Centrum Warszawy przypomina oblężoną twierdzę. Na każdym skrzyżowaniu widać patrolujących policjantów. Nie można dostać się pod Sejm - relacjonuje reporter niezalezna.pl. Tłumy od samego rana gromadzą się w Warszawie, gdzie o godz. 12 na pl. Trzech Krzyży rozpoczną się uroczystości zakończone marszem w obronie wolności słowa i TV Trwam. - informuje niezależna pl
"Według organizatorów na marszu może się pojawić nawet 100 tys. osób zjednoczonych w proteście przeciwko dyskryminacji telewizji Trwam, której Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła miejsca na cyfrowym multipleksie. Dzisiejszy protest jest jednak nie tylko wystąpieniem przeciwko skandalicznej, motywowanej politycznie decyzji, ale szerzej marszem w obronie wolności słowa, demokracji i suwerenności."
Oglądam telewizję - w TVP Info, TVN24, na Polsacie nie ma ani słowa na ten temat. Na portalu gazeta.pl, również nie ma relacji, czyżby media zmówiły się by ją zamilczeć?
Jedyne informacje, jakie się na ten temat pojawiają, to insynuacje, że demonstrantom chodzi o kasę lub politykę.
"- W moim przekonaniu to jest działalność polityczna. Ludzie, nie dajcie się zwieść! (...) Albo mamy do czynienia z państwem prawa albo z państwem demonstracji ulicznych. To, co ostatnio proponują PiS i Solidarna Polska, jest antydemokratyczne" - cytuje gazeta.pl Annę Grodzka.
Lech Wałęsa, w polskim radiu nawołuje do pałowania demonstrantów: "Zdaniem Wałęsy polska demokracja przechodzi ciężką próbę. Tym razem organizuje się na ulicy wpłynięcie na zmianę decyzji administracyjnych, wydanych przez instytucję demokratycznego państwa. Ci, którzy nie potrafią korzystać z zasad demokratycznego dialogu i na co dzień posługują się inwektywami i oszczerstwami, poprzez marsze i rozchwianie emocji tłumu, wprowadzanego w fanatyczny trans, próbują załatwiać swoje partykularne interesy, w tym interesy finansowe i polityczne- stwierdza Wałęsa. /źródło: dziennik.pl/
Jakże inne było stanowisko tych środowiska GW/UW w czasach, gdy rzadził PiS, a opozycja wyprowadzała ludzi na ulicę.
Przypomnijmy:
"W nowoczesnych demokracjach protesty są rutynową i niezbywalną częścią życia politycznego. To, że są organizowane i używane do wyrażania żądań i wywierania nacisków na rządzących, nie jest objawem słabości demokracji, ale jej siły.
(...)
W dojrzałej demokracji negocjowanie, a zatem i podejmowanie decyzji politycznych "pod presją" protestujących jest zwykłym, rutynowym elementem procesu politycznego. Polityki nie uprawia się tylko w parlamentach, partiach i klubach - niejednokrotnie uprawia się ją na ulicach. O czym zresztą w Polsce dobrze wiadomo.
(...)
W większości krajów demokratycznych w ciągu ostatnich kilku dekad wzrosła liczba ludzi biorących udział w akcjach protestacyjnych. We Francji, w Szwecji czy Belgii uczestniczyła w nich ponad jedna trzecia obywateli. Wzrosło przyzwolenie społeczne dla takiego sposobu uprawiania polityki, wzrosła też skuteczność protestu jako mechanizmu służącego dwóm celom - lepszej komunikacji pomiędzy rządzonymi i rządzącymi oraz sprawniejszej kontroli tych pierwszych nad drugimi.
Badania dowodzą, że protesty - w zdecydowanej większości - to nie stany "chorobliwe" społeczeństwa, wybuchy emocjonalne czy irracjonalne chwile szaleństwa. Gdy konwencjonalne mechanizmy polityczne - takie jak udział w wyborach, referendach czy aktywność partyjna - zawodzą lub okazują się niewystarczające, obywatele sięgają po metody niekonwencjonalne: strajki, blokady, marsze, demonstracje. Dokonują racjonalnego wyboru: chcemy coś powiedzieć rządzącym, oni nas nie słuchają (choć ich wybraliśmy), więc musimy uciec się do metod nadzwyczajnych." – W artykule zatytułowanym "Protest ludzka rzecz", na łamach GW w 2007 roku pisał Jan Kubik. link
Jest godzina 13:10, na Placu Trzech Krzyży trwa wielotysięczna manifestacja w obronie Wolnych Mediów, w prorządowej TV na ten temat cisza. I to jest dowód na to, że postulaty uczestników demonstracji są słuszne.