W ostatni weekend po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że w Prawie i Sprawiedliwości, nie ważne czy w Wawrszawie czy Piotrkowie Trybunalskim ,liczy się tylko wola prezesa. W sobotę bowiem w części okręgów odbywały się zjazdy partii, na których jej członkowie wybierali (a może raczej byli potrzebni, aby formalności stało się za dość) przewodniczących. Nie takich, jakich chcieli, lecz tych, których wskazał prezes Kaczyński. Tylko osoby, które otrzymały jego rekomendację mogły startować i tylko na nie można było oddawac głos. Ci którzy popierali innego kandydata, mieli możliwośćjedynie zagłosowac przeciw faworytowi nieomylnego jak wiadomo prezesa, o ile oczywiście mieli to szczęście i zostali wpuszczeni na salę. Niektórym bowiem odmówiono prawa oddania głosu pod pretekstem niepłacenia składek.
Tym członkom PiS-u, którzy czują złość i rozgoryczenie, że nie dano im szansy nawet uczciwej rywalizacji o przywództwo w regionie pozostaje schowanie swoich ambicji pod dywan lub opuszczenie partii. Zapewne będą osoby, które odejdą do politycznej konkurencji w nadziei, że tam nie wszystko będzie zalezec od widzi mi się jednego człowieka. Z PiS-u od lat odchodzą utalentowani politycy, niegodzący się na dyktat prezesa Kaczyńskiego i odchodzić będą, jeżeli nie zmieni się model funkcjonowania tej partii, w którym każde stanowisko odbiegające nieco od oficjalnej linii jest traktowany od razu jak zdrada. Prezes Kaczyński w otoczeniu politycznych miernot będzie mógł w dalszym ciągu przegrywać wybory, być w twardej opozycji i obiecywać w Warszawie drugi Budapeszt (notabene jest dla mnie trochę niezrozumiałym, kiedy członkowie Prawa i Sprawiedliwości jadą na Węgry wspieraćc człowieka, który jest w jednej frakcji w Parlamecnie Europejskim z ich największym politycznym wrogiem). Ale i to się w końcu skończy. Wyborcy PiS-u, nawet Ci wpatrzeni w Kaczyńskiego jak w obrazek, w końcu dostrzegą, że taka forma funkcjonowania partii jest drogą donikąd i przekierują swoje poparcie gdzie indziej.
MAREZ
