Leopold Zgoda Leopold Zgoda
374
BLOG

Czy tylko interesy?

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Mówimy "interesy", myślimy "potrzeby". Prowadzimy, załatwiamy interesy, aby zaspokajać potrzeby. Tymczasem słowo "potrzeba" ma bardziej ogólny charakter.  Zawsze jest sens pytać, o jakiego rodzaju potrzeby nam chodzi. Mówiąc o interesach jesteśmy już bardziej jednoznaczni, najczęściej chodzi o sprawy, którym towarzyszą emocje, a które - pośrednio bądź wprost - są prywatne i finansowo wymierne. Potrzeby prawdomówności, miłości, ofiarności, w języku czystej kalkulacji ująć się nie da. Dlatego też mówimy tutaj, nie tyle o emocjach i interesach, ile o uczuciach i wartościach. Jeśli znika sprzed oczu świat wartości, jeśli zanika potrzeba ich realizacji, pozostają emocje i interesy. Tymczasem prawdą jest, że interesy także potrzebują rozeznania w świecie wartości.

Możemy nie wiedzieć, jak wartości istnieją i jak je rozpoznajemy (w tych sprawach trwa spór w ramach aksjologii, tj. ogólnej teorii wartości), to przecież potrafimy zauważyć, że w życiu osobistym, społecznym, rodzinnym, zawodowym i narodowym są bardzo ważne. Szczególnie ważną rolę przypisujemy wartościom moralnym, których nosicielem jest człowiek, jako że może być świadom tego, co robi i na co może mieć wpływ.

Realizując wartości piękna, dobra i prawdy nie możemy zaspokajać dowolnych potrzeb i wszystko jedno jak. Sumienie skłania do poszanowania normy moralnej, o której mówi etyka i prowadzi do wspaniałomyślności. Okazuje się potem, że ta wspaniałomyślność w długim okresie czasu, jak to się mówi, opłaca się. To znaczy, że uchwytne są namacalne korzyści, także finansowo wymierne, o których myślimy, kiedy posługujemy się słowem "interesy".  Ale motywacja, która do takich korzyści prowadzi nie jest interesowna, lecz bezinteresowna i wypływa z potrzeby "bycia kimś więcej". Jeśli już mówić tutaj o korzyściach osobistych, to najważniejszą z nich jest głębokie poczucie sensu życia.

Poczucie sensu pojawia się tam, gdzie jest doświadczenie jakiegoś ładu, hierarchii wartości, ważności spraw. Najczęściej jednak jawi się, jako zadanie do realizacji. Doświadczając braku wartości i hierarchii wartości, w nas i wokół nas, staramy się wprowadzać je w życie. Taki jest sens normatywnych wskazań etyki, którą można pojmować, jako strategia życia wziętego w całości.  Norma moralna ogranicza i wspiera zarazem, aby nasza krzątanina codzienna, była bardziej uporządkowana, czytelna i sensowna.

U podstaw naszych działań zawsze jest jakieś pojmowanie człowieka. O tym, jakie to pojmowanie jest nie świadczą słowa, choćby i były najpiękniejsze. Potrzebny jest czyn, niezbędne jest działanie, które je potwierdzi, w tym także sposób, w jaki rozwiązujemy konflikty i załatwiamy interesy.  Respekt dla normy moralnej, która apeluje do człowieka, jako człowieka, wprawdzie utrudnia działania i osłabia ich doraźną skuteczność, ale w zamian optymalizuje je w długim okresie czasu.

W naukach społecznych, w tym w naukach o zarządzaniu, duże zastosowanie ma do dziś dynamiczna teoria potrzeb wypracowana przez Abrahama Maslowa (1908-1970). Jego podejście jest zasadniczo odmienne od podejścia behawioralnego, które zwraca jedynie uwagę na bodźce zewnętrzne, na system nagród i kar. Natomiast Maslow podkreśla rolę życia wewnętrznego w zachowaniu człowieka. Podejście poznawcze (kognitywistyczne), które szczególną uwagę zwraca na rolę szeroko pojętej informacji, można - jak sądzę - uznać za dopełnienie czy rozwinięcie teorii Maslowa.

Jego teoria potrzeb ma kształt piramidy, której podstawę stanowią potrzeby fizjologiczne. Od tej podstawy biologicznej, do której należy także potrzeba bezpieczeństwa, piramida wznosi się ku potrzebom natury społecznej (przynależności, szacunku i uznania) i potrzebom samorealizacji, które stanowią jej zwieńczenie. Wydaje się, że potrzeba "bycia kimś więcej" do szczytu piramidy prowadzi.

Maslow zakłada, że doświadczenie braku rodzi potrzebę zaspokojenia, a ponadto, że warunkiem pojawienia się potrzeb wyższego rzędu jest zaspokojenie potrzeb niższego rzędu. Czy tak jest zawsze? Czy zaspokojenie głodu i chłodu, a także potrzeby bezpieczeństwa, automatycznie niejako rodzi potrzeby społeczne i dążenie do ich zaspokojenia poprzez owocne interakcje? Sprawą oczywistą jest, że aby żyć, trzeba jeść, ubrać się, gdzieś mieszkać, ale czy trzeba mieszkać w pałacu i mieć do obiadu jedno z najdroższych win? Czy takie pragnienia można zaliczyć do potrzeb z natury? Warto zauważyć, że nawet najbardziej podstawowe potrzeby biologiczne (poza okresem niemowlęctwa) są kulturowo i społecznie uwarunkowane.

Można powiedzieć, że potrzeba życia w luksusie jest jakimś wyrazem potrzeby przynależności do określonej grupy czy warstwy społecznej, a także miłości, szacunku i uznania. Mówi się przecież o miłośnikach dobrych win, pięknych kobiet i miłych dla ucha melodii. Czy nie na takim życiu potrzeba samorealizacji polega? Maslow tego nie powie.  

W piramidzie potrzeb Maslowa miłość pojawia się na poziomie afiliacji (przynależności), podczas gdy popęd seksualny pozostaje - podobnie jak u Freuda -  na poziomie biologii. Czy ta zmiana (w stosunku do Freuda) w pojmowaniu miłości wystarczy, aby przyjąć piramidę Maslowa bez większych zastrzeżeń?

Wydaje się, że u podstaw samorealizacji, spełnienia czy - mówiąc językiem religii - zbawienia, jest norma moralna, która domaga się poszanowania człowieczeństwa, które jest w każdym z nas. A to jest już sprawa sumienia i dobrze pojętej miłości, to znaczy takiej, która troszczy się o dobro umiłowanego. Jeśli tak, to potrzeba miłości przenika całe życie człowieka.  Jest u szczytu piramidy potrzeb, ale jest także u jej podstaw. Wpierw pojawia się niejako z zewnątrz i przybiera kształt wspaniałomyślnej i bezinteresownej matczynej miłości, aby potem zmierzać ku wzajemności i radosnej akceptacji świata, który jest nam dany. Czy zatem nie powinna być także współobecna wtedy, kiedy załatwiamy interesy? A zwłaszcza wtedy, kiedy spełniamy posługę polityczną?  Czy nie jest tak, że w pojęciu misji i służby publicznej taka powinność jest już zawarta?

Dla zaspokojenia potrzeb podstawowych (biologicznych) człowiek potrafi popełnić wiele niegodziwości. Ale nie musi ulegać pragnieniom wtórnym, takim jak: zachłanność, rywalizacja, próżność czy żądza władzy. Brak poczucia moralnego, brak respektu dla normy moralnej, o której mówi etyka, sprawia, że jesteśmy wobec tych pragnień bezradni.

Łatwo zauważyć, że dzisiejsze technologie informatyczne, radio, telewizja, Internet, pogłębiają siłę oddziaływania owych pragnień wtórnych. A są one źródłem największych nieszczęść. Zaspokojony głód przestaje być motywem działania, zachłanność, która wyrasta z lęku przed głodem, potrafi być nienasycona. Współzawodnictwo doskonali strony walczące, rywalizacja - bez względu na straty własne - skłania do zniszczenia strony przeciwnej. Poczucie godności słusznie domaga się uznania ze strony innych, próżności zaspokoić uniesposób. Tym bardziej nie można nasycić żądzy władzy. Już samo sprawowanie władzy wzmaga pragnienie władzy, o czym należy zawsze pamiętać.

Zauważmy, ze takich pragnień (wtórnych) zwierzęta nie posiadają. Nieszczęście zaczyna się wtedy, kiedy w dążeniu do władzy dla słusznych celów, tracimy władzę nad sobą. Mieć władzę nad sobą, to znaczy być swobodnym wewnętrznie. Ale ta swoboda, ta wolność, to nie dowolność, lecz zobowiązanie. Nade wszystko zobowiązanie moralne. I dlatego tak ważna jest troska o życie wewnętrzne człowieka. Zrozumienie tego faktu legło u podstaw wyrażenia "ekologia wnętrza".

Wychowanie do wolności i odpowiedzialności moralnej jest najpilniejszą potrzebą nie tylko naszych dni. W ekonomii mówimy tutaj o odpowiedzialności społecznej. Wiemy już, że odpowiedzialność profitowa tu nie wystarczy. W polityce, w której destrukcyjna moc pragnień wtórnych jest najbardziej niszcząca, mówimy o mężach stanu. Efektywność i ekonomiczność jawią się tutaj jako powinność moralna. Są zawody, których sprawność sprowadza się do kalkulacji. Ale księgowy nie jest kalkulatorem, jest człowiekiem, który potrafi kalkulować. Człowieczeństwo zobowiązuje moralnie. Rzecz w tym, aby umieć mu sprostać. Bez osobowości moralnie dojrzałych, tj. wspaniałomyślnych, bezinteresownych i ofiarnych, otwartych na bogaty świat wartości i zobowiązanych wewnętrznie do ich realizacji, system społeczny, wspólnota rodzinna i narodowa nie mogą rozwijać się i trwać. Największe pieniądze i najlepsze okazje będą zmarnowane, jeśli zawiodą ludzie. Jeśli zabraknie zrozumienia dla wrażliwości moralnej, zawiodą.

Cyprian Kamil Norwid w wierszu Moralność napisał:

           

          Kochający - koniecznie bywa artystą,

          Choćby nago jak Herkules stał;

          I   m o r a l n o ś ć   nie tylko jest osobistą:

           Jest i wtóra - m o r a l n o ś ć - z b i o r o w y c h - c i a ł.

 

Tej moralności społecznej i obywatelskiej "zbiorowych ciał", którą w ekonomii nazywamy kapitałem społecznym, tak bardzo nam brak. Po przeszło dwudziestu latach transformacji ustrojowej okazuje się, że niewidzialna ręka wolnego rynku tych spraw nie załatwi. Świadomość więzi miłości, twórczości i moralności, o których pisał Norwid, jest świadomością elit, których nie mamy. Taka jest największa potrzeba naszych dni, i to zarówno w kulturze, jak w polityce i ekonomii. Nadzieja - jak zawsze - w młodości.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości