Kto i jakie lekcje zapamiętał z wyborów 2005 roku? Jaką taktykę zamierzają zastosować sztaby wyborcze Platformy i PiS-u? Powoli już poznajemy odpowiedzi na te pytania a bardzo wiele ciekawych wniosków można było wyciągnąć z tego, jak wyglądały konwencje wyborcze obydwu partii w ostatni weekend. Od razu widać, że spin-doctors Prawa i Sprawiedliwości albo dużo wcześniej rozpoczęli pracę niż spece z Platformy Obywatelskiej, albo też (podobnie jak dwa lata temu) są po prostu znacznie lepszymi fachowcami w swojej dziedzinie niż koledzy z opozycji. Na początek uwaga stricte telewizyjna. Donald Tusk przemawiając miał źle oświetloną twarz i na tle nieatrakcyjnego oraz szablonowego tła (upstrzonego logiem swojej partii) chwilami wyglądał jak zły wampir, z plamami cienia pod oczami. Silnie to kontrastowało z dobrym oświetleniem w gdańskiej Hali Oliwii, gdzie politycy PiS-u stali z prawie „przepalonymi" obliczami, ale dzięki temu też rozjaśnionymi i pozytywnymi w pierwszym odbiorze.Nieprzyjemne wrażenie przewodniczący Platformy pogłębił przemawiając ostro i koncentrując się na krytyce przeciwnika. Można, więc powiedzieć, że nie dość, że wyglądał złowrogo to i przemawiał złowrogo. Rzeczy miłych, niosących nadzieję przewodniczący Tusk prawie nie mówił, tym samym potwierdzając, że chce przelicytować w tej ponurej dyscyplinie Kaczyńskich. Uprzednio Platforma za późno obudziła się, nieporadnie próbując dorównać czarnemu PR-owi przeciwnika i tym razem to ma się nie powtórzyć. Choć obawy „platformersów" są moim zdaniem niesłuszne, to przynajmniej część ich życzeń się spełni. Otóż wiele wskazuje, że faktycznie scenariusz z poprzedniej kampanii się nie powtórzy.Swoista niepowtarzalność historii (która podobno jeśli się powtarza to już tylko jako farsa) w tym przypadku wynika z paru faktów. Przede wszystkim w pierwszym etapie kampanii „pisowscy" specjaliści postanowili zneutralizować zarzuty, którymi od dawna obrzucają ich nawet tak przychylne media jak „Rzeczpospolita" czy „Dziennik" a chodzi oczywiście o koalicję z Lepperem i Giertychem. Jest zaiste ruchem brawurowym, bo ryzykownym, aby elektoratowi stale edukowanemu przez media, że PiS sprzedał ideę IV Rzeczypospolitej mimo to mówić na billboardach oraz w reklamówkach: „Zasady zobowiązują". Ten manewr można porównać do wzmacniania przez wojska najsłabszych miejsc w szyku, przed bitwą. Fakt wykonywania akurat takich defensywnych posunięć pozwala przypuszczać, że dla PiS-u to zaledwie jeden, pierwszy krok a ofensywa przyjdzie później, gdy przeciwnik zostanie zidentyfikowany wraz z jego celami. Jeśli Platforma nie odpowie na ten komunikat odpowiednimi posunięciami (czy mają już budżet na to?), to za dwa miesiące spora część wyborców będzie już uodporniona na manipulację w tym kierunku.Na tym etapie kampanii PiS zapewne nie będzie koncentrował się na atakach z jeszcze jednego powodu. Enuncjacje byłego ministra Kaczmarka opozycja oraz media nieprzychylne rządowi będą chciały wykorzystać w celu umocnienia negatywnego wizerunku Prawa i Sprawiedliwości jako formacji kojarzącej się nieufnością, represyjnością czy szeroko rozumianą agresją. To dlatego minister Ziobro nie stał w pierwszym (ani drugim) szeregu na niedawnej konwencji w Gdańsku. To dlatego też PiS powinien wybrać i wybiera w tym momencie retorykę sukcesu oraz pryncypialności. Wspomniany minister Ziobro stał się też zbyt łatwym celem (i balastem dla swego ugrupowania) gdy w jednym tygodniu demonstrując dyktafon na konferencji zaraz potem został oskarżony przez Kaczmarka o instalowanie podsłuchów opozycji i dziennikarzom. Przyznają Państwo sami, że kogoś nagrywającego swoich rozmówców łatwo potem obsmarować zarzucając nielegalną inwigilację. Błoto samo aż się klei.W polityce, tak jak na wojnie, czyny okrutne muszą mieć swoje uzasadnienie. I nigdy nie wystarcza po prostu odmalować przeciwnika jako potwora, istotę odrażającą. Propagandziści walczących stron muszą też swoim elektoratom wytłumaczyć w obronie jakich wartości toczy się walka. Kaczyńskim to się już udało. W zasadzie wszyscy zainteresowani polityką Polacy wiedzą, czego chce bronić Prawo i Sprawiedliwość, choć oczywiście nie wszyscy zgadzają się z tak postawionymi celami ani z metodą ich osiągania. Nawet bardzo ostry atak na przeciwnika w wykonaniu PiS-u jest więc bardziej przekonujący niż salwy oddawane w rewanżu przez opozycję. Pytanie - czego broni Platforma Obywatelska? Jeśli nawet w wystąpieniach publicznych głównych postaci z tej partii pojawiają się wątki pozwalające na rekonstrukcję „świata wartości" PO, to są one przemycane niewyraźnie oraz niekonsekwentnie. Czy chodzi o państwo przyjazne obywatelowi? Czy chodzi o niskie podatki? A może o lepsze relacje z UE i całym światem? A może o wysokie standardy przestrzegania praw człowieka? Specjaliści od wizerunku Platformy powinni na te pytania znać odpowiedź, a jeśli politycy tej formacji nie będą chcieli podporządkować się w swoich wypowiedziach konieczności ujednolicenia frontu, to już ich sprawa i odpowiedzialność za kolejną przegraną. Donald Tusk w przyszłości może używać jeszcze ostrzejszych sformułowań niż te z ostatniego weekendu, i mało kto w jego elektoracie poczuje się zniesmaczony - ale warunek jest jeden - wszyscy muszą wiedzieć CZEGO KONKRETNIE on tak desperacko broni.Uprzedzając zarzuty przeciwnika PO zapowiedziała już, że po wyborach na pewno nie wejdzie w koalicję z SLD. Twarz przewodniczącego Olejniczaka wyrażała trochę rozczarowania, bo ta deklaracja oznacza, że lewica w przyszłej kadencji znowu będzie musiała czekać na władzę, zamiast już ją mieć. Ale jeśli Wojciech Olejniczak trochę zna się na polityce, to wie, że deklaracje na tym etapie walki o władzę w zasadzie są nic nieznaczące. To tylko przesuwanie ważnych figur na planszy, w celu uchronienia ich przed zbiciem. „My nie jesteśmy wcale sympatykami zgniłej lewicy" - mówi Platforma i dopiero, gdy powtórzy to sto tysięcy razy to uniemożliwi sobie akurat tę koalicję. Unia Wolności wiele lat temu walczyła o laickie państwo z niejakim ZCHN-em, po czym śmiertelni wrogowie razem weszli do jednego rządu. Nic dziwnego, że potem nawet skromne poparcie dla UW (rzekomo elektorat żelazny) spadło jeszcze bardziej. Wyborcy ocenili swoją partię jako niesłowną i żenująco koniunkturalną a na dodatek nieskuteczną no i nie ma już Unii Wolności. W najbliższych tygodniach starcie odbywać się będzie na gruncie wyznaczonym przez ministra Kaczmarka, który podrzucił opozycji amunicji oraz wymusił na PiS-ie konkretne ruchy. Jednak, jeśli Platforma czy Sojusz liczą, że całą kampanię uda się zagrać w tym rytmie, to mogą srodze się pomylić. Zarzuty byłego członka rządu mają to do siebie, że są trudno weryfikowalne, więc przez długi czas Prawo i Sprawiedliwość może bronić się przed szturmem z tej strony spokojnie budując przyczółki pozytywnego wizerunku, bazującego na wzroście gospodarczym oraz stabilizacji w relacjach europejskich.To dopiero pierwsze fanfary przed zbliżającą się bitwą. Z dużym prawdopodobieństwem najbliższa kampania będzie bardziej interesująca niż ta, sprzed dwóch lat. Ale naprawdę ciekawe wybory wydarzą się w jeszcze odleglejszej przyszłości, gdy wśród polskich polityków pojawi się ktoś, kto umie przemawiać i mówić (bo to nie to samo). Dobrze wyglądający lider (a może liderka?), będący zaprzeczeniem pękatych, sapiących przywódców. Osoba z dobrą dykcją potrafiąca fantastycznie improwizować, wytrzymująca zbliżenia kamery (telewizja to kocha). Ktoś budzący sympatię milionów naturalnym stylem bycia, tak jak robił to na przykład Tony Blair (jak on mówił!). I wtedy dopiero wszystkie kalkulacje speców pójdą do kosza, bo w dzisiejszej polityce wielkie osobowości medialne dyktują swoje warunki.A Państwo jak widzą scenariusz najbliższych tygodni i miesięcy? Kto z jakiej strony kogo zaatakuje? Jak oponenci widzą swoje atuty oraz słabe strony przeciwnika?
Najbardziej lubię czytać oraz słuchać ludzi o innych poglądach. To po prostu najciekawsze. Jaki sens z wysłuchiwania kogoś, kto ma to samo zdanie?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka