Niektórzy mogliby powiedzieć, że właściwie ta sprawa nie powinna mnie obchodzić. I tak nie poprę żadnego z dwóch kandydatów, jakich może wystawić Platforma Obywatelska. Nie tylko dlatego, że są z Platformy. Jeżeli miałbym wybierać pomiędzy człowiekiem skompromitowanym kontaktami ze służbami specjalnymi a pozbawionym honoru chamem, który udaje gwiazdę salonów, to za taki wybór uprzejmie podziękowałbym. Na szczęście jednak w tych wyborach udziału nie biorę, a w prawdziwych wyborach tylko jeden z dwójki wyżej opisanych panów może być kandydatem Platformy, więc będzie można wybrać kogoś innego.
Mimo to jednak ta sprawa mnie obchodzi. Obchodzi mnie dlatego, że Bronisław Komorowski za kilka miesięcy może zostać prezydentem mojego kraju. O tym, że Bronisław Komorowski współuczestniczył w inwigilowaniu i kompromitowaniu Romualda Szeremietiewa, wiedziałem od dawna. Nie jest to wiadomość sensacyjna. Romuald Szeremietiew pisał o niej i mówił wielokrotnie. To prawda, że w chwili obecnej pojawiła się ona w kontekście prawyborów w Platformie Obywatelskiej. Ale uważam, że to dobrze, że marszałek Sejmu będzie zmuszony do wytłumaczenia się ze swoich dawnych działań. Mam nadzieję, że zostanie do tego zmuszony przez dziennikarzy. I, jeżeli tylko dziennikarze nie rozciągną nad nim parasola ochronnego, nie uda mu się wytłumaczyć.
Niestety jednak jest prawdopodobne, że taki parasol ochronny zostanie rozciągnięty. A Romuald Szeremietiew ma rację, gdy mówi, że taki człowiek nie ma moralnego prawa do kandydowania na prezydenta. Nie tylko wybór, ale samo kandydowanie takiego człowieka byłoby czymś złym dla Polski. Mówię to mimo, że wiem, że popierany przeze mnie kandydat – Lech Kaczyński – miałby dużo większe szanse wygrać z Komorowskim, niż z Sikorskim. Jeżeli jednak Bronisław Komorowski zostanie kandydatem na prezydenta, i dostanie się do drugiej tury, to mam nadzieję, że spotka go dokładnie taki sam los, jak Le Pena we Francji. Wśród tych, którzy poparli wtedy Chiraca, z pewnością było wielu ludzi, którzy darzyli go niechęcią. Ale zdrowe społeczeństwa demokratyczne na pewną kategorię kandydatów reagują tak, jak Francuzi zareagowali na Le Pena – masowym poparciem dla jego kontrkandydata. Gdyby zdarzyło się to nieszczęście, że Bronisław Komorowski dostałby się do drugiej tury wyborów prezydenckich, polskie społeczeństwo czeka test – egzamin z demokracji. Byłby to test w dwadzieścia lat po odzyskaniu możliwości samostanowienia. Oby ten sprawdzian nas ominął.