mad z Polski B mad z Polski B
1702
BLOG

Rodzina a poglądy polityczne

mad z Polski B mad z Polski B Polityka Obserwuj notkę 27

Całkiem niedawno przez media przetoczyła się płomienna debata (który to już raz?) o tym, czy moralnie słuszna i dozwolona jest szczegółowa lustracja życiorysów, w szczególności osób publicznych, a to ze względu na artykuł znanego już podpalacza wyrzuconego z hukiem z „Rzeczpospolitej”, czyli Cezarego Gmyza. Gdzie przebiega linia podziału w tym sporze wiadomo nie od dziś – tzw. media salonowe, establishment są rzecz jasna przeciw (oczywiście z bardzo ważnym zastrzeżeniem - gdy ktoś jest pisiorem, ta zasada nie obowiązuje – vide Rajmund Kaczyński prześwietlany w „Newsweeku” przez Cezarego Łazarewicza), a szeroko pojęta druga strona sceny politycznej jest generalnie za, choć oczywiście nie bezwarunkowo i nie w każdej sytuacji. Nie przebieg tej granicy stanowi jednak treść tego wpisu, więc dalsze rozważania w tej materii pomijam.

Warto zdać sobie sprawę, że w demokracji - jak szumnie określa się ustrój miłościwie nam panujący - osoby publiczne (stające się nimi czy to przez zajmowane przez siebie stanowisko, działalność czy przez zachowanie) dają domniemane przyzwolenie na to, żeby doszukiwać się w ich biografiach różnorakich skaz. Oczywistością będzie stwierdzenie, że takie sprawy jak poglądy lub też działalność rodziców czy innych członków rodziny mogą mieć - i najczęściej mają - ogromny wpływ na zachowanie konkretnej osoby. Oświadczenia majątkowe czy lustracyjne szeroko rozumianych osób publicznych zostały wprowadzone (z założenia) nie po to, żeby kogoś pognębić czy z zawiścią wytknąć palcem. Stało się to po to, aby podać do wiadomości publicznej informacje, które mają wykluczyć albo choćby zmniejszyć możliwość wykorzystywania słabości danej osoby przez służby specjalne z różnych krajów, aby w miarę wcześnie wyszukać możliwe konflikty interesów majątkowych i nie tylko, itp. A w szczególności po to, żeby społeczeństwo na podstawie tych danych mogło dokonać odpowiedniego, zgodnego ze swoim sumieniem wyboru, gdy chodzi o kandydujących na stanowiska publiczne.

Wprawdzie w tej konkretnie sprawie chodziło o fakty wagi konstytucyjnej, a nie li tylko o zwykłe rodzinne koneksje, ale warto przypomnieć o casusie prezydenta Baracka Obamy w Stanach Zjednoczonych, którego relacje rodzinne drążono z każdej możliwej strony, zarówno po mieczu jak i po kądzieli. A mimo rozmaitych swoich ułomności USA są nadal stawiane za wzorzec republiki i demokracji, prawda?

Rodzina wpływa na poglądy polityczne i społeczne, wychowanie przekłada się na całe życie dorosłe. Częstokroć pozycja społeczna, zawodowa, majątkowa dziecka lub innego członka rodziny zależy właśnie od tego, kim byli rodzice czy inni bliscy. Do takich między innymi wiadomości o osobach publicznych w systemie demokratycznym, do jakiego z lepszym czy gorszym skutkiem aspirujemy, szary obywatel musi mieć prawo dostępu i wglądu. Bez tej tak zwanej informacji publicznej nie można z czystym sumieniem mówić o żadnej demokracji. Nie bez przesady mówi się w dzisiejszych czasach, że informacja to władza. A demokracja to przecież władza ludu (ze wszelkimi tego konsekwencjami), więc te informacje z definicji powinny się społeczeństwu należeć.

Żeby nie pozostać gołosłownym, pozwolę sobie na krótko pogrzebać w cudzym życiorysie (to takie typowe dla zawistnego, prawicowego oszołoma!). Jednym z lepszych przykładów na omawiane przeze mnie wyżej zjawiska jest, wydaje mi się, Adam Michnik. Wywodzi się on z rodziny przedwojennych działaczy komunistycznych - Ozjasza Szechtera i Heleny Michnik, a jeden z jego przyrodnich braci to Stefan Michnik, zbrodniarz stalinowski. Doświadczenie życiowe wskazuje, że wychowanie w takiej rodzinie i posiadanie takich, a nie innych członków rodziny mogło mieć znaczący wpływ na samego redaktora naczelnego Gazety Wyborczej. W ostatnich latach jego gwiazda nieco przygasła, ale choćby lata 90. to czas prosperity Adama Michnika, niewątpliwie był wtedy bardzo ważną dla polskiej sceny politycznej osobą publiczną, a dla wielu swoistym punktem odniesienia i autorytetem. Jego wybory polityczne i obrona dawnych komunistów czy nawet zbrodniarzy komunistycznych stają się jaśniejsze, gdy posiada się wiedzę na temat tego, kim byli i co robili jego członkowie rodziny. Przecież gdyby dokonał on potępienia komunizmu jako takiego to tak jakby potępił swoją rodzinę, a przy okazji samego siebie (w końcu on, razem z między innymi Jackiem Kuroniem czy Karolem Modzelewskim, to tylko komunistyczni rewizjoniści). Nietrudno się domyślić, że – choćby z pobudek czysto wewnętrznych i psychologicznych – dokonanie takiego „rozliczenia” jest niezmiernie trudne i wymaga ogromnych poświęceń. Na takie poświęcenia Adam Michnik się nie zdobył.

Sądzę, że pouczające będzie również odniesienie się do historycznego już, ale jakże ważnego przykładu, wydawałoby się na pierwszy rzut oka, wyjątku od wspomnianej wyżej zasady - Władimir Iljicz Uljanow, znany pod pseudonimem Lenin. Według badań historyków jego rodzice z pewnością rewolucyjnych idei mu nie zaszczepili. Jednakże pamiętać należy, że niewątpliwy wpływ na życie pierwszego przywódcy Związku Sowieckiego miała egzekucja jego brata Aleksandra za przygotowywanie zamachu na życie cara Aleksandra III. Biografiści Lenina zgodnie twierdzą, że stracenie brata zradykalizowało go i być może obraz sowieckiego komunizmu został ukształtowany między innymi przez to jedno wydarzenie w życiu przyszłego spiritus movens rewolucji październikowej. Ale pomijając już poważne biografie, to sami się zastanówmy – czy gdyby przedstawiciele władzy dokonali egzekucji na naszym rodzonym bracie, nie miałoby to wpływu na nasze poglądy, przyszłe zachowania, wybory? Odpowiedź zdaje się być oczywista.

Warto zastrzec, że powyższe rozważania wcale nie mają na celu wybielania kogokolwiek poprzez przedstawianie ich rysów psychologicznych oraz racji i pobudek, którymi się kierowali, ale pokazują pewne zależności, do których dostępu próbuje się nam zabronić, powołując się na mgliste (w tym kontekście) pojęcia obrzydliwości czy niemoralności.

Rzecz jasna powyższe, dość schematyczne przecież, rozważania nie zawsze się sprawdzają. Psychika ludzka jest tak złożona, że nie wszystko da się wytłumaczyć jedynie zewnętrznymi jej przejawami, empiria nie zawsze zdaje tu egzamin. Niemniej jednak wchodzenie w głąb myśli jest, jak na razie, niemożliwe (na szczęście!... choć, co może napawać grozą, nie wiadomo, czy nie zmieni się to w przyszłości), więc jedyne, co pozostaje zwykłemu człowiekowi, to wysnuwać wnioski z tego, co można dostrzec zmysłami.

Zadajmy sobie więc na koniec takie oto pytanie – czy z pełnym przekonaniem można powiedzieć, iż to, kim byli rodzice sędziego Igora Tulei, na pewno nie może mieć znaczenia przy wydawaniu przezeń orzeczeń sądowych, w tym w sprawach lustracyjnych?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka