Maddogowo Maddogowo
56
BLOG

"Idy marcowe"

Maddogowo Maddogowo Kultura Obserwuj notkę 0

 Temat kampanii i wyborów prezydenckich jest motywem wyraźnie obecnym w amerykańskim kinie. Eksploatujące go filmy miewają przeróżny wydźwięk – od komedii opowiadających o zwycięstwie demokracji po niewesołe thrillery obnażające mroczną stronę ludzkiej natury i… luki w systemie demokratycznym. Widziałam ich dotąd sporo, więc, wybierając się na Idy marcowe w reżyserii George’a Clooney’a, zastanawiałam się głównie nad tym, czy zdoła on opowiedzieć na ten temat coś nowego.

 

Scenariusz, którego Clooney jest także współautorem, powstał w oparciu o sztukę teatralną pt. Farragut North autorstwa Beau Willimona, który znał dobrze sprawę, o której pisał – pracował niegdyś przy kampanii prezydenckiej jednego z kandydatów demokratycznych, Howarda Deana. Tytuł filmu odnosi się do starorzymskiego święta poświęconego Marsowi, bogowi wojny. Szczególnie znane są Idy marcowe z 44 roku p. n. e., kiedy to Juliusz Cezar zginął z rąk 23 zamachowców, w tym – swego przyjaciela, Brutusa.

Głównego bohatera filmu gra Ryan Gosling (Drive). Jest nim Stephen Meyers, trzydziestoletni, pełen pasji, uroku i talentu, świetnie się zapowiadający rzecznik prasowy, współpracujący przy kampanii wyborczej kandydata na prezydenta, gubernatora Mike’a Morrisa (Clooney). Entuzjazm Stephena może nieco dziwić cyników, jest on jednak całkowicie szczery – młody mężczyzna oddał się sprawie i wierzy głęboko, że to właśnie Morris jest właściwym człowiekiem do roli przywódcy narodu. Podkreśla, że aby się w coś zaangażować, musi w to wierzyć.

 Patrząc na postać Morrisa nietrudno zrozumieć fascynację Stephena. Gubernator jest pełnym wdzięku, błyskotliwym erudytą, obdarzonym społeczną wrażliwością, znajdującym błyskawicznie celną odpowiedź na najtrudniejsze pytania, budzącym zaufanie i sympatię, obdarzonym dodatkowo znakomitą prezencją. Stephen, pracując dla niego, wzbija się na wyżyny swego fachu, ocierając się o mistrzostwo, zaskarbia sobie sympatię niemal wszystkich, z przeciwnikami politycznymi włącznie. Sprawy jednak zaczynają się komplikować, kiedy okazuje się, że Morris nie jest tak kryształowy, jak chciałoby się w to wierzyć, a przyjaźnie w tym światku to rzecz bardzo ulotna.

 Film Clooney’a, mimo znanego tematu, jest obrazem szczególnym pod wieloma względami. To, co chyba najbardziej rzuca się w oczy, to znakomite aktorstwo. Wszystkie role obsadzono w sposób wyraźnie przemyślany, z duża satysfakcją oglądamy zarówno role pierwszo- jak i drugoplanowe. Nie powinno to dziwić – w obsadzie znaleźli się utalentowani i doświadczeni aktorzy i aktorki (Poza Clooney’em i Goslingiem także Philip S. Hoffman, Paul Giamatti, Evan R. Wood i Marisa Tomei). Aktorstwo jest tu przemyślane i oszczędne, a kiedy wreszcie wybuchają emocje, robią prawdziwe wrażenie.

W końcu na ekranie widzimy szereg postaci, których być albo nie być zależy od umiejętności powściągania i pozorowania emocji. Przez cały film pozostawałam pod wrażeniem nie tylko samych kreacji postaci, ale także przedstawienia relacji między nimi – pokazania mikroświata społecznego wielkiej polityki, gdzie udawana sympatia wobec osób, od których można coś zyskać, miesza się z brutalną szczerością wobec tych, którzy są już do niczego nieprzydatni. Na uwagę zasługuje wreszcie scenariusz – zdecydowanie udało się uniknąć w nim schematu i banału; film trzyma w napięciu do ostatniej sceny; nawiasem mówiąc zakończenie także jest chyba najlepszym z możliwych.

CAŁY TEKST PRZECZYTASZ TUTAJ.

Maddogowo
O mnie Maddogowo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura