Leopold Zgoda Leopold Zgoda
644
BLOG

Jak daleko nam do Norwegii?

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 20

Przyzwolenie na sprawowanie władzy państwowej, zwłaszcza w systemach demokratycznych, zobowiązuje.  Rządzący i rządzeni mają dołożyć starań, aby było bezpiecznie. Wprawdzie mówi się, że sprawujący władzę odpowiadają za ład wewnętrzny i bezpieczeństwo zewnętrzne wspólnoty państwowej, to przecież obywatele, troszczący się o własne szczęście, mają w tym zakresie niemało do zrobienia. Pozornie to takie oczywiste i proste. Mniej oczywiste jest przekonanie, które podziela wielu badaczy, że w życiu każdego człowieka doszukać się można "woli mocy". Sądzą, że jeśli ktoś nie zabiega o władzę i uznanie, to jeszcze nie znaczy, że tego nie chce. Znaczy to tylko tyle, że jest wyjątkowo ułomny, słaby i nie potrafi.

Tak mniej więcej widział te sprawy Friedrich Nietzsche (1844-1900), konstruując ideał nadczłowieka. O wyjątkowym przyśpieszeniu w zakresie technologii, które za sprawą nauk technicznych dopiero miało nastąpić, o stosunkowo łatwym dostępie osób prywatnych do środków masowego zniszczenia, nie wiedział. Ale wiedział, że drzemią w człowieku siły destrukcji, które uznał za zgodne z pierwotną, irracjonalną naturą bytu i w imię prawdy na miarę króla Edypa postanowił je ujawnić. Gardził tymi, którzy, podobnie jak Jokasta (matka i żona Edypa) za cenę prawdy chcą zachować dotychczasowy stan posiadania i spokój. Wiarę w twórczą moc dobra uznał za wyraz słabości. Co z moralnością?

Nietzsche mówi o moralności panów i moralności niewolników. Sądzi, że każdy ma taką moralność, jaką ma naturę. Nadczłowiek miał mieć "moralność drapieżnego zwierzęcia". Zwierzę, pozbawiając życia inne zwierzę, nie ma wyrzutów sumienia, bo czyni tylko to, do czego skłaniają instynkty. Nadczłowiek, podobnie jak zwierzę, ma być niewinny. Czym zatem różnić się ma od zwierzęcia i innych ludzi? Ludzkość ma być "materiałem eksperymentalnym" w rękach nadczłowieka. Nie będzie tu miejsca na naród wybrany, na elitarną grupę "trzymającą władzę", na klasę społeczną, do której przyszłość należy. Nadczłowiek ma być samotny. Nadludzie mają być dalecy od siebie, bo inaczej nawzajem by siebie wymordowali.

Nietzsche, doświadczając zakłamania swego czasu, a potrafił być wyjątkowo bystrym obserwatorem pisząc: "Źle ten przyglądał się życiu, kto nie widział, jak dobrotliwa ręka morduje", miał się za proroka czasu przyszłego. W estetycznym zachwyceniu przyglądał się stworzonemu przez siebie ideałowi, wierząc zarazem, że ludzkość zmierza ku jego realizacji. Wiarę w spełnienie, którym ma być zbawienie, zastąpił wiarą w siłę instynktów i zwierzęcej natury człowieka.

Świadomość religijna Europy, którą Nietzsche tak jednoznacznie i radykalnie zakwestionował, przyzwyczaja do myśli, że gdzieś kiedyś nastąpi koniec świata. Dla ludzi głębokiej wiary nie jest to jeszcze koniec człowieka, skoro spełnieniem człowieka ma być zbawienie. Tymczasem Nietzsche nie przyzwyczaja nas do końca świata, lecz do końca ludzkiego świata. Świat niedoskonałego człowieka, którego sumienie próbuje się rozeznać w sprawach dobra i zła, ustąpić ma miejsca światu nadczłowieka, który podda siebie i innych bez reszty i bez odwołania swej zwierzęcej naturze. Zdolności, umiejętności, zasoby i inteligencja sile instynktów pierwotnych (i wtórnych) mają być podporządkowane.

Nietzsche utracił wiarę w twórczą moc dobra, Sumienie było dlań tylko wyrazem słabości. Ale zbrodnia także była tylko wyrazem słabości. Nadczłowiek nie ma być zbrodniarzem.  W świecie zwierząt nie ma zbrodni. Nadczłowiek ma być poza dobrem i złem. Czy Anders Behring Breivik, sprawca zamachów w Oslo i na wyspie Utoya, ma się za nadczłowieka? Działał sam. Łącznie zginęło 77 osób. Czy ofiary były dlań tylko "materiałem eksperymentalnym"? Pomijam tutaj szerszy kontekst polityczny.

Cała ta sytuacja ma charakter przemyślanego eksperymentu, skoro zamachowiec, na godzinę przed zamachem w dzielnicy rządowej w Oslo, miał przesłać na ponad tysiąc adresów e-mailowych informację, co ma zrobić i w jaki sposób. To jeszcze nie wszystko. Jon Michelet, znany norweski pisarz i dziennikarz, powiedział w TV, że jest zaszokowany i przerażony tym, jak bardzo to, co się stało na wyspie Utoi, jest zbieżne z akcją jego powieści z 1989 r. Thygesens Terrorist. W powieści tej sprawca masakry kontaktuje się anonimowo z detektywem i zapowiada, co się wydarzy.

Manifest Breivika "2083. Europejska Deklaracja Niepodległości", podany do wiadomości w Internecie wraz z informacją o planowanym zamachu, pozwala wnosić, że Breivik ma się raczej za bohatera czy niedoszłego męczennika w słusznej sprawie.  Opierając się na tym, co masmedia podają, można zauważyć, że chodziło mu o nagłośnienie konieczności walki z islamem. To miał być jego słyszalny głos w dialogu światowym, którego (na jego warunkach) mu odmówiono, a w którym pogarda dla słabych, nienawiść do "innych", przemoc i zbrodnia są argumentami.

Wracając do Nietzschego, można powiedzieć, że autor Woli mocy i Poza dobrem i złem pisał, co myślał, Breivik mówi i czyni to, o czym myśli i do czego jest przekonany. Poczucie misji sprawiło, że czyniąc okrutną zbrodnię nie miał się za zbrodniarza. Jest inteligentny, systematyczny, precyzyjny, co więcej, jest zdecydowany. To, że ofiarami są młodzi ludzie, jego rodacy, jest dlań bez większego znaczenia, skoro - podobnie jak islam - stanowią zagrożenie dla potomków Wikingów i całej Europy. Popierając rząd, który przed islamem nie chroni, sytuują się poniżej poziomu przytomnego człowieka. Tym samym są skazani na przemiał, co najwyżej, są przydatni do twórczego zużycia. Jeśli jest jakaś korzyść z byłego już istnienia, to ta, że ich śmierć pozwala nagłośnić słuszną sprawę. To, że Breivik odstępuje od zamordowania jednego z młodych ludzi, który błagał o życie, zasadniczo nie zmienia sytuacji. Zawsze można powiedzieć, ze to nie tyle chwila "słabości" (tak sprawę skomentował jeden z internautów), ile chwilowy kaprys i dowód na to, jak wiele mu wolno.

Czy Breivik ma się za nadczłowieka? Nie sądzę, aby tak myślał. Czy jest konserwatystą? Czy jest człowiekiem prawicy? Jest mordercą i jako morderca będzie sądzony.  Co jeszcze nie znaczy, że nie będzie miał obrońców, zwolenników, i tych, którzy - na oczach świata (w Internecie i TV) zechcą podobnie "pięknie zaistnieć". Bo Breivik już zaistniał i na swój sposób się spełnił. Przyznał się do zamachów, lecz zaprzecza temu, że popełnił przestępstwo. To, podobnie jak powieść, film kryminalny, w którym leje się krew, bo ludzie się mordują, może się podobać. Rzeczywistość wirtualna i realna przenikają się, zacierają się ich granice. Nietzscheańska koncepcja nadczłowieka, ale także libido w psychoanalizie Freuda i postulat rewolucji dziejowej w pracach Marksa, na różne sposoby są modyfikowane i eksploatowane. A czyni to nie tylko tak zwana skrajna prawica, ale także, a może nade wszystko, zaangażowana lewica.

Pisząc o Nietzschem i Breiviku nie mam na myśli tych wszystkich, którzy na wydarzeniach w Norwegii próbują zbić bieżący kapitał polityczny. Wystąpienie Radosława Sikorskiego w Londynie podczas spotkania z szefem brytyjskiego MSZ, jego słowa, że w Polsce nie brak ludzi myślących tak jak Behring Breivik, który strzelał do rodaków, by obalić rząd, ponieważ uważa, że jest on pozbawiony prawnego i politycznego tytułu do rządzenia, są co najmniej mało stosowne. Szef polskiego MSZ zapomniał, że sam swego czasu mówił (2007 r.) o "dorzynaniu watahy" mając na myśli legalną partię opozycyjną. To Radosław Sikorski zwracając się do opozycji w trzy lata później powiedział: "wyginiecie jak dinozaury". Dzisiaj także nie chce pamiętać, że to do siedziby PiS w Łodzi wtargnął zamachowiec, zwolennik partii rządzącej, aby dokonać morderstwa, żałując jedynie, że miał "za słaby pistolet". Można także zapytać, co z wizerunkiem Polski, o który szef MSZ ma obowiązek dbać? Pewien jestem tego, że odrobina pokory własnej, niezależnie od stanowiska, jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Co by się stało, ile byłoby śmiertelnych ofiar w siedzibie PiS w Lodzi, gdyby Polska była krajem tak zasobnym i uporządkowanym jak Norwegia, a zarazem gdyby mordercę było stać na sprawny karabin maszynowy?

Jeden z internautów zauważył, że tragiczne skutki zamachu na wyspie Utoya pod Oslo były możliwe, bo Norwegowie mają procedury, do których mają zaufanie. Mnie się wydaje, ze trudno było im uwierzyć, że takie wydarzenie w zasobnym, spokojnym i przyjaznym kraju rzeczywiście ma miejsce. Stąd brak skutecznej, spontanicznej obrony i pomocy w możliwie najkrótszym czasie. Zauważmy przy okazji, że to liczby przemawiają do wyobraźni, jednostkowa śmierć już nie robi większego wrażenia. Internauta także zauważył, że w Polsce cierpimy na brak procedur, a także, że gdzieś w czasie, Norwegia i Polska będą mogły się spotkać.

Obawiam się, że Norwegowie wyciągną wnioski i będą bardziej czujni, my zaś nadal będziemy nawzajem siebie oskarżać, nienawidząc, potęgując bałagan i prowokując kolejne nieszczęście. W Biesłanie podczas akcji odbijania zakładników zginęło około 400 osób, w tym 171 dzieci, i - jak sądzę - nikt za to nie odpowiedział. Norwegowie w obliczu nieszczęścia są zjednoczeni, My zaś, po katastrofie smoleńskiej, jesteśmy coraz bardziej podzieleni. Mówi się, ze zabrakło wyszkolenia i poszanowania procedur.

Procedury są niezbędne, lecz jeśli dobrej woli zabraknie, nie na wiele się zdadzą. Tej dobrej woli - w liczącej się skali społecznej - niewątpliwie zabraknie, jeśli nadal będzie zwodził wymiar sprawiedliwości i wychowanie. Dobre wychowanie i samowychowanie do tego prowadzą, że dojrzewamy do odpowiedzialności za siebie, ale także za innych. Tej odpowiedzialności zabraknie, jeśli zabraknie świadomości zagrożeń, które są także w nas. Bierność i liczenie na to, że inni sprawą się zajmą, a my będziemy się tylko bawić, jest naszym wspólnym problemem.

Masmedia podały, że Breivik może być oskarżony o ludobójstwo. Myślę, że jest to prawidłowe odczytanie wymowy udziału Breivika w światowym "dialogu" na temat natury człowieka. Norwegowie łudzą się, że w ich sposobie życia niewiele się zmieni. Norweski premier zapewnia, że jego kraj nie da się zastraszyć. Zapowiada, ze odpowiedzią na przemoc będzie nadal obrona "wolności, otwartości, tolerancji i demokracji".  Paradoks w tym, że Breivik też ma siebie za obrońcę wolności. Premier Norwegii mówi, że będzie "jeszcze więcej otwartości". Może jednak okazać się, że obywatele zmuszą rządzących do "domknięcia" państwa. Lęk, że u siebie przestaną być, jak u siebie, może to sprawić.

Po zamachach w Norwegii także w naszym kraju zawrzało. Powróciła sprawa ustawy zasadniczej. Polacy domagają się przywrócenia kary śmierci. Są zgorszeni tym, że w Norwegii można być skazanym maksymalnie na 21 lat więzienia i po 14 latach ubiegać się o warunkowe zwolnienie. Nie bierze się pod uwagę tego, że skutecznym nadzorem można być objętym do końca życia. Są pytania: Gdzie tu sprawiedliwość? Dlaczego nie zezwolić na posiadanie broni? Tymczasem warto zapytać inaczej, czy mówiąc o sprawiedliwości nie myślimy o zemście? Czy jedna śmierć za spowodowanie śmierci 77 osób to będzie sprawiedliwie?

Ale prawdą jest, że brak kary śmierci jest pewnym "kosztownym luksusem". Różne kraje i w różnym czasie różnie te sprawy rozstrzygają. I myślę, ze tak powinno zostać. Przy pewnym zastrzeżeniu, że kara śmierci, niezależnie od tego, jak bardzo zasadna, zawsze jest jakimś przejawem bezradności społecznej w walce ze złem. Mówi się, i w jakimś zakresie jest to prawdą, że kara śmierci odstrasza od popełnienia przestępstwa. Wiemy, że takich jak Breivik nie odstraszy. Jej wprowadzenie, byłoby dodatkowym sukcesem Breivika. Rozeznanie w przyczynach przemocy i dokonywaniu morderstw jest pewną koniecznością. Myślę, że przemoc w kulturze jest tego główną przyczyną. Dzisiaj mówimy już także o przemocy symbolicznej. Czy w walce z przemocą można dolewać oliwy do ognia?

Boimy się. Ale strach - mówił gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz (w generalskim mundurze) podczas drugiej tury I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ "Solidarność" - jest złym doradcą. Problemem jest przemoc w kulturze i w dzisiejszych środkach masowego przekazu. Przemocą karmieni jesteśmy od dziecka. Problemem jest także obojętność na los bliźniego i utrata wiary w twórczą moc dobra. Największym problemem jest utrata poczucia sensu życia i twórczego przeżywania miłości.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości