Sojusz Lewicy Demokratycznej nie poprze wniosku o referendum nad odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska Prezydenta Warszawy.
Sojusz przyznaje, że HGW rządzi źle. Że wprowadza chaos. Że zajmuje się tylko wyciąganiem pieniędzy od mieszkańców stolicy. Ale Sojusz jest przeciwny referendum, bo przeciez... (i tu następują tłumaczenia na poziomie "wiecie, rozumiecie").
W czym jest problem?
1. Sojusz Lewicy Demokratycznej ma w Radzie Warszawy 9 polityków. Niby mało, ale pełnią oni taką samą rolę, jak PSL w Sejmie: przy silnej reprezentacji PiS rządząca PO dmucha na nich i chucha, by głosowali razem z nimi. Radni Sojuszu są więc jak pączki w maśle, niby ich mało, a tak ich dopieszczają.
2. Leszkowi Millerowi wciąż się marzy koalicja z Platformą. Nie może więc sobie pozwolić, by na dwa lata przed wyborami parlamentarnymi wyciąć Platformie takiego psikusa i referendum poprzeć.
Wniosek?
Warszawiacy w tym wszystkim są na dalekim miejscu. Dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej liczą się miejsca w Radzie (koryto, ach, koryto!) i marzycielskie plany Millera o powrocie do władzy.
A sama Hanna Gronkiewicz-Waltz? Niby się nie przejmuje, ale już ogłasza, że bilety będą tańsze ("wkrótce", czyli "kiedyś tam"), że poprawi się komunikacja itp. Oczywiście to czysty przypadek, że ogłasza to w czasie, gdy zbierane są głosy pod wnioskiem o referendum.
Ciekawe też jak warszawiacy potraktująjej wypowiedzi w programach telewizyjnych? Wg Gronkiewicz-Waltz to nie warszawiacy chcą ją odwołać, ci ją zapewne kochają. To te paskudne słoiki...
