Marcin Sawicki Marcin Sawicki
429
BLOG

Awantury arabskie po polsku

Marcin Sawicki Marcin Sawicki Polityka Obserwuj notkę 29

Baśnie czy mity nigdy nie umierają a jedynie ulegają transformacji. Tę śmiałą etnograficzną tezę łatwo uzasadnić nawet pobieżnie analizując dzisiejsze polskie media oraz zachowania polityków.

Premier Tusk zakończył właśnie swój urlop we włoskich Alpach, gdzie wścibscy fotoreporterzy robili mu wzruszająco słodkie zdjęcia z żoną i dziećmi, gdy siedzi przy świecach i je pizzę lub jeździ na nartach. Autentyzmu kadrów nie psuły ciężkie sylwety oficerów BOR-u, gdyż szef rządu na ten czas zrzekł się ochrony. Podobno. Niektórzy w to wierzą, inni przypuszczają, że gdzieś na stoku lub w restauracji czaili się przebrani agenci ochrony. Pozostaje jednak faktem, że media raczej bezkrytycznie przekazały opinii publicznej wizerunek dobrego władcy, który nie zapomniał jak to jest być zwykłym człowiekiem.

Zanim oburzą się Państwo na bezinteresowną złośliwość wyzierającą z powyższych słów, spieszę donieść, że bawi mnie sytuacja a nie człowiek. Już tłumaczę czemu.

To zręczne posunięcie wizerunkowe do złudzenia przypomina motyw opisany na przykład przez Kornela Makuszyńskiego w opowiadaniu „Morderstwo Harun ar Raszyda" ("Awantury arabskie"). Ten dobry i mądry kalif miał zwyczaj wymykać się nocą ze swego pysznego pałacu, by w przebraniu chytrego Persa słuchać rozmów swoich poddanych. Jednak to nie Makuszyński wpadł na pomysł aby tak przedstawić władcę i nie tylko słynny kalif (dziś nazywany al-Raszydem) w ten sposób był sławiony przez poddanych. W polskiej tradycji podobnie zapisał się Kazimierz Wielki (choć prawdopodobnie część królewskich wycieczek służyła wyłącznie sekretnym romansom). Zresztą, podanie o władcy, który nierozpoznany wkrada się między poddanych ma swoją genezę jeszcze w starożytności, gdy Swetoniusz w „Żywotach Cezarów" opisał popularną plotkę oskarżającą o to właśnie Nerona.

Ponieważ zaś niektóre mity i baśnie mają do siebie to, że nie giną a jedynie ulegają przemianie, więc doczekaliśmy się współczesnej wersji podania o władcy, któremu nieobce jest życie poddanych. Z jednej strony mamy dobrego kalifa Haruna-al-Tuska. Pytanie, bohater jakiej bajki jest jego oponentem?

To niestety postać zbyt podobna do Gargamela, złośliwego czarownika, którego jedynym przyjacielem jest jego kot (krewkim czytelnikom przypominam, że komentuję wizerunek nie zaś osobę!).

Upraszczając ten bolesny dla PiS-u problem należy zauważyć, że nie tylko z powodu nieprzychylności mediów obraz prezesa Kaczyńskiego jest tak niekorzystny. Powodem jest także brak ludzkiego wymiaru wizerunku Jarosława Kaczyńskiego. To zaś, co przedostaje się do opinii za pośrednictwem nieżyczliwych mediów jest groteskowe lub niebezpieczne dla charyzmy polityka - konto u mamy, brak prawa jazdy, brak żony i dzieci. Jeśli więc w ostatnich dniach i tygodniach mamy z jednej strony ciepłego blondyna z żoną i dziećmi na nartach, a z drugiej niskiego, samotnego bruneta, który węszy niemiecki spisek, to porównanie atrakcyjności owych dwóch bajek wypada jednoznacznie na korzyść blondyna.

Tu szybka dygresja na temat współczesnej kultury masowej. Oprócz ciągle żywego stereotypu blondyn - dobry, brunet - zły, istotny jeszcze jeden ale odnoszący się do zwierząt. Otóż sympatię wyborców budzi pies a nie kot! To może wydawać się śmieszne, ale kot jako jedyne zwierzę - atrybut kojarzy się z przewrotnością i złymi intencjami. I z tego powodu żaden prezydent amerykański nie próbował nigdy promować się tylko przy pomocy tego akurat zwierzaka. On niech będzie jednym z wielu zwierząt domowych polityka, ale nigdy tym jedynym! Kto nie wierzy w słuszność owej rady, niech poszuka w filmach czy literaturze popularnej i zestawi ilu pozytywnych bohaterów ma psy, a ilu negatywnych koty.

U polityka sympatii nie budzą ani nadmierne przykładanie wagi do wizerunku, ani też abnegacja w tym względzie. To pierwsze każe przypuszczać, że osobnik nie ma tak naprawdę nic do powiedzenia. To drugie, często wiązać się może z anachronizmem, nieskutecznością i brakiem profesjonalizmu.

Jarosławowi Kaczyńskiemu życzę dobrego PR-u i łebskich doradców, którzy doradzą jak ocieplić wizerunek i zrobić go bardziej „sprzedawalnym". Niech założy z mamą fundację na rzecz bezdomnych psiaków, albo niech pomaga przy pomocy innej fundacji poszkodowanym przez aparat represji PRL-u. Obojętne co to będzie. Musi zacząć być człowiekiem, a nie tylko walczącym prezesem, bo inaczej trzeba będzie liczyć tylko na jakieś absolutnie kompromitujące potknięcia Tuska, czekając na kolejne wybory. A „nieskazitelny" Tusk wydaje się na razie poza zasięgiem, bo sprytnie unika zaangażowania we wszelkie konflikty, walkę pozostawiając swoim ministrom.

 

[dodane 22.02]

Wczoraj PiS zaprezentował nowy spot polityczny, w którym Donald Tusk został porównany do wilka z bajki o Czerwonym Kapturku.   Ze względu na olbrzymią wrodzoną skromność (mam też inne zalety!) nie podejrzewam, aby ktokolwiek z Prawa i Sprawiedliwości inspirował się moim blogiem! Tym bardziej, że porównanie baśni oraz politycznego PR-u, które zaprezentowałem, miało na celu wypunktowanie słabości tego ostatniego.

Warto także dodać, że sama forma  wspomnianej reklamy obniża jej wiarygodność. Twórcy bowiem posłużyli się techniką filmu rysunkowego, która generalnie sprowadza całość do rangi bajeczki - w tym i sam przekaz. W rezultacie powstaje wrażenie, że PiS opowiada bajkę, w której Tusk opowiada bajki! 

Więcej zręczności wykazał natomiast dziś Andrzej Lepper, wydobyty z politycznego niebytu przez PAP. Porównał on Jarosława Kaczyńskiego do Gargamela (czyżby przejaw kongenialności?) a premiera Tuska do Lalusia. I to chyba trafniejsze. Bo Tusk do wilka podobny nie był, nie jest i nie będzie. Ale oskarżanie go o lawiranctwo, cukierkowatość i gołosłowność wydaje się dużo skuteczniejsze.   

Najbardziej lubię czytać oraz słuchać ludzi o innych poglądach. To po prostu najciekawsze. Jaki sens z wysłuchiwania kogoś, kto ma to samo zdanie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka