Maciej Rybiński Maciej Rybiński
66
BLOG

Czekam na przyjazną dłoń Wierzejskiego

Maciej Rybiński Maciej Rybiński Polityka Obserwuj notkę 3

Od polityków Ligi Polskich Rodzin dowiedziałem się, że pracuję w ekspozyturze wywiadu niemieckiego i zapewne jestem agentem. To dla mnie żadna nowość. W czasach, kiedy pracowałem w ekspozyturze MI 5, czyli w BBC a publikowałem w londyńskim "Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza", założonym przez generała Władysława Sikorskiego, w więc w ekspozyturze sanacyjnej Dwójki też byłem agentem, a "Trybuna Ludu" podawała nawet mój szpiegowski kryptonim - von Rybinsky. Od tego czasu pewnie awansowałem i być może mam już stopień Obersturmbanfuehrera, co napawa mnie nadzieją, że kiedy Młodzież Wszechpolska będzie znów obchodzić jakieś swoje święto, zaprosi mnie w charakterze gościa honorowego, żebym też mógł pokrzyczeć Sieg Heil.


W związku z tym, że Lidze Polskich Rodzin nie podobają się rozmaite publikacje, ukazujące się na łamach różnych gazet, poseł Wojciech Wierzejski zapowiedział ustanowienie prawa o sądach doraźnych nad mediami. Kto źle napisze o LPR, zostanie natychmiast ukarany gigantyczną grzywną, a w przypadku recydywy pismo lub stacja zostaną zamknięte. I to znów nic nowego, tyle tylko, że poseł Wierzejski, jako człowiek i polityk stosunkowo młody nie pamięta czasów, kiedy metody doprowadzania mediów i dziennikarzy do pionu były bardziej subtelne.Ponieważ warto korzystać z dobrych wzorów demokracji socjalistycznej przy organizowaniu demokracji narodowosocjalistycznej, przypominam, jak to się wtedy robiło. Przede wszystkim na wydawanie gazety trzeba było mieć debet, tak jak dziś na nadawanie audycji trzeba mieć koncesję. Debet  był też odnawialny i można go było cofnąć. Dalej był nadział papieru, bez którego nie można było gazety wydrukować. Wyłączenie dystrybucji papieru z rynku i poddanie go procedurze przydziałów zdyscyplinowałoby gazety, zwłaszcza gdyby decydował sam Wierzejski.

W stosunku do dziennikarzy też były lepsze metody, niż ciąganie po sądach. Był zakaz publikacji (miałem), a w przypadku wyjątkowej szkodliwości zakaz wykonywania zawodu (też miałem). Ale oczywiście najbardziej humanitarnym sposobem była cenzura. Cenzor, ten najlepszy przyjaciel autora baczył, aby nie zostało opublikowane nic, co pozbawiłoby delikwenta środków do życia, uniemożliwiło wykonywanie zawodu, albo w szczególnie drastycznych przypadkach, jak ten z festynem spod znaku swastyki, nie prowadziło do odebrania papieru i debetu i nie zrujnowało życia dziesiątkom ludzi.

I to jest właściwa droga. Ja sam widzę po sobie, że bez cenzury tracę miarę. Dlatego proszę Wojciecha Wierzejskiego, żeby się nie odgrywał, nie brał odwetu, tylko pomógł mi wejść na drogę zawodowej cnoty. Urząd cenzury da się łatwo zorganizować, bo fachowców mamy bez liku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka