Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
460
BLOG

Bóg niedowiarków

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Rozmaitości Obserwuj notkę 8

To spotkanie miało wyglądać zupełnie inaczej. Oni znali go od dziecka i mieli za swego, więc nie potrzebowali cudów ani uzdrowień. Przywykli do niego tak, że teraz bez trudu mogli dostrzec każdą różnicę. On również ich znał, modlił się za nich, ale wiedział, że czekają na innego mesjasza niż ten, który naprawdę miał do nich przyjść. Czekali nie na niego, aczkolwiek byli blisko, znacznie bliżej niż ci, którzy czekać przestali. Chciał im pomóc, żeby nie czekali na próżno.

Dla uczniów to miała być ostatnia lekcja przed rozesłaniem na misje. Widzieli cud na weselu w Kanie i tłumy zasłuchane w przypowieści, asystowali przy uzdrowieniach, słyszeli krzyk zła ustępującego ze sumień i ciszę po nagle uciszonym sztormie, więc teraz przyszedł czas na spokojną rozmowę. Jezus zabrał ich ze sobą w rodzinne strony, do niewielkiego Nazaretu, gdzie mógł bez trudu rozmówić się z każdym. Chciał im pokazać jak można zbawiać kolegów, przyjaciół  i najbliższych.

Niestety, nawet tu zdziwienie wzięło górę nad chłodnym rozumem, ba, okazało się mocniejsze od starych przyjaźni. Na wieść o tym, że na mesjasza nie trzeba już dłużej czekać, bo właśnie przyszedł, mieszkańcy Nazaretu zaczęli się przyglądać Jezusowi ze zdziwieniem, które zupełnie wytrąciło ich z równowagi. Marek używa tu czasownika ekplésso, który obejmuje bardzo różne stany emocjonalne, od łagodnego zdumienia aż po nastroje bliskie panice. Łukasz opisuje to zdumienie jeszcze dokładniej, pokazuje jako narastało aż do punktu, w którym Jezus nieomal zapłacił za nie życiem. Zgorszeni mieszkańcy Nazaretu chcieli go zrzucić ze skały. Najbardziej ich zdumiało jednak nie to, że Jezus przedstawił się im jako Mesjasz zapowiedziany przez proroka Izajasza, ale przede wszystkim to, że zaczął porównywać ich zdumienie do buntu, który niszczy wewnętrzny spokój potrzebny modlitwie i w konsekwencji oddala od Boga. Mieszkańcy Nazaretu poczuli się podwójnie obrażeni. Po pierwsze, dlatego, że Jezus do nich przyszedł tak zwyczajnie jak zawsze, bez żadnych cudowności, a po drugie, dlatego, że spodziewał się po nich więcej niż od innych. Dziwili się tak, jakby już nie chcieli być jego rodakami, sąsiadami zza płotu, najbliższą rodziną, a tęsknili za czymś wielkim, spektakularnym i odległym, nad czym można by się łatwo wzruszyć, westchnąć i zapomnieć.

Jezus także nie przestawał się temu dziwić, ale nie była to postawa podobna do postawy jego rodaków. Marek używa tu czasownika thaumázo, w którym nie brak życzliwości, admiracji i głębi misterium. W rodzinnym Nazarecie spotkał swoich starych znajomych rozżalonych niczym wygnańcy z raju. Tęsknili jak wszyscy za Bogiem i jego Mesjaszem, ale woleli go mieć na dystans jak nieziemską zjawę. Bali się pomyśleć, że  Bóg może być kimś bardziej bliskm niż ktoś, kogo się zna sąsiedztwa, z pracy, z synagogi, ze wspólnych spotkań, rozmów i  dyskusji, a nawet, kto wie, z tej samej kiedyś piaskownicy.

 

Z ewangelii na 15. niedzielę zwykłą

„Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swym domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6, 3-4).

 

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości