Wczoraj media obiegła informacja o "zaskakujących wynikach" ostatniego badania opinii publicznej. W czym tkwi zagwozdka? Ano w tym, że fotel lidera straciła Platforma Obywatelska...
Słabszy wynik partii rządzącej sprawił, że wszystkie czołowe portale i gadające głowy, jedna przez drugą, zaczęły szukać przyczyny potknięcia partii, która przecież rządzić musi. W końcu: "Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy".
Czy jest sens rwać włosy z głowy? Czy przez to nie wzejdzie jutro słońce (ach, znowu te peruwiańskie skojarzenia...)? Nie będzie czym oddychać? A może wyschną wszelkie zbiorniki wodne? Co w tym dziwnego?
Wygląda na to, że "przewodnia rola partii" na dobre zapadła możnym tego świata w świadomości. A raczej ich przekonaniu, że tak powinna być urabiana świadomość maluczkich. A tu siupryz, choć premier Tusk sfotografował się z pieskiem, wyniki są słabsze. Już nie pomogło głaskanie dzieci, granie w piłkę i czerstwe gadki o cudzie gospodarczym. Przeciętny Kowalski zaczyna być głodny.
Lud zawsze chce chleba i igrzysk, a w lodówce pusto. Przychodzi więc poratować się meczem kadry narodowej, a w odbiorniku telewizyjnym, zamiast stadionu, basen. Frustracja rośnie z każdym dniem...
Nic dziwnego, że jeżeli spada poparcie dla partii rządzącej, wzrasta poparcie dla opozycji. I tu pewnie kolejny powód do rwania sobie włosów z głowy, bo nie dość, że Tusk przegrywa, to zanosi się na powrótkaczystowskiego terroru. Ledwo sędzia Igor Tuleya straszył Polaków "stalinowskimi metodami", a tu lud pracujący miast i wsi znowu chce poddać się takiej tyranii!
Przed specami od marketingu politycznego trudne zadanie. Może trzeba wymyśleć kolejnego "polskiego Breivika", którego powstrzyma Donald Tusk w stroju Supermana? Wszystko przed nami.