telefoniczna do godz. niemal 8 rano i nawet Posterunki PP nie mają możności łączyć się z Poznaniem i Bydgoszczą. Po niemieckiej natomiast istnieje 24 godzinna możliwość telefonowania. Zakończyłem raport, iż Niemcy mogą doskonale dotrzeć do środka Bydgoszczy, a nikt nie będzie o tym w nocy wiedział! Zrobiło to takie wrażenie, że zarządzono, iż Posterunki WP i w terenie w Poznańskiem i Pomorzu mają w nocy po zamknięciu poczty być włączane w bezpośrednie połączenie z Poznaniem i Bydgoszczą.

            Dużo w tym czasie (lata około 1930 r.) mówiło się o wynalezieniu przez Niemcy promieni „X”, które mają jakoby zatrzymywać w powietrzu samoloty, działając na magneto motoru. Promienie miały być wysyłane z sieci przewodów. Dostałem kalendarz powiatowy z Wałcza, w którym była opisana sieć elektryfikacyjna świeżo zbudowana i dość ciekawy rysunek przeprowadzenia jej w ten sposób, że rzeczywiście tworzyła jak gdyby mur od strony wschodniej. Przerysowałem plan i z raportem posłałem do Warszawy. Rzecz jednak okazała się nierealna.

            Podobnie donosiłem, gdy z prasy lub skądinąd dowiedziałem się o budowaniu dobrej drogi lub nowych silnych mostów podając ich tononośność [sic].

            To są główne zagadnienia, jakie po latach przeszło 20 przypominam sobie.

            Pewnego razu zgłosił się urzędnik policyjny niemiecki skarżąc się na nędzę i oferując swe usługi dla wywiadu polskiego. Z ostrożności zrobiłem po cichu odpis oferowanych przezeń materiałów, wziąłem odeń podpisaną przezeń nową fotografię i dałem z własnych pieniędzy kilkadziesiąt marek na powrót, co mi pokwitował w formie, która go absolutnie z nami wiązała. Kazałem wracać do domu i czekać. Raport zaszyfrowałem do MSZ, a materiały dosłałem kurierem. Po paru tygodniach zadepeszowano mi, że z Królewca przyjedzie Konsul. Zamiast znanej mi twarzy (nazwiska nie pamiętam), wysiadł z tranzytowego pociągu jakiś pan rudy i przedstawił mi się, że jest z Konsulatu; zdaje mi się, że nazywał się Kwiatkowski, ale nie jestem pewien. Był on Attache prasowym. Skoro przyjechaliśmy do Konsulatu, powiedział mi, że przyjechałby jeszcze ustnie dowiedzieć się o owym wolontariuszu, którego zwerbowałem, poinformował, że kontakt z nim został już przez O. II nawiązany i że dziękuje mi, bo nowy nabytek był dobry.

            Oto jak się przedstawiają w moich wspomnieniach strony raportowania wywiadowczego w Pile i Hamburgu w czasie mej służby we wspomnianych Konsulatach. Nadmieniam, że i w Pile do końca mego urzędowania nie było żadnego funduszu dyspozycyjnego.

            Wiosną 1931 r. został przydzielony na miejsce odwołanego Wicekonsula Grendyszyńskiego. Attache konsularny p. Kazimierz Rudzki. Opowiedział mi, że nim przyszedł do MSZ pracował w O. II i że ma do tej pory kontakty i stosunki. Żadnej instrukcji co do powierzenia mu prowadzenia jakiegoś wywiadu lub organizacji sieci agentów przezeń nie otrzymałem. Ale stale omawiałem z nim sprawy podpadające pod wywiad i on opracowywał odnośne raporty, które szły dalej do MSZ. Raz wyjechaliśmy w okolice Piły samochodem, jaki mi przydzielono i p. Rudzki wymierzał szerokości szos, gdy nikogo nie było na oku. Przynosząc mi nazajutrz raport, b. grzecznie i z całym szacunkiem służbowym zwrócił mi uwagę, że w takich sytuacjach nie powinien mu towarzyszyć „Jeśli się coś stanie i wpadnę, to ja tylko będę odpowiadał i wina spadnie na mnie. Gdyby jednak był przy tym Pan Konsul obecny, to byłby wielki skandal”. Uznałem trafność tej uwagi i gdy p. Rudzki potem parę razy prosił mnie o samochód, zawsze motywując cel jazdy, otrzymywał go do dyspozycji. Raporty wysyłał via mnie, czy poza mną, tego nie wiem, gdyż często wyjeżdżał na krótkie urlopy do Polski i wówczas mogło to mieć miejsce. W stosunku do mnie był zawsze lojalnym i na tle jego uzdolnień nie było między nami sporów, jak i w ogóle na całym zakresie naszej współpracy.

            Z [Piły] zostałem odwołany z dniem 1 maja 1932 r.

            Reasumuję moje ekspose.

            Za moich czasów Konsulaty RP w Hamburgu i w Pile nie były zorganizowane jako placówki wywiadu w pojęciu udoskonaleń naszej epoki. Wówczas, nawet gdy byli w ich pracownicy mający go prowadzić, to albo nie byli na poziomie jak to było w Hamburgu, albo brakło środków na opłacenie sieci subagentów.

            Ten brak funduszu dyspozycyjnego odczuwałem b. w czasie mej służby zagranicznej, gdyż np. w takim Hamburgu mając nieco grosza można było prowadzić za pomocą płatnych informatorów b. ciekawą pracę w dziedzinie wywiadu ekonomiczno-handlowego; gdize indziej wojskowego.

            Agenci wysyłani ad hoc przez Oddział II były to w dużej mierze mydłki, nie dobrane i nie dostarczające poważnego materiału. Opisane przykłady charakteryzują wartość tych pracowników.

            Mam wrażenie, że w okresie mego pobytu w Niemczech praca wywiadu nie stała na poziomie, a ten personel, z którym się zetknąłem nie zawsze był podziwu godny. Stąd niewątpliwie centrala warszawska musiała cierpieć na brak poważnego i do oceny sytuacji potrzebnego materiału wywiadowczego.

            W stosunku do tej naszej, nieraz wręcz bezsilności, Niemcy b. pilnie nas obserwowali i np. w takiej Pile cały personel konsularny żył jak na latarni. Starałem się przeto w interesie dobrych stosunków z władzami i możności prowadzenia pracy kulturalno-oświatowej unikać niepotrzebnego ryzyka.

            Aczkolwiek w okresie mej służby konsularnej i związanego z tym stałego pisania raportów musiałem poruszać materie objęte ogólnym terminem wywiadu, to jednak sam nigdy nie czułem i nie czuję „drygu” do takich rzeczy. Oczywiście jakiś szczególnie ciekawy materiał lub epizod w rodzaju opisanego wyżej z urzędnikiem policyjnym niemieckim ma pewien posmak ciekawość budzącej sensacji [sic], ale osobiście, jak nie musiałem, trzymałem się od tych rzeczy na uboczu jako nie leżących w dziedzinie moich upodobań, zainteresowań, zdolności oraz fachowego przygotowania.

                        Kraków dnia 19 grudnia 1952 r.

                                               (Dr Kazimierz Szwarcenberg-Czerny)

Dokument powstał 30 lat po opisywanych wydarzeniach. Mimo to uznaję go za wiarygodny, bo autora poddano silnemu stresowi. Groziło mu więzienie za przechowywanie 30 dolarów. W następstwie współpraca Ww. z UB powoli się rozwinęła i osiągnęła apogeum w latach 60-tych. Zwracam uwagę na próby wybielenia się ze współpracy z „dwójką”, jakże honorowe w świetle dzisiejszych matactw. Szwarcenberg-Czerny w porównaniu z polskimi biskupami nie opowiada bajek o zarejestrowaniu bez swojej wiedzy i zgody, losie pokrzywdzonych przez bezpiekę sanacji czy nie szkodzeniu nikomu. Wynika stąd, że donosiciele UB/SB (w większości) pozakorowo poczuwają się do działań na szkodę polskiego społeczeństwa. Proszę o porównanie tekstu z dotychczas dostępną literaturą na temat „dwójki”. Nie znajduję tekstu o delegowaniu za granicę inwalidy wojskowego, dotarciu do Niemców przez konsula Meksyku, pracę w totalnej dekonspiracji i wyciąganie zasiłków z funduszy MSZ. Jutro o wpadkach wywiadu retro z innego źródła zachowanego w IPN.

Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura