Marcin Sawicki Marcin Sawicki
1263
BLOG

"Stalingrad" A.Beevora

Marcin Sawicki Marcin Sawicki Kultura Obserwuj notkę 56

Każdy niemiecki żołnierz zanim zginął zabił co najmniej czterech przeciwników. Od końca listopada 1942 roku do pierwszych dnia stycznia '43 z głodu, mrozu czy od radzieckich kul umarło prawie 60 tysięcy Niemców. To tylko niektóre statystyki opisujące bitwę pod Stalingradem, w wyniku której okrążona, zdziesiątkowana i wzięta w niewolę została Szósta Armia feldmarszałka Paulusa. Na początku zmagań liczyła około 300 tysięcy ludzi, by wygubić dwie trzecie swego stanu. Jeńcy w obozach sowieckich ginęli w równie szybkim tempie jak na polu walki i do ojczyzny wróciło ostatecznie tylko parę tysięcy z niegdyś wielkiej i zwycięskiej armii.

Jej dowódca, na krótko przed upadkiem został awansowany przez Hitlera, który wiedząc już o nieuchronnej klęsce swych wojsk pragnął aby Paulus w podzięce za najwyższą szarżę popełnił samobójstwo, w ten sposób pokazując drogę całym Niemcom. Miały przecież albo zwyciężyć, albo same zginąć.

Drugiego wydania doczekała się właśnie fascynująca książka brytyjskiego historyka wojskowości Antony'ego Beevora „Stalingrad". Oficyna ZNAK twierdzi co prawda, że jest to wydanie pierwsze, ale bez wielkiego wysiłku każdy z Państwa w sieci odnajdzie informacje o wydaniu sprzed ośmiu lat, gdy nakładem Książki i Wiedzy "Stalingrad" ukazał się w tłumaczeniu S.Gąbińskiego.

Beevor znany polskim czytelnikom także dzięki innej pozycji „Berlin. Upadek 1945" jak zawsze przykuwa uwagę swobodną narracją, bogactwem szczegółów oraz umiejętnością prawie malarskiego budowania obrazu zjawisk społecznych, jakimi bez wątpienia są wielkie bitwy, w których biorą udział i giną tysiące, jeśli nie miliony.

Parę cech stylu pisarza zasługuje na szczególne uznanie. Wybiera on sobie wielu bohaterów, których losy śledzi, ilustrując ważne tezy książki. W efekcie karty „Stalingradu" zamiast nudnych dywagacji strategiczno-historycznych wypełnia galeria niezwykłych postaci, takich jak choćby arogancki generał lotnictwa von Richthofen, uległy marszałek Paulus męczony nasilającym się tikiem, twardy niczym kamień i równie wyrafinowany generał Czujkow broniący ruin miasta (- Jak rozumiecie Wasze zadanie? - Obronić miasto lub zginąć.), jednoręki mistrz walki pancernej generał Hube, czy słynny snajper Zajcew oraz inni rekordziści w tej ponurej dyscyplinie mordowania wrogów na pęczki.

Obok głównych postaci dramatu pojawiają się na chwilę by zniknąć i zazwyczaj zginąć szeregowi żołnierze, piszący pamiętniki czy listy do domu, które Beevor cytuje. Przy okazji częstuje czytelnika frapującymi szczegółami, takimi jak obraz rozpaczy i wściekłości oblężonych Niemców, którym Luftwaffe zamiast amunicji czy prowiantu przywiozła w środek tego śnieżnego piekła dwie tony majeranku i pieprzu. Jeden ze świadków wydarzenia miał skomentować to z wisielczym poczuciem humoru, że pieprzem przynajmniej będzie można sypnąć Rosjanom w oczy, gdy podejdą już bardzo blisko.

Autor w niezwykle empatyczny sposób przywołuje sceny dramatu cywilnych mieszkańców Stalingradu, którzy na skutek niemieckich bombardowań zostali w parę dni zepchnięci do epoki kamienia łupanego. Do rzeczywistości, w której kawałek derki, ogień i najprostsza strawa decydują o przeżyciu, żadnej choroby nie da się wyleczyć a wszystkiemu towarzyszy przejmująca loteria śmierci, niesionej przez przypadkową kulę czy pocisk artyleryjski.

Niepokojącą ponadczasowość tego krwawego starcia podkreślają również opisy mrozu czy głodu, który zdziesiątkował Szóstą Armię, tak jakby przez całe stulecia nie dokonał się postęp techniczny czy naukowy. Żołnierze niemieccy umierali z głodu na stojąco, niekiedy nie mogąc nawet utrzymać karabinów w opuchłych z mrozu dłoniach. Ich okrutna śmierć nie robiła wrażenia na Hitlerze czy jego dowódcach i tylko jeden generał Zeitzler, który odbierał ciągłe depesze od Paulusa, w geście sprzeciwu postanowił głodzić się jedząc tyle samo, ile okrążeni żołnierze. W ciągu dwóch tygodni schudł prawie dwanaście kilo, dopóki rozeźlony Wódz nie kazał mu wrócić do normalnej diety.

Wszystko przypomina antyczne starcie dwóch potęg, nieliczących się z niczym i z nikim. Z jednej strony brutalne niemieckie zagony pancerne. Z drugiej fanatyczne oddziały NKWD, ślepo posłuszne nieludzkim rozkazom Stalina zakazującym ewakuacji ludności oblężonego miasta. Czytelnik żadnej z potęg nie może kibicować, bo obie w swoim rozpasanym okrucieństwie godne są siebie, ale jednocześnie współczujemy poszczególnym ludziom, jednostkom uwikłanym w tragedię.

Umiejętnie i w niezwykle filmowy sposób operując detalem oraz nie tracąc szerokiej perspektywy Beevor w zasadzie daje odpowiedź na najważniejsze pytanie, dlaczego Niemcy przegrali bitwę pod Stalingradem, a potem w podobny sposób całą wojnę. Nie przywołam jej tutaj, choć jest dość prosta, ale nie chcę odbierać satysfakcji Szanownym Czytelnikom. Powiem tylko, że tekst Beevora w idealny wprost sposób jest komplementarny z klasyczną „Sztuką wojny" Sun Tzy (zwanego również Sun Wu). I w zasadzie wszystkie błędy generałów niemieckich oraz Hitlera antyczny autor omówił już parę tysięcy lat temu wspominając choćby o tym, że zdobywanie miast jest najgorszym rozwiązaniem i najmniej ważnym celem działań wojskowych każdego generała. Tak było i tym razem, ale fuehrer nie słuchał swoich dowódców.

Całe szczęście.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PS.Polskiego wydania nie czytałem, dla celów tej recenzji posługując się angielskim wydaniem Penguin Books 1999.Stąd nie wspominam nic o jakości wydania czy tłumaczenia.

Najbardziej lubię czytać oraz słuchać ludzi o innych poglądach. To po prostu najciekawsze. Jaki sens z wysłuchiwania kogoś, kto ma to samo zdanie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura