Marcin Gołdyn Marcin Gołdyn
306
BLOG

W krainie niewiniątek i szwarccharakterów

Marcin Gołdyn Marcin Gołdyn Polityka Obserwuj notkę 0

           Polska A.D.2011 coraz bardziej zaczyna przypominać bajkową krainę. Niestety nie dlatego, że opływa mlekiem i miodem, a jej mieszkańcy są szczęśliwi. Chodzi raczej o często powtarzany w bajkach schemat dzielący bohaterów na dobrych i złych. W bajkach wszystko jest albo białe, albo czarne, ich twórcy z reguły nie wplatają w nie różnych odcieni szarości. Z podobną sytuacją spotykamy się w dzisiejszej Polsce, w której główni bohaterowie życia publicznego są albo nieskazitelnie dobrzy, albo totalnie źli. A przynajmniej taki obraz rzeczywistości starają się kreować mainstreamowe media.

           Uosobieniem dobra i jego największą emanacją jest miłościwie nam panujący Donald Tusk. Ten poczciwy rudzielec z Kaszub mądrze włada całą krainą, jest sprytny, krzepki i „każdemu pomoże o każdej porze”. Świtę też ma zacną. Taki pocący się Zbycho i Miro z dzikiego kraju wszystko co robili, robili dla dobra krainy rządzącej przez Donka (przynajmniej tak mówią, a któż z nas nie wierzyłby słowom tych zacnych mężów). Księżniczka Sawicka kierowała się tymi samymi zasadami, ale niejaki Tomek z CBA jakimś zdradzieckim eliksirem sprawił, że owa płocha niewiasta zakochała się w nim niczym Julia w Romeo, po czym zaczęła wyczyniać rzeczy straszne. Bo to, że była zakochana w agencie Tomku jest pewnikiem. Każdy z nas przecież musi pamiętać, jak to będąc zakochanym w wulgarny sposób domagał się pieniędzy od obiektu naszych westchnień. Takimi prawami rządzi się zauroczenie drugą osobą i basta.

           Następnie, jak w każdej porządnej bajce, tak i u nas pełno jest mędrców zawsze służących radą, po to by dobrem zło zwyciężać. A to ostrzegą przed bydłem (zarażonym chorobą wściekłych krów), innym razem powiedzą co zrobić z watahami, uratują przed wojną domową czy poszukają ratunku u zachodnich sąsiadów. I to wszystko pro publico bono.

           A nad bezpieczeństwem naszej krainy czuwają ludzie do bólu (korciło mnie by napisać to słowo inaczej, ale jednak mam zamiar jutro pospać dłużej, niźli do 6 rano) kompetentni. Mamy ministra od obrony (własnego stołka), któremu żadna katastrofa przydarzyć się nie może, chyba dlatego, że się facet przykleił do tego krzesła i za Chiny z niego nie spadnie. Posiadamy spec służby i inne odpowiednie instytucje, które walczą z tak niebezpiecznymi zjawiskami jak wolność słowa, czy nadmierna konsumpcja dorsza. A nad całokształtem czuwają zasłużeni wojskowi w stanie spoczynku, działający pod pseudonimem: „ludzie honoru”.

           No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ci źli – mąciciele pokoju i błogostanu. Na ich czele stoi Jarek z Żoliborza – okrutny czarnoksiężnik, zepsuty do tego stopnia, że chce pozbawić władzy Donka i sam zasiąść na tronie. Jego dwór i zwolennicy ciągle spiskują, jątrzą, knują, a wolnych chwilach przeobrażają się w żądnych krwi faszystów. Przyznacie Państwo, że to - jak mawia Stefek (u Indian nazywany Wściekłym Psem) - podłe, nikczemne, haniebne i ohydne.

           Ale żeby w bajce nie było zbyt nudno, to pojawiają się w niej ciągle nowe szwarccharaktery wypuszczane z puszki Pandory przez samego Wielkiego Kaszuba (oczywiście nie robi tego specjalnie). Do tej pory z owej nieszczęsnej puszki wyskoczyli m.in. opozycyjni dziennikarze, miłośnicy gier hazardowych, goście sprzedający dopalacze, a teraz padło na kibiców. Jakie będą następne plagi z jakimi będą zmagać się nasi herosi? Być może będą to niepokorni internauci, protestujący działacze „Solidarności” czy kierowcy (trzeba tylko poczekać na jakiś potężny karambol). Ważne by Donek mógł pokazać, że trzyma rękę na pulsie i kiedy trzeba to potrafi się bardzo wkurzyć i pogrozić paluszkiem niczym władcy ze Wschodu.

           Każdy z nas może mieć swój epizod w tej bajce. Nie znamy dnia, ni godziny, kiedy z szarego obywatela przeistoczymy się w prawdziwy szwarccharakter. Osobiście wolę jednak być po stronie tych złych, bo, jak to w bajkach często bywa, są oni po prostu ciekawsi i dzięki nim cała akcja nabiera dynamiki. A bajkowe niewiniątka mogą podobać się tylko na początku, po czym szybko stają się nudne, męczące i wypalone. Oby to wszystko nie skończyło się tylko banalnym morałem mówiącym, że „dobro zawsze zwycięża”. Polski nie stać na tego rodzaju „happy end”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka