Po ostrej reprymendzie od „koncyliacyjnego” Tajnera nasza biegaczka i Wieretielny od jakiegoś, niekrótkiego, czasu nie akcentują już tego, że Marit Steryd Robokop Bjoergen wygrywa tylko dlatego, że się szprycuje. Widząc, że nawet w rodzimym związku nie mają poparcia – odpuścili.
Po czwartkowym biegu sprinterskim przybył im jednak niespodziewanie nowy, bardzo istotny stronnik. Inna wielka gwiazda biegów, Petra Majdić, zdecydowała się przerwać milczenie i głośno wyartykułować co jej na wątrobie leży.
Szkoda, że Majdić mówi to dopiero teraz. Z jednej strony ją rozumiem. Zdobyła w swojej koronnej konkurencji medal, żaden werdykt skandynawskich sędziów już jej tego odebrać nie może. Na innych dystansach i tak nie ma szans. Może mówić bez obaw. Ludzkie. Gdyby jednak, wraz z całą rzeszą innych „milczków”, powiedziała to głośno wtedy, kiedy mówiła to Kowalczyk, to może dzisiaj Robokop nie właziłby buńczucznie na najwyższe miejsce podium mistrzostw świata tylko albo odpadłby w ćwierćfinale albo w ogóle nie startował zdyskwalifikowany za stosowanie dopingu.
Dla Kowalczyk wypowiedź Majdić jest, uważam, czynnikiem bardzo sprzyjającym. Przynajmniej z dwóch powodów. Co by nie powiedzieć, wprowadza u Norweżek pewną nerwowość. I druga rzecz. Przestaje czynić z Polki w Norwegii wroga publicznego numer jeden. Po wypowiedzi Słowenki norweskie media przerzuciły się z Kowalczyk na Majdić i jadą po niej jak wcześniej po Polce.
Za trzy-cztery godziny zobaczymy czy i jak taka krytyka odbija się na Bjoergen. Ale już teraz wiemy, że zatrudnienie przez norweski związek narciarski specjalisty od trzymania na postronku języka swoich zawodniczek miało swoje głębokie uzasadnienie. Z każdym startem mogą bowiem musieć coraz bardziej ten język powstrzymywać. Bo z każdym biegiem oficjalnie niezadowolonych z nierównego traktowania różnych nacji może zacząć lawinowo przybywać.
Ale by było gdyby Majdić stała się taką Tunezją damskich biegów narciarskich. Myślę, że Justyna nawet by się nie zająknęła, że również w tej kategorii pierwsze miejsce należy do niej i przeszłaby spokojnie nad przyznaniem palmy pierwszeństwa Słowence. Jej korzyści byłyby przecież daleko większe:).
PS
Sam nie wierzę w to, co napisałem w ostatnim akapicie. Norwegia jest za mocno okopana w FIS:(.