Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
2768
BLOG

Bokser i guwernantka (à propos de l'exposé)

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 88

– Tusk zada potężny cios Kościołowi — oznajmił Jarosław Kaczyński w reakcji na exposé premiera, przypisując mu jednocześnie chęć wypowiedzenia konkordatu. Lider opozycji może mieć rację. On, potwór ciasteczkowy polskiej polityki, mógł się mylić w kwestii sondaży, tych prawdziwych, niepublikowanych, ale nie w ocenie przeciwnika. Merkel? Wiadomo, dziecko Stasi. Putin? Wiadomo, dusiciel Kaukazu. A Tusk? Wiadomo, wnuk dziadka z Wermachtu, co Polskę chce podpalić, ogonem zmiata Kościół z nieba, a Palikota robi prymasem.

Zastanawiam się, jak to możliwe, że w katolickim kraju politycy tak często tracą rozum w sprawach kościelnych? Tusk nie ustrzegł się tej słabości w swoim exposé, zasugerował bowiem, że polscy księża to niebieskie ptaki, których ZUS ani fiskus się nie ima, więc on, pierwszy bokser RP, teraz ich przymusi do opłat przymusowych. Ten jego błąd to jednak tylko błąd rzeczowy, nie intencjonalny. Kaczyński tymczasem myli się bardziej, jak guwernatka co w życiu nie widziała istoty jako takiej.

Tusk zasugerował również, że niechlubna (w końcówce) działalność Komisji Mjątkowej doprowadziła do wyrównania wszystkich krzywd Kościoła z lat PRL, więc Fundusz Kościelny, pochłaniający z budżetu państwa ok. 60 mln zł rocznie, stracił swój sens, co również nie jest prawdą. Fundusz należy zlikwidować, bo jest anachroniczny, a nie dlatego, że Kościół odzyskał wszystko co stracił, a tym samym stracił prawo do Funduszu.

Przed wojną Kościół katolicki w Polsce był wielkim ziemianinem. Piłsudski nigdy nie uznał wszystkich roszczeń odszkodowawczych z czasu rozbiorów, kiedy to majątek ziemski Kościoła obejmował niemal jedną piątą powierzchni kraju, niemniej niektóre rekwizycje zaborców sanował, dzięki czemu pod koniec II RP katolickie diecezje i zakony miały w swoich rękach niemal 10 proc. ogólnej powierzchni polskich lasów i użytków. Komuniści wszystko to zabrali po 1945, w tym także prawie wszystkie nieruchomości związane z działalnością edukacyjną, opiekuńczą i charytatywną Kościoła, łamiąc przy tym swoje własne prawo (ustawy rządu lubelskiego i pierwszych sejmów PRL), czyli zabierając nawet to, co klasztorom, parafiom i diecezjom pozwolono zatrzymać.

Osławiona Komisja Majątkowa zwracała wyłącznie to, co właśnie tak zabrano, czyli resztówki majątku rekwirowane prawem kaduka, przy czym skali restytucji dokonanych przez Komisję nie da się łatwo wyliczyć, bo część zwróconych areałów nie odpowiada wartością ani geograficznym usytuowaniem (i spodziewanymi dochodami) temu, co dany podmiot kościelny stracił. Głośne przypadki nadużyć, za sprawą których Komisja zwróciła kilku podmiotom znacznie więcej niż im przysługiwało, są mylące, bo tych wypadków było zaledwie kilka (obecnie bada je pięć prokuratur), natomiast we wszystkich innych przypadkach Komisja działała bodaj bez zastrzeżeń, zwracając to, co możliwe, a więc nie zawsze dokładnie to, co ktoś stracił. Grunty najcenniejsze utracone w obrębie w miast w wielu przypadkach zastępowano gruntami o gorszej lokalizacji lub ekwiwalentami pieniężnymi, bez jakiegokolwiek uzwględnia utraty dochodów w czasie trwania rekwizycji, zaś nieruchomości zazwyczaj zwracano w stanie opłakanym, dlatego proste zestawienie kwot nie daje pełnego wyobrażenia ani o wielkości strat Kościoła, ani o skuteczności Komisji, zwłaszcza, że ta nie zdołała rozpatrzyć wszystkich wniosków.

Premier Tusk pomylił się również w kwestii składek ubezpieczeniowych i podatków osób duchownych. Znakomita większość polskich księży i znaczna część sióstr zakonnych objęta jest identycznymi podatkami i płatnościami ubezpieczeniowymi jak wszyscy inni obywatele z tej prostej racji, że pracuje na etatach w szkołach, przedszkolach, szpitalach, hospicjach i na uczelniach. Premier powinien o tym wiedzieć.

Reforma, jaką proponuje rząd, zmieni sposób pobierania składki ubezpieczeniowej od tych osób duchownych, które studiują, modlą się i pracują wyłącznie w na użytek parafii lub domów zakonnych, czyli na zasadzie wolontariatu. Działalność statutowa Kościoła bez takich osób w ogóle nie byłaby możliwa, tak jak nie byłaby możliwa działalność innych stowarzyszeń.

Ponieważ Fundusz Kościelny, powołany jako swoista „rekompensata” za rekwizycję ziemi i nieruchomości kościelnych, miał rodowód stricte ideologiczny, pozwalał bowiem komunistycznemu państwu na łamanie autonomii Kościoła, i ponieważ dochody z ziemi i nieruchomości, które w przeszłości, obok jałmużny, były jedynym źródłem utrzymania osób duchownych, dziś de facto przestały nim być, zastąpiła je bowiem praca na etacie i wolontariat samych duchownych, wsparte nie mniej hojną jak w przeszłości jałmużną, dlatego dalsze istnienie Fuduszu Kościelnego rzeczywiście nie ma sensu. Jego główny defekt nie wynika zresztą jedynie z jego rodowodu, lecz ma charakter strukturalny.

Działalność statutowa Kościoła w przeciwieństwie do dzialaności wielu instytucji rynkowych, obywatelskich i kulturalnych nie jest nakierowana na cele doraźne, wynikające z koniktury, przypomia raczej działalność instytucji edukacyjnych, dlatego potrzebuje stabilnych podstaw, tymczasem Fundusz Kościelny jako pozycja budżetowa jest nie tylko wyłączony spod administracji kościelnej, ale także narażony na wahania co najmniej trzech koniktur, politycznej, gospodarczej i ideologicznej, co w wielu przypadkach czyni go nieprzewidywalnym. Jest on bardziej instrumentem polityki państwa i instytucją koncesjonowanej pomocy niże funduszem prawdziwie służącym Kościołowi.

Kościół oparty na pracy, wolontariacie i jałmużnie, a więc Kościół zakorzeniony w społeczeństwie, którego obywatele żyją głównie lub wyłącznie z pracy rąk własnych, a nie z dywident i odsetków, chętnie zgodzi się na zmiany sposobu finansowania tych płatności, do których zobowiązało go państwo. Historyczne procesy, które typowo ziemiański Kościół uczyniły Kościołem żyjącym z jałmużny i pracy, nie powinny dłużej wpływać na kształt umowy politycznej, która mogłaby stać się fundamentem nowych regulacji prawnych, o ile tylko podmioty kościelne, utrzymujące się z pracy, jałmużny i wolontariatu, będą traktowane tak samo jak analogiczne podmioty świeckie.

Jarosław Kaczyński może spać spokojnie. Tuskowi nie trzeba podrzucać jagniąt wypchanych siarką, bo Kościoła i tak nie pożre, a stosunki wzajemne ułoży być może sensowniej niż jakakolwiek inna partia. Wpchane jagnię przyda się bardziej na  Palikota, aczkolwiek nie powinno się go wypychać siarką, lecz jedynie rzetelną wiedzą na jakikolwiek temat. Ten, kto ją połknie, człowieka raczej nie skrzywdzi.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka