Alfred Kopaczel Poranne słońce
Znamy wielkich marzycieli
I gadułów tak jak Rejent
Cnych artystów co stworzyli
Jak Pigmalion Galateę,
Wszyscy oni do jednego
Byli podnóżkiem niedźwiedzia
Olbrzyma artystycznego
- Oczywiście księcia Fredzia.
W jego rękach płótna miękisz
Tak ożywia splot faktury
Że się zmienia w kobiet wdzięki
W blasku zórz na tle natury.
Bo on w artystycznym rzucie
Zuzię w kąpieli maluje.
Nie śliniących starców chucie
Lecz co dusza w raju czuje...
Co by było pewnym razem
Gdyby chucie ich malował...?
Czy musiałby być pod gazem
By brzydotę ich promować...?
Dobrze zatem drogi Fredzie
Że malujesz artefakty...
Bo strawialne nawet w biedzie
Nie byłyby starców akty.
Dla Freda więc ta laurka
co tworzy dzieło po dziele...
- Tylko nie obrośnij w piórka
I pozostań Kopaczelem!