Leopold Zgoda Leopold Zgoda
892
BLOG

Uścisk dłoni

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 28

Można odnieść wrażenie, że wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy była tylko po to, aby Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński mogli podać sobie ręce. Spekulacji jest niemało, bo był taki czas, kiedy Kaczyński powiedział, że ręki Komorowskiemu nie poda. Jest takie powiedzenie, że głupi nie ten, co błądzi, lecz ten, który przy błędzie trwa. Nie wydaje mi się jednak, aby w takich kategoriach omawiać całą historię. Stało się tak, jak się stać miało i jak powinno się było stać. Kalkulacja, kultura osobista i polska racja stanu do tego skłaniały. Co najwyżej można dziwić się temu, że jest nam tak trudno sprostać potrzebie właściwych słów, decyzji i zachowań, że czujemy się wyjątkowo zaskoczeni, kiedy takie zachowania się pojawiają. O czym to świadczy?  Czy aby nie o niskim poziomie kultury naszego życia codziennego i o ogromnych zaniedbaniach zwłaszcza w dziedzinie wychowania?

 Można było odnieść wrażenie, że cała Polska odetchnęła z ulgą, kiedy Barack Obama odleciał. Wydaje się, że - poza piórem do wpisu, które pisać nie chciało - większych gaf po stronie naszych władz nie było. Czy są już dzisiaj widoczne korzyści? Język Obamy jest językiem dyplomaty i wymaga wnikliwego namysłu. Wydaje się jednak, że jakiegoś przełomu nie było. O korzyści zabiega się przed taką wizytą i po jej zakończeniu, zaś jej owoce mogą być widoczne dopiero w późniejszym okresie. Nie jest tak, że sprawa zniesienia wiz dla Polaków jest tutaj najważniejsza. O wiele ważniejsza jest zmiana naszych obyczajów i respektowania prawa, które obowiązuje w Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj można tylko tyle powiedzieć, że dobrze się stało, że taka wizyta się odbyła.  A że ulice Warszawy były opustoszałe?

Aby być partnerem Stanów Zjednoczonych (i nie tylko), trzeba być wiarygodnym i mieć sukcesy. Na czym ta wiarygodność polega? Jeden ze znawców realiów Ameryki powiedział mi, że jeśli damy się oszukać, to nas oszukają, jeśli nie, to uwierzą, że warto w nas zainwestować, bo możemy być partnerami w długim okresie czasu. Odwoływanie się do przeszłości tu nie wystarczy. Wewnętrznie nadmiernie skłóceni i nienawistni sobie nawzajem, poprzestający na symbolicznych gestach otwarcia i życzliwości, partnerami w interesach być nie możemy. Minimum uzgodnień w sprawach strategicznych i ustrojowych po naszej stronie być musi. Inaczej, możemy być tylko rozgrywani. Uścisk ręki Komorowskiego z Kaczyńskim w obecności prezydenta USA jest takim symbolicznym minimum. Czy i tym razem na takim symbolu poprzestaniemy? Może jednak pójdą za tym jakieś zmiany na lepsze w sposobie porozumiewania się władzy z opozycją? Nie chodzi tutaj o zacieranie poglądów, jeśli takie są, chodzi o polską rację stanu i respektowanie procedur.

Przy okazji wizyty Baracka Obamy można było zobaczyć, jak należy dbać o bezpieczeństwo demokratycznie wybranego prezydenta. To nie jest tylko sprawa wielkości państwa i pieniędzy. To jest sprawa poznania, zrozumienia, porozumienia i odpowiedzialności, które skłaniają do owocnej współpracy. A to jest już sprawa kultury.

Jeszcze jedna, pozornie drobna sprawa, Grzegorz Napieralski uznał siebie za reprezentanta polskich internautów. Nie wiedziałem, że w jego osobie mam reprezentanta. Nie sądzę także, aby i wielu innym internautom to się spodobało. Ale rozumiem, że jak się nie ma nic do powiedzenia, to się mówi i robi, co bądź, byle tylko było zabawnie i głosów przybywało poparcia. Były już jabłka w kampanii wyborczej, potem były grzyby, a teraz jest Internet.

Przypadek sprawił, że wysłuchałem w TV piosenki Moniki Brodki "Krzyżówka dnia". Zaskoczyły mnie słowa: "Na śliskich słowach wywracamy się", ponadto, trzykrotnie powtórzone słowa: "I krzyczę znów za dużo słów / Za dużo słów na marne", a także: "Sprawdziłam wszystkie obce alfabety, / By rozszyfrować język, który znam". O czym śpiewa ta młoda dziewczyna? O wielkiej potrzebie porozumiewania się i o tym, jak trudno się porozumieć. Paradoks w tym, że im więcej środków przekazywania obrazów, melodii i informacji, tym trudniej się porozumieć. Tym bardziej trudno, jeśli słowom towarzyszy brak wyobraźni, umiejętności wczucia się w sytuację i wsłuchania się w wypowiedzi strony przeciwnej, zrozumienia jej intencji, nie mówiąc już o zaufaniu, nade wszystko zaś, jeśli brak dobrej woli wypełnia pogarda, nienawiść, chęć odwetu, bezmyślna potrzeba zaistnienia za wszelką cenę i wszechobecny doraźny interes.

Czym był uścisk dłoni prezydenta Bronisława Komorowskiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego podczas pobytu prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy w Polsce? Czy jest to zapowiedź zmiany sposobów komunikowania się, czy tylko pusty gest każdej ze stron "wojny polsko-polskiej" na potrzebę chwili? W poniedziałkowym "Dzienniku Polskim" jest zdjęcie, na którym Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński trwają w uścisku dłoni. Lekko pochylony Jarosław Kaczyński w skupieniu patrzy na twarz prezydenta Komorowskiego, uśmiechnięty Komorowski patrzy na Napieralskiego, zaś Napieralski z dobrodusznym uśmiechem przygląda się uściskowi rąk. W tle widać uśmiechnięty profil twarzy Baracka Obamy. Czy to zdjęcie pozwala wierzyć, że w wojnie polsko-polskiej nastąpił przełom? Czy jest to "znak pokoju", którego kiedyś zabrakło w świątyni? A może jednak jest już przełom?

Jakiś czas temu w odpowiedzi na tekst jednego z komentatorów napisałem, że nie wiem, co to znaczy być "Obywatelem Kultury". Było to w nawiązaniu do odbywającego się w Warszawie Kongresu Obywateli Kultury. Dzisiaj już mogę powiedzieć, że obywatele kultury to dla mnie wszyscy ci obywatele, którzy troszczą się czynnie i ofiarnie o kulturę życia codziennego i dbają o dobre standardy wychowania. Podpisanie podczas Kongresu Paktu dla kultury, który zapowiada podwyższenie wydatków na kulturę do wysokości 1% budżetu państwa, tych spraw nie załatwi. Kultura nie jest tylko sprawą dostępu do Internetu czy dostępu do większych pieniędzy. Świadomość tego faktu też jest przejawem kultury.

Kultura, w odróżnieniu od cywilizacji, której symbolem jest obiekt techniczny, czyni nas bardziej ludźmi. Cywilizacja, która także z kultury wyrasta, zmienia świat, kultura zmienia od wewnątrz człowieka. Stąd słowa Jana Pawła II zawarte w przemówieniu wygłoszonym w siedzibie UNESCO (Paryż, 2 czerwca 1980), a powtórzone w pracy "Pamięć i tożsamość" (Kraków, 2005): "Kultura jest tym, przez co człowiek jako człowiek staje się bardziej człowiekiem: bardziej <jest> (…). Naród bowiem jest tą wielką wspólnotą ludzi, którą łączą różne spoiwa, ale nade wszytko właśnie kultura".

Umiejętność porozumiewania się w imię dobra wspólnego jest w kulturze politycznej sprawą fundamentalną. Czy uścisk dłoni, o którym jest ten tekst, jest tylko zabiegiem technicznym czy ponadto przejawem kultury? To nie jest drobna sprawa, z której można tylko żartować i kpić.

Monika Brodka śpiewa: "I krzyczę znów za dużo słów / Za dużo słów na marne".  Czy ten krzyk młodości o zrozumienie i porozumienie w sprawach najbardziej istotnych, i to nie tylko w sytuacjach intymnych, nadal ma się marnować? Mamy trudną lekcję do odrobienia. Wszyscy ją mamy.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości