MacS MacS
586
BLOG

Ks. Lemański i uczucia mieszane

MacS MacS Kultura Obserwuj notkę 3

Od kilku dni jednym z „kościelnych” tematów w portalach jest sprawa ks. Wojciecha Lemańskiego, proboszcza (jeszcze?) z Jasienicy.

Księdza Lemańskiego „poznałem” na portalu „Na Temat”, który (gdy jeszcze był normalny, a „machała” pisało się z dużej litery) zaprosił Lemańskiego do grona swoich stałych publicystów. Na ogół jest tak, że jak jakiś ksiądz coś pisze, to odkładam na bok oglądanie Kabaretu Moralnego Niepokoju, bo lektura klechy zawsze rekompensuje mi braki w dobrej rozrywce. Tu było nieco inaczej, bo ks. Wojciech Lemński pisał… mądrze.

Nie znaczy to, że identyfikuję się z jego poglądami. To jednak ksiądz katolicki, przedstawiciel instytucji, która mi w sposób permanentny zobrzydziła ten nurt poszukiwania spokoju ducha. Ale pisał to w taki sposób, że nie czułem się ja – niewierzący – jakimś pariasem, wyrzutkiem, gorszym gatunkiem. Lemański potrafi jak mało kto uszanować nawet ideowego wroga. A dziś w Polsce to rzadkość, by nie rzec: coś nierealnego.

I rzecz jasna również niewierzących ujmuje tym, że nie wzbrania się mówić o odpowiedzialności Kościoła katolickiego za przestępstwa czy występki. Dla Lemańskiego sprawa wydaje się prosta: jeśli Kościół zawinił, to powinien w pokrze spuścić głowę i prosić o wybaczenie. Ale na pewno nie milczeć, nie zamiatać spraw pod dywan i nie wywierać nacisku na ofiary księży-przestępców, by trzymały buzie na kłódki.

Podobało mi się w nim to, ze choć obcy mi jako tzw. „pasterz”, to można się było od niego uczyć szacunku do innych i odpowiedzialności za swoje czyny.

Teraz ks. Lemański ma zakaz wypowiadania się w mediach. Na marginesie: nałożony przez acybiskupa, którego medialne wybryki przestały być już nawet śmieszne, są po prostu żałosne.

I zaczęło się coś, co wywołało we mnie wspomniane w tytule mieszane uczucia: w obronie ks. Wojciecha stanęli ci, o których wiem, że z reprezentowanej przez niego religii drwią, robią sobie jaja i najchętniej przerobiliby kościoły na supermarkety (koniecznie otwarte w niedziele!).

Choć oczywiście – dobrze, że są ludzie upominający się o prawo głosu dla księdza. Obawiam się jednak, że nie chodzi tym osobom o Wojciecha Lemańskiego. Po prostu: Lemański przeciwstawia się skostniałym strukturom truchła, jakim jest instytucja Kościoła katolickiego, a przecież nie od dziś wiadomo – „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Czy jednak Lemański potrzebuje takich przyjaciół? Czy raczej, jako księdzu, cenniejsze by były głosy real-wiernych stających w jego obronie? Czy nie zamieniłby 1000 głosów poparcia od antyklerykałów na głos 1 katolika?

Ks. Lemański wzbudził mój szacunek, głównie poprzez poszanowanie m.in. także mnie. Ale nie czuję się na siłach, by występować w jego obronie. Nie byłoby to uczciwe. Jestem niewierzący, jestem antyklerykałem, a poglądy Lemańskiego to jednak religijny beton (wystarczy choćby wspomnieć o całkowitej negacji in vitro czy kwestii aborcji u ofiar gwałtów). I choć temu akurat księdzu najbliżej ze wszystkich mi znanych do ideału kapłana, choć wielki ukłon dla niego za podejście do ludzi, za próby podejmowania trudnych dialogów, ale… sorry. Niech kościelni załatwiają swoje sprawy między sobą. Niech się spierają, kłócą, czy – jak abp Hoser – robią z siebie idiotów.

Nie moja łopatka, nie moja piaskownica. 

MacS
O mnie MacS

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura