Marcel i Pankratek Marcel i Pankratek
175
BLOG

Przyjaciołom Moskalom, w przededniu rocznicy wejścia

Marcel i Pankratek Marcel i Pankratek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Jak czytam, Wnuk Dżugaszwilego wytacza w Rosji proces o zniesławienie swego dziada. "Według Dżugaszwilego obraźliwe dla jego dziadka jest stwierdzenie, że był on "krwiożerczym ludojadem"." oraz : "Nie zgadza się on też z oceną, że Stalin i jego czekiści "są związani wielką krwią, ciężkimi zbrodniami, przede wszystkim wobec własnego narodu"."

Tym którzy tak chętnie fałszują historię dla swego doraźnego celu poświęcam :

 

Fragment bardzo Ciekawego artykułu opisującego zatrważającą precyzję zbrodniarzy sowieckich :

 

"Do Kalinina sprowadzono katów z Moskwy – Błochina, a także starszego majora NKWD Nikołaja Siniegubowa i kombriga Michaiła Kriwienkę. Ci trzej utworzyli „grupę operacyjną”, która zamieszkała w specjalnej salonce na bocznicy kolejowej w Kalininie. Błochin wiedział, że rosyjskie nagany często się zacinają. Dlatego przywiózł ze sobą całą walizkę bardziej niezawodnych niemieckich pistoletów typu Walther kal. 7,65 mm. Potrzebował wiele broni, bo nawet Walther, jeśli oddaje się z niego kilkadziesiąt strzałów dziennie, zużywa się szybko. Konwoje polskich jeńców były doprowadzane piechotą po lodzie jeziora Seliger do miejscowości Tupik (obecnie Spławucziastok) i stacji kolejowej Soroga.

Potem Polacy straszliwie stłoczeni w wagonach przez stacje Piena i Lichosławl przywożeni byli do Kalinina, do czteropiętrowego budynku NKWD przy ulicy Sowieckiej 2 (obecnie mieści się w nim Twerski Instytut Medyczny). Ostatni etap drogi przebywali w karetkach więziennych, osławionych „cziornych woronach”. Błochin opracował szczegóły zbrodni wspólnie z Andriejem Rubanowem, komendantem Zarządu Administracyjno- Gospodarczego NKWD obwodu kalinińskiego. Drzwi po drodze do pomieszczenia egzekucyjnego („kamiery”) oraz w samej „kamierze” uszczelniono wojłokiem z wielbłądziej sierści, tak aby nie było słychać strzałów. Oprawcy pragnęli, aby Polacy do ostatniej chwili nie byli świadomi swego losu i nie stawiali oporu. Także ściany niewielkiej „kamiery” egzekucyjnej wyłożono wojłokiem. Tokariew opowiedział, że wyśmiano go, gdy zapytał o robotników, potrzebnych do wykopania masowych grobów. Usłyszał: „Naiwni dziwacy. Koparka potrzebna”. Błochin przywiózł ze sobą z Moskwy dwóch operatorów koparki. Jednym z nich był enkawudzista o nazwisku Antonow. Koparkę Błochin znalazł w Kalininie. Maszyna wykopała w odległej o 32 km od Kalinina miejscowości Miednoje (na terenie letniskowym kalinińskiego NKWD) pierwszy grób głębokości 4–6 metrów, mogący pomieścić co najmniej 250 zwłok.

Masakrę polskich jeńców rozpoczęto 5 kwietnia 1940 roku. Sygnał dał Błochin słowami: „No chodźmy, zaczynajmy”. Tokariew relacjonował: „Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi skórzany fartuch, skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie – zobaczyłem kata!”. Błochin i Rubanow wyprowadzali skazańców pojedynczo przez korytarz, skręcali w lewo, gdzie była tzw. czerwona świetlica. Wywieszone tam były różne plakaty propagandowe, przypuszczalnie stał tam też gipsowy posąg Lenina. Czerwona świetlica, czyli pokój leninowski (leninskaja komnata) była pomieszczeniem o wymiarach 5 na 5 metrów.

 

Tu sprawdzano po raz ostatni tożsamość więźnia, pytając go o nazwisko i datę urodzenia. Potem zaznaczano nieszczęśnika na liście, „aby nie popełnić żadnego błędu”, jak wyjaśnił Tokariew. Wreszcie zakładano polskiemu oficerowi czy policjantowi kajdanki i prowadzono go do znajdującej się w pobliżu „kamiery” egzekucyjnej. Tu życie jeńca miał zakończyć strzał w tył głowy. Doświadczeni oprawcy strzelali jednak w kark, trzymając lufę skierowaną ukośnie ku górze. Wtedy istniało prawdopodobieństwo, że kula wyjdzie przez oczodół lub usta. Wówczas poleje się tylko niewiele krwi, natomiast pocisk wystrzelony w potylicę rozrywa czoło i powoduje masowy krwotok (wypłynięcie około jednego litra krwi). A przecież zabijano co najmniej 250 ludzi dziennie. Kierowani przez Błochina kaci działali z budzącą grozę sprawnością. Co dwie minuty gasili życie człowieka.

PRZEMYSŁ ZAGŁADY


Przypuszczalnie po zakuciu w kajdanki skazańcy już domyślali się swojego losu. Jeden z nieszczęśników usiłował opóźnić egzekucję, informując, że ma zaszyte w pasie 25–30 złotych monet. Tokariew twierdził, że przepytał tylko jednego młodego Polaka. „»Ile masz lat?«. Powiedział – »18«. »Gdzie pełnił służbę?«. »W straży granicznej«. Czym się zajmował? Był telefonistą (...) Moim zdaniem był bez nakrycia głowy. Wszedł i uśmiechał się, tak, chłopiec, zupełny chłopiec,18 lat, a ile pracował? Zaczął liczyć po polsku – sześć miesięcy” – relacjonował Tokariew. W rozstrzeliwaniach uczestniczyło około 30 osób. Sam Błochin, który wydawał broń, Siniegubow, Kriwienko, Rubanow, nadzorcy więzienni oraz kierowcy. Szofer Tokariewa Nikołaj Suchariew chwalił się pewnego dnia, że „zdrowo się napracował”. Pilnowano, aby każdy uczestnik „operacji” splamił się krwią.

Pewien kierowca o imieniu Michaił pierwszego dnia odmówił udziału w egzekucji. Tokariew zeznał: „Bałem się, aby nie wydano rozkazu rozstrzelania go jako świadka. Wezwałem więc go do siebie i mówię: »Misza, ty jesteś komunistą. Musisz wykonać rozkaz«. Wziąłem grzech na swoją duszę, lecz po to, by uchronić go (od śmierci) jako człowieka”. Jako oddany sprawie komunista Misza zrozumiał, że na rozkaz partii musi zabijać. Pierwszego dnia przywieziono ponad trzystu jeńców. Kaci pracowali przez całą noc, ale i tak nie zdążyli wymordować wszystkich w ciemności i musieli rozstrzeliwać jeszcze po wschodzie słońca. Błochin polecił więc, aby transporty skazańców nie liczyły więcej niż 250 ludzi. Zwłoki zamordowanych wyrzucano z „kamiery” egzekucyjnej przez dodatkowe drzwi na podwórze, gdzie czekały odkryte samochody ciężarowe. Pudła nadwozi myto codziennie z krwi i fragmentów mózgu. Zwłoki (po 25–30 na jeden pojazd) nakrywano brezentem, który po zakończeniu „operacji” Błochin kazał spalić. Ciała, ciśnięte bezładnie na ciężarówki, przewożono do zbiorowych dołów śmierci w lesie koło Miednoje. Doły zasypywał koparką enkawudzista Antonow ze swym pomocnikiem. Był to, jak powiedział po latach nie bez dumy Tokariew, „prawdziwy przemysł” (nastojaszczaja industria), dodajmy – prawdziwy przemysł zagłady.

 

Operacja „rozładowania” obozu w Ostaszkowie zakończyła się 16 maja. Świeżych grobów w Miednoje pilnował strażnik nazwiskiem Sorokin. Później, aby lepiej ukryć zbrodnię, na grobach Polaków NKWD zbudowała radiostację. Przed egzekucjami Błochin zabronił picia wódki, jednak każdą krwawą noc kończyły pijackie biesiady, tak że najsprawniejszy morderca Stalina musiał zamawiać wódkę całymi skrzynkami. Kiedy wszyscy jeńcy z Ostaszkowa zostali już unicestwieni, Błochin urządził pożegnalną libację dla sprawców zbrodni, którzy wymordowali ponad 6300 osób. Tokariew zapewniał, że nie uczestniczył w tej uczcie demonów śmierci. Zadowolony Beria przyznał swoim mordercom nagrody pieniężne „za wykonanie zadania specjalnego”. Także Błochin otrzymał tę straszną premię w wysokości miesięcznego uposażenia.

SAMOBÓJSTWO OPRAWCÓW?


Tokariew opowiadał, że wielu oprawców z Miednoje, dręczonych wyrzutami sumienia, popełniło samobójstwa. Andriej Rubanow najpierw pił coraz więcej i opowiadał, że zabił wielu ludzi, w tym również Polaków. Potem zastrzelił się z nagana, który otrzymał jako nagrodę od zwierzchników z NKWD. Samobójstwa popełnili jakoby także kierowca Suchariew i zastępca Tokariewa, Wasilij Pawłow. Wreszcie także Błochin, stalinowski stachanowiec „czarnej roboty”, wpakował sobie kulę w łeb. Czy dręczony przez cienie tysięcy swoich ofiar? Samobójstwo Błochina przyjmują historycy rosyjscy. Tak naprawdę jednak opowieści o wyrzutach sumienia sowieckich katów nie zostały ostatecznie potwierdzone.

Z dokumentów wynika jedynie, że po śmierci Stalina w 1953 roku Wasilij Błochin, już w stopniu generała-majora, przeszedł na emeryturę, pożegnany pochwałą za „nienaganną służbę” od Ławrientija Berii. Po upadku i egzekucji Berii Błochin został pozbawiony swojego stopnia. Zmarł 3 lutego 1955 roku – nie wiadomo, czy gwałtowną śmiercią. Nigdy nie został ukarany za swe zbrodnie, podobnie jak Tokariew, który zszedł z tego świata dopiero w 1993 roku. Błochin, stalinowski demon śmierci, stał się symbolem okrucieństwa systemu i barbarzyństwa, do jakiego zdolny jest człowiek."

ŹRÓDŁO : FOCUS 07.02.08

TYTUŁ ORYGINAŁU :WASILIJ BŁOCHIN KAT STALINA

AUTOR : Krzysztof Kęciek

Marcel i Pankratek. To dwa końce tego samego kija. Kij ten służy do okładania wszelkiej maści kłamców, manipulatorów oraz łachudrów grasujących po salonach. Marcel ma naturę dystyngowanego lokaja, który z niewzruszona miną wykopuje włóczęgę naruszającego mir domowy. Pankratek to hultaj i wesołek dokazujący wieczorami gdy Hrabia drzemiąc w fotelu wygrzewa się przy kominku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura